Jakiś czas temu ukazała się w Polsce kolejna powieść hiszpańskiej
pisarki, Almudeny Grandes. To "Matka Frankensteina" (Sonia Draga 2021; przełożyła Magdalena Olejnik). Niestety autorka zmarła w tym samym roku. Ta powieść stanowi część sześciotomowego cyklu "Epizody niekończącej się wojny", który opowiada o czasach dyktatury Franco, ale z punktu widzenia jej przeciwników, ludzi popierających siły republikańskie. Jak wyczytałam w wywiadzie z pisarką, który udało mi się znaleźć w necie, w Hiszpanii jest to historia z takiej perspektywy stale nieopowiedziana. W Polsce kilka lat temu wyszła czwarta książka z tego cyklu, "Pacjenci doktora Garcii", a wcześniej "Pocałunki składane na chlebie", współczesna opowieść o mieszkańcach jednej z madryckich dzielnic w dobie kryzysu ekonomicznego. O ile ta druga mnie rozczarowała, czemu dałam wyraz w jednej z notek, o tyle rzecz ma się zupełnie inaczej z tą pierwszą. A sięgnęłam po nią po niezwykle ciekawym spotkaniu z Almudeną Grandes, która była gościnią Festiwalu Conrada w roku 2019. Pamiętam, że pisarka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Nic dziwnego, że teraz koniecznie musiałam przeczytać "Matkę Frankensteina", kolejną, piątą, powieść cyklu. Mam nadzieję, że Sonia Draga wyda pozostałe części tej serii."Matka Frankensteina' to książka dla tych wszystkich, którzy lubią grube, porządnie opowiedziane historie, a czytając, mają jednocześnie pewność, że to rzecz ważna, a nie tylko pospolite czytadło. Zasadnicza część akcji rozgrywa się w latach pięćdziesiątych w Madrycie i okolicach, zwłaszcza w miejscowości Ciempozuelos, gdzie znajduje się szpital psychiatryczny, w którym rozpoczyna pracę doktor German Velazquez, który dał się namówić dyrektorowi wspomnianego szpitala na powrót do ojczyzny ze Szwajcarii, gdzie studiował medycynę i pracował jako psychiatra. Ma wdrożyć leczenie nowym, obiecującym, lekiem, czym zajmował się w szwajcarskiej klinice. Ale, podobnie jak w "Pacjentach doktora Garcii", autorka pozwala sobie na retrospekcje, które są istotną częścią tej opowieści. Poznajemy historię doktora Velazqueza, który był synem znanego hiszpańskiego profesora psychiatrii. Jego rodzina opowiedziała się jednoznacznie za republikanami. Jemu udało się w ostatnim momencie uciec przez północną Afrykę, Francję do Szwajcarii, gdzie dzięki wstawiennictwu ojca znalazł dom w rodzinie żydowskiego profesora Goldsteina, też psychiatry. Używam tu gładkiego słowa uciec, ale była to gehenna, droga przez mękę, która miała wielkie szanse skończyć się niepowodzeniem, co oznaczało ekstradycję do Hiszpanii, a tam więzienie albo nawet śmierć. Jest więc to też opowieść bardzo na czasie, bo pozwala pochylić się nad losem uciekiniera, imigranta, człowieka, który podejmuje ryzykowną i trudną decyzję o emigracji, a jeśli mu się uda, musi zapuścić korzenie w nowym kraju, zmierzyć się z samotnością, wykorzenieniem i wyrzutami sumienia wobec bliskich, którzy w Hiszpanii zostali, i wobec innych zwolenników republiki, którzy nie mieli szansy uciec. Jemu się poszczęściło, bo ojciec, który mógł uratować siebie, postanowił ocalić jego. Dlaczego tak zrobił, nie mogę zdradzić. German nie jechał w ciemno - wiedział, że jeśli do Szwajcarii dotrze, znajdzie opiekę u Goldsteinów. I tu otwiera się kolejna szkatułka, kolejny wątek znakomicie korespondujący z jego losami - to historia żydowskiej rodziny, której niemal w ostatnim momencie udało się opuścić III Rzeszę. Ich historia stanowi jeszcze jeden, bardzo ciekawy, kamyk w mozaice ludzkich losów, które zamknięte są w tej opowieści.
