Therese Bohman "Ta druga"

Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, czy nie sięgnąć po jedną z

dwóch, teraz już trzech, wydanych w Polsce książek szwedzkiej pisarki Therese Bohman, bo tematyka, jaką porusza, bardzo mnie interesuje. Gwarancją jakości mogło być ambitne, ciekawe wydawnictwo, Pauza, i znakomita tłumaczka, Justyna Czechowska. Z drugiej strony nasze gusty mogły się przecież rozminąć i nie jest tak, że każda książka wydana przez Pauzę zbiera znakomite recenzje. Ja na razie na razie nie zawiodłam się na żadnej z kilku wydanych przez nią tytułów, które przeczytałam, no ale zawsze może być to pierwsze rozczarowanie. Do znudzenia powtarzam - naprawdę szkoda mi czasu na niewypały. Dlatego, jak zwykle w takich wypadkach, podchodziłam do twórczości Therese Bohman jak pies do jeża. Ostatecznie zdecydował fakt, że wywiad z autorką znalazł się w najnowszej książce Katarzyny Tubylewicz "Samotny jak Szwed". Takimi to pokrętnymi drogami czasem podążam, zanim sięgnę po nową powieść autorki czy autora, których nie znam.

Mój wybór padł na "Tę drugą" (2020), ale zadecydował przypadek - promocja. Teraz już wiem, że było warto i na pewno przeczytam dwie następne, "Po zmierzchu" (właśnie skończyłam) i świeżo wydaną - "Utonęła". Połknęłam "Tę drugą" jednym tchem, a, co ciekawe, zrobiłam bardzo dużo notatek. Zwykle coś sobie zapisuję, kiedy czytam literaturę faktu, znacznie rzadziej w trakcie lektury beletrystyki, a chyba nigdy tak dużo. Bo to powieść, która każe myśleć, powieść, która dyskutuje z rzeczywistością, która prowokuje. Takie zresztą są inne książki wydane przez Pauzę, które przeczytałam - "Koniec z Eddym" i "Historia przemocy" Edouarda Louisa i "Dziennik upadku" Michela Lauba

Temat może wydać się banalny - historia romansu żonatego mężczyzny z singielką. Dalej kolejne banały - spora różnica wieku, on koło pięćdziesiątki, ona nie przekroczyła jeszcze trzydziestki. No i przepaść majątkowa oraz społeczna. On ceniony lekarz, ordynator oddziału szpitalnego. Dobrze sytuowany, mieszkaniec pięknych dzielnic. Wiadomo, jaki styl życia za tym stoi. Perfekcyjna rodzina jak z obrazka. Ona, samotna, bez żadnego zaplecza kulturowego. I to jest jej największym problemem. Nie status materialny, w jej rodzinie żyło się skromnie, ale przecież nie biednie. Bohaterka, zarazem narratorka, buntuje się przeciwko takiemu stereotypowemu postrzeganiu klasy społecznej, z jakiej pochodzi. Jej rodzice to nie prekariat, nie patologia, pracowali i było ich stać na przykład na wakacje. Wprawdzie nie zagraniczne, ale przecież przyjemne. Jej największym problemem jest właśnie brak  tego backgroundu, jaki mają zapewnione dzieci Carla, jej kochanka. Chociaż wszyscy chodzili do tych samych szkół, to trudno nadrobić to, co miały one - dużą, domową bibliotekę, wizyty w kinie, teatrze, na koncertach i wystawach. Jej nikt tego na tacy nie dał, do tego aspiruje. Czyta i marzy o tym, aby pisać. Przerwała studia i chwilowo pracuje w szpitalnej stołówce, głównie na zmywaku, aby w następnym roku akademickim wrócić na uczelnię. Denerwuje ją ich przywilej zblazowanej klasy średniej, przed którą wszystko stoi otworem. Denerwuje, ale wydaje mi się, że trochę im go zazdrości. Chciałaby się znaleźć w ich świecie i może nawet niekoniecznie na swoich warunkach?

Bohaterka nie pasuje do żadnego środowiska, do żadnej bańki. W każdym obozie jestem zdrajcą - stwierdza. Z rodziną nie utrzymuje kontaktu, czytelnik nie dowie się dlaczego, studenci, zwłaszcza ci z dobrych domów, traktują ją z góry. Zastanawia się, czy mieli kiedyś prawdziwą pracę, pracę będącą alternatywą dla skoku w przepaść. Denerwuje ją ich pewność siebie, z jaką przywłaszczają sobie świat.  Do koleżanek z pracy też już nie przystaje, nie ma z nimi wspólnego języka, bo studiowała, bo czyta książki i pisze eseje dla przyjemności. Nigdzie się nie mieści także dlatego, że łamie stereotypy. W pracy buntuje się przeciwko wizji kobiety harującej na zmywaku - zaniedbanej, ubranej w szpitalne, służbowe, bezkształtne ciuchy. I chociaż rzeczywiście ta praca jest wyjątkowo niewdzięczna, narratorka nie żałuje opisów zaschniętych resztek jedzenia, pleśni, której nie sposób zwalczyć nawet w czystym szwedzkim szpitalu, potu, wilgoci, obolałych, opuchniętych nóg i innych tego typu szczegółów, ale jednocześnie stara się przełamać stereotyp, walczyć o swoją kobiecość - stąd elegancka bielizna, jaka prześwituje spod bezkształtnych ciuchów, stąd kokieteryjnie wystawione ramiączko stanika. To kolejna kontra - na przekór swoim koleżankom ze studiów, feministkom, ona chce być kobieca, chce mieć romans z żonatym facetem. Chce spełniać zachcianki swojego kochanka. Nie czuje się lojalna wobec kobiet, nie czuje siostrzeństwa z żoną Carla. Czy także dlatego, że dzieli je różnica społecznej klasy? Jako feministka jestem porażką. Niespecjalnie też umiem być zwyczajną kobietą (...) W innym miejscu stwierdza To największy zawód wobec siostrzeństwa - poczucie, że się go nie potrzebuje. Czasem pisze, ironicznie, kąśliwie i dowcipnie, że czuje się, jakby codziennie stawała przed kobiecym trybunałem, ale nic ją to nie obchodzi. Kiedy koleżanka ze studiów, feministka, krytykując jej związek z Carlem, wytyka różnicę wieku, ona punktuje ją bardzo trafnie - gdybym miała romans ze starszą od siebie kobietą, mówi, na pewno trzymałabyś za nas kciuki. Wykrzyczy jej, że dostosowuje swoje życie do teorii poznanych na kursach akademickich, że podąża za modnymi prądami. Koledze zarzuci, że chociaż taki nowoczesny, taki świadomy seksualnego wyzwolenia kobiet, jednocześnie sam nie chciałby wyzwolonej dziewczyny. 

Rozrywając granice baniek, narratorka płaci za to samotnością. Związek z Carlem też nie przynosi jej szczęścia. Popełnia klasyczne błędy kochanki, która łudzi się, że on odejdzie od żony i dzieci, aby z nią stworzyć nowy związek. Szybko odczuwa cierpienia związane z byciem tą drugą - zawsze musi ustąpić miejsca jego rodzinie, to ich sprawy są ważniejsze. Zawiedziona spędza samotne wieczory, kiedy on w ostatniej chwili odwołał swoją wizytę. Zagłuszając samotność, nie tylko tę z powodu kochanka, wędruje wieczorami po mieście, przygląda się ulicom, domom, placom, zagląda ludziom w okna i rozmyśla. Jest współczesną flanerką. Kim byli flanerzy, warto sprawdzić tu

Można różnie oceniać bohaterkę. Wiele jej spostrzeżeń wydało mi się bardzo trafnych, cennych i ważnych. Podoba mi się jej bunt, myślenie pod prąd. Czasem jednak drażniła mnie swoją deklaratywnością, naiwnością, pewnością siebie. Bo chociaż z jednej strony czuje się gorsza, jednocześnie pławi się w poczuciu wyższości. No i irytowała mnie jej uległość wobec Carla, powielanie klasycznych błędów. Oczywiście łatwo powiedzieć, ale kto chociaż raz nie był szaleńczo zakochany, niech milczy, bo nie wie, o czym mowa. Gdzie zaprowadzi ją taka postawa? Jest naiwna i egzaltowana? Czy mądra, przenikliwa i oryginalna?

Bardzo podobała mi się książka Therese Bohman. Lubię ją za bohaterkę i za wsadzanie kija w liczne mrowiska (to nie wszystkie, obrywa się też na przykład czytelnikom i pewnemu typowi literatury). Bo jest to także książka o opresji, jakiej podlegamy, myśląc i postępując stadnie, podążając za intelektualnymi modami, o jednomyśleniu i braku krytycyzmu. Wreszcie lubię "Tę drugą" za opis świata, stwarzanie tła - zmysłowe, skupione na detalach opisy miasta, mieszkań, knajp i wszystkich miejsc, w których bywa bohaterka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty