Miłośnicy Miljenko Jergovicia, chorwackiego (?), bośniackiego (?) pisarza urodzonego w
Sarajewie, mieszkającego w Zagrzebiu, pewnie już wiedzą, że właśnie ukazał się zbiór jego opowiadań pod tytułem "Drugi pocałunek Gity Danon" (Biuro Literackie 2016; przełożył Miłosz Waligórski). Dobrych wiadomości jest więcej, jeszcze w tym roku w Książkowych Klimatach pojawi się niewielkich rozmiarów powieść "Wilimowski". To każe mieć nadzieję, że może oba wydawnictwa pójdą za ciosem i wydadzą kolejne książki Jergovicia. Najbardziej ucieszyłabym się z jakiejś pokaźnych rozmiarów powieści. Mam nadzieję, że taka istnieje i czeka na przekład. Póki co cieszą mnie opowiadania, które właśnie skończyłam. Minęły już czasy, kiedy ten gatunek z góry skreślałam, bo za krótki. Zanim podzielę się refleksjami po lekturze, chciałabym podkreślić, że zbiorek został ładnie i starannie wydany oraz zredagowany. Wspominam o tym, bo dzisiaj to nie jest wcale oczywiste. No i tłumaczenie Miłosza Waligórskiego też zasługuje na uwagę. A teraz do rzeczy.
Opowiadania zamieszczone we właśnie wydanym zbiorze są niewielkich rozmiarów, na ogół kilka, czasem kilkanaście stron. Odnajdziemy w nich klimat znany z powieści Jergovicia, ich gawędziarskich epizodów. Kto zna twórczość pisarza, wie, że jego książki inkrustowane są sporą dawką takich gawęd i rozbudowanych anegdot. Teksty z "Drugiego pocałunku Gity Danon" są dość różnorodne. Jedne realistyczne, inne, i tych jest zdecydowanie więcej, balansują na granicy opowiadania, baśni czy legendy. Chyba można je nazwać ludową gawędą. Jakby kolejni opowiadacze puszczali wodze fantazji i tak ubarwiali historię, że już nie wiadomo, gdzie jest to, co zdarzyło się naprawdę, a gdzie są tylko barwne dodatki, którymi pierwotna opowieść z czasem obrastała. Zdarzenia toczą się w różnym czasie. Wiele zahacza o ostatnie bałkańskie wojny, niektóre sięgają do okresu austro-węgierskiej monarchii, są wreszcie opowieści współczesne. Autor oszczędził czytelnikowi realistycznie opisanych wojennych makabr, wszystko pozostaje raczej w sferze domysłów i wyobraźni. Ale nie jest to lektura wesoła, chociaż często zabarwiona ironią czy humorem. Smutek i melancholia splatają się z barwną, czasem zabawną anegdotą, poetycki język miesza się z dosadnym. Skąd smutek? Jego źródłem są nieszczęśliwe miłości, tęsknota za człowiekiem, ukochanym psem, za krajem, który trzeba było opuścić, za rodzinnym miastem czy wioską, wreszcie za przeszłością, co bezpowrotnie minęła. Czasami jest to tylko smutek przeczucia, że coś złego czai się tuż obok. Innym razem żal, że czemuś, co się ledwie zaczęło, złośliwy los nie dał szansy. Znać w tych opowiadaniach ciężar życia, ból istnienia, ale jednocześnie pogodzenie się z losem, świadomość, że tak musi być. To wszystko ukryte jest gdzieś pomiędzy wersami. Bo delikatne są te opowieści jak puch, utkane z koronkowych słów. Celowo używam tu takich nieco pretensjonalnych, nieco egzaltowanych porównań, bo nie bardzo potrafię inaczej oddać istotę rzeczy. Lubię w takich sytuacjach skryć swoją bezradność wobec materii, z którą się zmagam, za stwierdzeniem, że najlepiej jest takie opowiadania po prostu przeczytać. Bo to oczywiście najszczersza prawda.
A lektura gawęd Miljenko Jergovicia jest wielką radością. Na każdym poziomie. Tym najprostszym, kiedy bawimy się opowiadaną historią, tym głębszym, który każe się zadumać, zastanowić, pomyśleć, wreszcie wielką przyjemność sprawia też język opowieści. Miłośników pisarza na pewno nie muszę zachęcać, a jeśli ktoś dotąd nie czytał jego książek, niech jak najszybciej nadrobi te zaległości. "Drugi pocałunek Gity Danon" będzie świetnym wstępem do dwóch najważniejszych powieści Jergovicia. To "Ruta Tannenbaum" i "Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki". No i nie wolno pominąć eseju "Ojciec". Pozostaje mi zakończyć wezwaniem: Czytajcie!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz