I znowu pod wpływem dwóch podcastowych wywiadów
zdecydowałam się przeczytać książkę, po którą sięgnąć nie zamierzałam. Chodzi o biografię Wisławy Szymborskiej, którą napisała Joanna Gromek-Illg - "Szymborska. Znaki szczególne" (Znak 2020). Autorka nazywa swoją książkę biografią wewnętrzną. Dlaczego? Aby odróżnić ją od wydanych w latach dziewięćdziesiątych "Wisławy Szymborskiej pamiątkowych rupieci, przyjaciół i snów" autorstwa Anny Bikont i Joanny Szczęsnej. Tamta powstała za życia poetki na podstawie wywiadów z jej przyjaciółmi, znajomymi, wydawcami i tłumaczami. W końcu na rozmowę zdecydowała się sama Wisława Szymborska. Jak pisze Joanna Gromek-Illg, okoliczności jej powstania sprawiły, że w powszechnej świadomości utrwalił się obraz pogodnej, starszej pani, która poza pisaniem poważnych wierszy uwielbia tworzyć limeryki, moskaliki, kolaże, którymi obdarowuje przyjaciół, zbiera kiczowate pamiątki. Słowem jest takim niezwykle towarzyskim, sympatycznym oryginałem.Nic zatem dziwnego, że po kilku latach od śmierci poetki ktoś zdecydował się napisać jej nową biografię. Ta książka powstała w dużej mierze na podstawie bogatej korespondencji, jaką prowadziła Szymborska ze swoimi krewnymi, przyjaciółmi, znajomymi i mężczyznami, którzy odegrali ważną rolę w jej życiu. Autorka oczywiście posiłkowała się też rozmowami z tymi, którzy ją znali, archiwami i innymi źródłami. Główne zadanie, jakie sobie postawiła, to próba odkrycia prawdziwego oblicza poetki, mniejszą wagę przywiązywała do budowania tła historycznego, które rzecz jasna jest, ale nie tak rozbudowane, jak to zazwyczaj w biografiach bywa.
Okazuje się, że dotarcie do jej wnętrza wcale nie jest takie proste, bo światu starała się pokazywać pogodną twarz, nie obarczać innych swoimi problemami i kłopotami. Dlatego autorka poszukiwania prowadzi także, analizując twórczość Szymborskiej. Stawia tezę, że to właśnie tam można odnaleźć prawdę o niej. A w jej poezji zachwyt nad światem, zaduma nad jego precyzją i urodą miesza się z pesymizmem, ze świadomością bólu, cierpienia, kruchości wszystkiego. Nie jest także proste dotarcie do wszystkich faktów z jej życia. Niewiele wiadomo o dzieciństwie, trudno na sto procent być pewnym, dlaczego jedyne małżeństwo, z poetą Adamem Włodkiem, rozpadło się po kilku latach. Prawdopodobnie przyczyną były inne kobiety - mąż poetki miał duże powodzenie i był kochliwy. Trudno jednak orzec to z całą pewnością tym bardziej, że oboje akceptowali otwarty związek.
Jaki obraz Szymborskiej wyłania się zatem z jej biografii? Kobiety niezależnej, to chyba wybrzmiewa najmocniej, i to już od dzieciństwa. Poetka szybko wyrwała się spod skrzydeł rodziny i żyła po swojemu, co jej matka niekoniecznie akceptowała. Nie znaczy to jednak, że z rodziną zerwała. Z siostrą związana była silną więzią, a póki żyła matka, na Radziwiłłowską do rodzinnego domu na niedzielne obiadki przychodziła regularnie. Mile widziani byli też jej mężczyźni. Najpierw mąż, Adam Włodek, który nawet po rozwodzie bywał u swojej dawnej teściowej. Trudno się zresztą dziwić, skoro pozostał dla Szymborskiej kimś ważnym na zawsze. Powiedzieć, że się nadal przyjaźnili, to zdecydowanie za mało. Pomagali sobie wzajemnie, zwierzali się sobie. Czytając fragmenty ich korespondencji cytowane w biografii, trudno też oprzeć się wrażeniu, że przynajmniej jeszcze kilka lat po rozwodzie ich wzajemna relacja to nie tylko przyjaźń, pozostało coś z dawnego uczucia. Chyba, że listy teatralizują rzeczywistość, co Szymborska uwielbiała, a liczne tego przykłady odnajdujemy w korespondencji ze Zbigniewem Herbertem i Kornelem Filipowiczem, jej wielką miłością i wieloletnim partnerem. Na pewno nie była typem kobiety domowej. Nie lubiła zajmować się sprawami przyziemnymi takimi jak na przykład gotowanie, ceniła też niezależność - od rozwodu z Adamem Włodkiem już zawsze mieszkała sama, chociaż związana była z innymi mężczyznami.
Trudno oczywiście uciec od okresu w jej życiu, o którym ona sama, nie lubiła mówić, chociaż się go nie wypierała. Chodzi o błędy młodości, przynależność do partii w okresie stalinowskim, wiersze pisane w duchu socrealistycznym. Autorka próbując zrozumieć ówczesne wybory poetki, tłumaczy jej postawę wpływem Adama Włodka. Dla niego z kolei był to wybór naturalny, bo lewicowe poglądy miał znacznie wcześniej. Joanna Gromek-Illg zastanawia się, albo wręcz stawia tezę, że gdyby w tamtym czasie żył ojciec Szymborskiej, osoba dla niej bardzo ważna, być może postawa ideowa poetki byłaby zupełnie inna.
Czyta się tę biografię świetnie. Wiele tu interesujących, nieznanych mi wcześniej informacji. Bardzo zaciekawiła mnie na przykład opowieść o rodzicach poetki, czasach wojennych, życiu na Krupniczej w słynnym domu literatów, chociaż na ten temat napisano już bardzo dużo. Nie miałam też pojęcia, że poetka związana była przez kilka lat z Janem Pawłem Gawlikiem, który znacznie później był dyrektorem Starego Teatru w okresie jego największej świetności. I tu pierwsza refleksja. Czasami miałam wrażenie, że podglądam Szymborską, że z butami, ja i inni czytelnicy, wchodzimy w jej życie. Może dlatego, że tak jeszcze niewiele czasu minęło od jej śmierci, że wciąż żyją ludzie, którzy to wszystko pamiętają? Bo przecież nic w tym dziwnego, że w biografii znajdujemy opowieść o życiu prywatnym. Tak jest zawsze. Refleksja druga - szczególnie im bliżej końca, tym bardziej zastanawiałam się, czy Joanna Gromek-Illg potrafi zachować dystans do Szymborskiej, dystans, a więc obiektywizm. Bo przecież bardzo dobrze zna wiele osób z przyjacielskiego kręgu poetki, znała też ją, bywała u niej w domu razem z mężem, Jerzym Illgiem, wydawcą i redaktorem Znaku, chociaż, jak zaznacza, nigdy się nie przyjaźniły ani nie były w bliskich relacjach. Czy biografia napisana przez kogoś nieznającego ani Szymborskiej, ani jej przyjaciół i znajomych byłaby inna? Z pewnością. Obce jest mi czarno-białe spojrzenie na świat, za dużo czytałam, za dużo wiem, aby potępiać cudze wybory, staram się zrozumieć kontekst, nie przykładać współczesnej miary do oceny postaw sprzed lat, bo przecież tak nie można. Niemniej jednak zastanawiam się, czy autorka zbyt łatwo nie prześlizguje się nad tym nieszczęsnym okresem stalinowskim. Sama nie wiem. A może należy uszanować postawę poetki, która wstydząc się tamtych wyborów i tamtej swojej twórczości, nie lubiła rozmawiać na ten temat.