Po raz drugi w ostatnim czasie przychodzi mi pisać, że film, który właśnie obejrzałam zanurzony jest w czechowowskich klimatach. Tak było z obrazem "Geograf zgubił globus", tak jest z "Zimowym snem". Turecka prowincja, Kapadocja, z dala od Stambułu. Latem na pewno tętni turystycznym życiem, ale właśnie kończy się jesień, zbliża zima, ostatni goście wyjeżdżają, małe miasteczka i wioski zasypie śnieg, samotne gospodarstwa zostaną odcięte od świata, życie ulegnie hibernacji. Ale problemy nie znikną. Przeciwnie, kiedy ucichnie gwar turystów odwiedzających hotel, kiedy nie będzie z kim zamienić słowa, właściciele hotelu zostaną zmuszeni do skonfrontowania się ze sobą. Żyją razem, ale właściwie osobno, w swoich częściach domu, zamknięci w mrocznych, zimnych, chociaż przytulnych pokojach, bywa, że nie spotykają się nawet na posiłkach. Każdy zajęty na swój sposób.
Necla, siostra Aydina, głównie czyta, snuje rozmaite teorie na temat wzbudzania poczucia winy, prowokuje brata. Szybko okazuje się, że obwinia go o rozpad swojego małżeństwa, a jego młodej żony, Nihal, nie darzy sympatią. Aydin, niegdyś aktor, dziś prowadzi interesy, które przejął po ojcu. Pustkę wypełnia pisaniem felietonów do miejscowej gazety i gromadzeniem materiałów do książki o historii tureckiego teatru, jego opus magnum. Jest bogaty, ale przeraźliwie samotny. Zdaje sobie sprawę, że z żoną niewiele go już łączy. Dlaczego? Czy z powodu różnicy wieku? A może przyczyną jest jej rozczarowanie, bo odmiennie patrzą na świat? Albo jego wygodnictwo, zapatrzenie w siebie i zgnuśnienie? Aydin sprawia wrażenie człowieka, który stracił zapał do życia. Niczego nie potrafi doprowadzić do końca. Ulega chwilowym porywom i impulsom, prowadzi dyskusje i rozważania, ale szybko stygnie i w pół drogi porzuca wszelkie przedsięwzięcia. Na gadaniu się kończy. Zastanawia się, czy pomóc w akcji charytatywnej, ale ostatecznie nawet nie odpowiada na list czytelniczki, która go o to prosi. Zazdrosny o żonę krytykuje jej działania i chce zweryfikować listy darczyńców, ale zapał mija mu jeszcze szybciej. Płaci za schwytanie dzikiego konia, bo przychodzi mu do głowy, że mógłby być atrakcją hotelu, ale potem nie bardzo wie, co z nim robić, więc wypuszcza go na wolność. Może sam jest jak ten koń, schwytany w pułapkę interesów? Chciałby się wyrwać na wolność, do Stambułu, ale nie potrafi. Czy rzeczywiście dlatego, że nie umie żyć bez żony? A może nie potrafiłby na nowo odnaleźć się w wielkim świecie? Może nigdy się tam nie odnalazł? Przecież nie wiemy, jakim był aktorem. Wybitnym? Przeciętnym? Marnym? Nawet felietony pisze tylko do miejscowej gazety, nie próbuje publikować ich w jakimś większym tytule. Twierdzi, że to jego wybór, ale czy na pewno? Swoje frustracje rekompensuje, pisząc serię zjadliwych tekstów o miejscowym imamie, którym pogardza. Wszystko drażni go w tym człowieku. Jego wiara, jego niepowodzenia, jego służalcza uległość, nawet jego zapach (dlatego w jego obecności demonstracyjnie otwiera okno, chociaż w pokoju zimno). Pozory układności nie są w stanie ukryć pogardy, jaką Aydin do niego czuje. W perfidny sposób poniża go na każdym kroku, zbywa i lekceważy.
Zupełnie inna jest Nihal, jego żona. Szlachetna idealistka. Angażuje się w działalność charytatywną na rzecz miejscowej społeczności. Kierują nią nie tylko szlachetne pobudki. To prawdopodobnie również jej sposób na nudę, samodzielność i bunt przeciw mężowi. Kiedy on woli nie dostrzegać problemów innych, umywa ręce, całą winę składając na swoich prawników i w ten sposób oczyszczając swoje sumienie, dzięki czemu nie musi konfrontować się z problemami i dylematami moralnymi, ona próbuje zbierać pieniądze na szkoły i naprawić to, co zepsuł mąż. Ale szybko okaże się, że to nie takie proste. Potrzeb wkoło wiele, wszystkim się pomóc nie da. Nie da się też zasypać przepaści dzielącej świat bogatych od świata biednych. Pomoc, jaką Nihal oferuje rodzinie imama, zostaje odtrącona przez jego brata. Jak pomóc, żeby nie upokorzyć? Gdyby była osobą wierzącą, mogłaby dać jałmużnę, do której zobowiązany jest każdy wierzący muzułmanin, ale ponieważ nie jest, jej szlachetny gest obraża. Tym bardziej, że brat imama już raz został upokorzony na oczach syna. Teraz chce odzyskać jego szacunek. Ale to nie koniec pytań. Można się zastanawiać, ile w nieszczęściu tej rodziny obiektywnych przyczyn, a ile cwaniactwa?
Nihal wraca do domu bezradna, odtrącona, wstrząśnięta, nieszczęśliwa. Nieszczęśliwy i samotny jest też jej mąż. Ukrywa się u przyjaciela, ale wieczór spędzony w towarzystwie jego i nauczyciela nie przynosi ukojenia nikomu. Nihal i Aydin niby są tak blisko siebie, a dzieli ich mur milczenia. Kiedy on wróci do domu, nie odważy się głośno powiedzieć, co do niej czuje. Ona będzie obserwować go zza szyby, a on szybko zamknie się w swoim gabinecie i jak zawsze zasiądzie przed laptopem. Smutek, zaniechane okazje, zmarnowane szanse, marnowane życia. Ile rezygnacji jest w scenie, kiedy Aydin, zdumiony, staje przy drogowskazie prowadzącym do wioski, gdzie mieszka jego czytelniczka, która nie tak dawno pisała do niego z prośbą o pomoc. Jakby się wahał, ale ostatecznie nie skręci.
Bajkowo wygląda Kapadocja przysypana śniegiem. Ale życie tu to nie bajka. Zza lukrowanego turystycznego obrazka wyłania się bieda, bylejakość, pustka i marazm. Prawdziwy zimowy sen, w którym pogrążeni są wszyscy. Bardzo smutny film.