Kolejny ważny wątek i kolejna poruszająca historia to opowieść o Marii, młodej dziewczynie, salowej w szpitalu w Ciempozuelos, która okazuje się osobą niezwykle wrażliwą i życiowo mądrą. Może dlatego, że los nie był dla niej łaskawy. Maria wychowywała się na terenie szpitala, bo tam pracował jako ogrodnik jej dziadek, a babcia też wykonywała jakieś proste prace. Jej rodzice zginęli w czasie wojny domowej. W jakich okolicznościach dokładnie nie wiadomo. Dzięki jednej z pacjentek, o której jeszcze wspomnę, nauczyła się pisać i czytać. To pokazało jej nowy świat, otworzyło na nowe doznania i inne, nieznane jej dotąd, perspektywy. Książki stały się jej pasją i gdyby mogła, na pewno próbowałaby wyjść z zaklętego kręgu przypisanego jej miejscem urodzenia. Ale dla takich jak ona droga była jedna - posada służącej w Madrycie i ewentualnie małżeństwo, oczywiście z człowiekiem z jej warstwy społecznej. Maria nie chce pogodzić się z takim losem, ale popełnia błąd, jaki przed nią popełniło wiele dziewczyn pracujących jako służące. Zakochuje się w paniczu. Jednak w jej wypadku chodzi nie tylko o miłość. Maria jest świadoma swojego ciała, a seks sprawia jej przyjemność. W katolickiej, frankistowskiej Hiszpanii, przynajmniej oficjalnie, to nie do przyjęcia. Dziewczyna zostanie schwytana w pułapkę i chociaż uda jej się wyjść z opresji, to kilka lat później pętla zaciśnie się na jej szyi. Szantażem zostanie zmuszona do czegoś, czego nie będzie chciała. Tym razem sytuacja wydaje się jeszcze bardziej beznadziejna, bez wyjścia. Jej historia porusza i trzyma w napięciu. Piszę bardzo ogólnikowo i nie zdradzam, jak potoczy się życie Marii, aby nie odebrać przyjemności płynącej z lektury. Bo, jak wspominałam, w książkach Almudeny Grandes opowieść jest bardzo ważna.
Postać Marii jest w tej historii niezwykle istotna, bo na przykładzie jej losów pokazuje autorka wszechwładzę Kościoła w czasach Franco, jego sojusz z władzami i hipokryzję związanych z nim ludzi. Jest to też opowieść o świecie patriarchalnym, w którym kobieta, zwłaszcza ta z klasy niższej, jest całkowicie podporządkowana mężczyźnie, a jej los jest od początku ustalony. Na niezależność mogą sobie pozwolić tylko nieliczne, a i to pokątnie. Ale oddajmy głos autorce, która objaśnia genezę tej powieści.
Napisałam tę książkę w hołdzie wszystkim tym kobietom, które nie mogły pozwolić sobie na podejmowanie własnych decyzji, jeśli nie chciały się narazić na miano dziwki. Kobietom, które przeszły wprost spod opieki rodzicielskiej pod kuratelę mężów, które spóźniły się na wolność, jaką cieszyły się ich matki, i nie zdążyły na wolność, w jakiej żyjemy my, ich córki.
To nie wszystkie obecne w książce problemy i wątki. Almudena Grandes tworzy obraz życia społeczeństwa hiszpańskiego w czasach dyktatury generała Franco w latach pięćdziesiątych. Jest to kraj duszny, a jego mieszkańcy żyją w kleszczach między Kościołem i autorytarną władzą, które zawarły sojusz. Kraj, w którym mówi się szeptem, w którym ci, którzy próbują żyć inaczej, muszą być bardzo ostrożni i płacić rozmaite koncesje na rzecz Kościoła i państwa. Tkwią w dwójmyśleniu. Jest to też kraj pęknięty. Ci, którym ta sytuacja odpowiada, narzucają swoją wolę pozostałym.
No i na koniec muszę odnieść się do tytułu. Kim jest owa matka Frankensteina? To bogata pacjentka szpitala psychiatrycznego, w którym pracują doktor Velzquez i Maria - Aurora Rodriguez Carballeira, która przed laty zabiła swoją córkę, cudowne dziecko, działaczkę społeczną, zwolenniczkę rewolucji seksualnej i eugeniki. Obie ze sobą współpracowały, ale w pewnym momencie doszło między nimi do konfliktu, matka uznała, że córka nie spełnia jej oczekiwań i nie jest dość doskonała. Potem Aurora zostanie owładnięta obsesją stworzenia człowieka idealnego. Jej wątek wprowadza do powieści kolejny temat - inżynierii społecznej i eugeniki. Jak się okazuje jest to postać autentyczna, jej historia była w Hiszpanii bardzo znana, powstały o niej artykuły, książki i filmy. Wplatanie do powieści z tego historycznego cyklu postaci autentycznych jest stałym zabiegiem autorki.
Polecam "Matkę Frankensteina" wszystkim miłośnikom Hiszpanii, historii, a przede wszystkim tym, którzy choćby od czasu do czasu lubią przeczytać grubą, porządnie opowiedzianą powieść, od której trudno się oderwać. Co ważne, jednocześnie ma się poczucie, że nie jest to czas stracony.