O książce Charlotte Gordon "Buntowniczki. Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley" (Wydawnictwo Poznańskie 2019; przełożyła Paulina Surniak) usłyszałam przy okazji Literackiego Sopotu - jej autorka była gościem festiwalu. Przeczytałam nawet niewielki artykuł o książkach, na które z tej okazji należy zwrócić uwagę. Na tej liście znalazły się także "Buntowniczki". Ale mimo tego biografia Mary Shelley, autorki "Frankensteina", i jej matki, nieznanej mi zupełnie Mary Wollstonecraft, nie wydała mi się warta zachodu. "Frankensteina" nie czytałam, kojarzył mi się wyłącznie popkulturowo, a jego autorki zupełnie nie łączyłam z Percym Shelley'em, jednym z ważniejszych poetów angielskiego romantyzmu. Tym bardziej nie miałam pojęcia o matce Mary. Teraz nie wiem, czy powinnam się wstydzić, czy nie tylko ja byłam taką ignorantką. Dopiero rozmowa Maxa Cegielskiego z Charlottą Gordon przeprowadzona w programie Xięgarnia (TVN 24) zdecydowała, że książkę postanowiłam jednak przeczytać. Szczęśliwy traf sprawił, że jakoś bardzo szybko znalazłam ebook w nadzwyczaj korzystnej cenie i niemal natychmiast zabrałam się za lekturę, pozostawiając inne książki na boku. I pomyśleć, że właściwie miałam ochotę tę rozmowę przewinąć! Tymczasem książka Charlotte Gordon okazała się wielkim odkryciem przynajmniej z kilku powodów.
Pierwszym i najważniejszym są same bohaterki, Mary Wollstonecraft i jej córka Mary Shelley. Kobiety niezwykłe - samodzielne, buntowniczki, pisarki, myślicielki, osoby o radykalnych poglądach, opowiadające się za wolnością, za reformami, admiratorki rewolucji francuskiej, walczące o prawa człowieka i prawa kobiet, przeciwniczki małżeństwa, zwolenniczki wolnej miłości. Sprzeciwiały się niewolnictwu, świętemu prawu własności, dziedziczeniu majątków i tytułów, nierównościom społecznym, opowiadały się za wolnością dla Irlandczyków. Gdybyśmy mieli oceniać je współczesnym kryteriami, śmiało można by je nazwać feministkami i lewaczkami. Żyły na swoich warunkach. Chciały same zarabiać na siebie, być niezależne od rodziny i mężczyzny, czytaj męża. Chciały kształcić się i pisać, wywierać wpływ na życie intelektualne epoki. Chciały, aby inaczej wychowywano dziewczęta. To zagadnienie było oczkiem w głowie szczególnie Mary Wollstonecraft, która nie tylko pisała na ten temat, ale także przez pewien czas prowadziła nowoczesną szkołę dla dziewcząt. Była autorką wielu książek, najważniejsze z nich to "Wołanie o prawa człowieka" i "Wołanie o prawa kobiety". Uważała, że nie ma praw człowieka bez praw kobiet. Przykro myśleć, że niektóre z ich postulatów są aktualne i dziś.
Aby zrozumieć, na co się porwały, trzeba uświadomić sobie, jakie życie było przeznaczone kobiecie w tamtych czasach, czyli w wieku XVIII i XIX. Wychowywana do bycia żoną i matką, jeśli nie wyszła za mąż, miała do wyboru dwie drogi. Albo wegetowanie przy rodzinie na przykład najstarszego z braci, który dziedziczył majątek rodzinny, albo pracę guwernantki lub nauczycielki na pensji. Nie było to ani prestiżowe zajęcie, ani dobrze opłacane. Przeciwnie, stało nisko w hierarchii społecznej, często łączyło się z pracą półniewolniczą. Guwernantki, zdane na łaskę i niełaskę swoich chlebodawców, nierzadko były wykorzystywane przez nich seksualnie. Mary Wollstonecraft i jej córka Mary Shelley żyły tak, jak chciały, chociaż to niełatwa droga. Musiały borykać się z problemami finansowymi i pomagać rodzinie. Swoim zachowaniem gorszyły i wywoływały skandale, były obrzucane najgorszymi obelgami, poddane ostracyzmowi. Ich twórczość, chociaż niektórzy ją doceniali, większość traktowała bardzo krytycznie, tylko dlatego, że były kobietami. Nawet po śmierci ich najbliżsi chcąc uniknąć skandalu i złej sławy, zrobili wszystko, aby uładzić życiorysy i spuściznę obu pisarek. Dlatego zniekształcili ich dokonania. Mary Wollstonecraft przyprawiono gębę nieszczęśliwie zakochanej kobiety, żebrzącej o miłość mężczyzny, która ukojenie znalazła dopiero u boku męża, Williama Godwina, myśliciela i publicysty o radykalnych poglądach. Z kolei Mary Shelley na skutek zabiegów swoich potomków stała się przykładną żoną poety Percy'ego Shelley'a. Nic bardziej błędnego. Wykastrowano je z całego ich intelektualnego dorobku. Dopiero w drugiej połowie zeszłego wieku zaczęto odkrywać radykalne myśli i poglądy obu kobiet.
Mary Wollstonecraft |
Mary Shelley |
Kolejnym powodem, aby sięgnąć po "Buntowniczki", jest ich barwne życie obfitujące w niezwykłe zdarzenia, dramaty i tragedie. Mary Wollstonecraft pojechała do Francji w czasie rewolucji, była świadkiem terroru, zbrodni, ale także intelektualnego fermentu. Zdobyła się na samotne macierzyństwo, odbyła podróż do Norwegii, aby chronić interesy swojego ukochanego, ojca jej dziecka. Spotykała się jak równa z mężczyznami intelektualistami z kręgów literackich i filozoficznych w Londynie, prowadziła z nimi rozmowy i dyskusje, przyjmowała ich w swoim niewielkim domu. Ona, kobieta, wtedy! Przeżyła dwa zawody miłosne, ale otrząsnęła się z nich. I przede wszystkim pracowała, pisała, myślała. A jej córka, Mary Godwin, potem Shelley? Skandalistka - uciekła z domu z żonatym mężczyzną, Percym Shelley'em, który dopiero później stanie się docenianym poetą. Wtedy był radykałem, wegetarianinem, ateistą (!), zwolennikiem wolnej miłości, opowiadającym się za prawami dla Irlandczyków. Wyrzutek, skandalista, otoczony złą sławą. Stworzą dziwny związek, razem z przyszywaną siostrą Mary, Claire. Niezwykła była ich pierwsza podróż po Francji, w kilkanaście lat po rewolucji. Jechali bez pieniędzy przez kraj spustoszony wojną. Dalsze ich losy również obfitowały w niezwykłe zdarzenia, niestety naznaczone były także wieloma tragediami osobistymi, wyrzutami sumienia, borykaniem się z problemami finansowymi.
Ale książka Charlotte Gordon to także wspaniała opowieść o tamtych czasach. Autorka opowiada o obyczajach i o miejscach. Dla mnie fascynujące były fragmenty o osiemnastowiecznym i dziewiętnastowiecznym Londynie, o Anglii, o ogarniętej rewolucją Francji, o Włoszech czy Szwajcarii. Szczególnie portret Londynu wrył mi się w pamięć. Miasta brudnego, cuchnącego, zatłoczonego, niebezpiecznego. Wytchnieniem była ucieczka na tereny podmiejskie, które dziś są oczywiście w centrum angielskiej stolicy. Okolice kościoła St Pancras, w którym ślub z Godwinem wzięła Mary Wollstonecraft i gdzie została pochowana, to dziś ścisłe centrum miasta, ruchliwy dworzec kolejowy. A wtedy przyjemna podmiejska okolica, w której żyło się lepiej niż w cuchnącym wyziewami fabryk i rynsztoków mieście. Kolejna warstwa książki to oczywiście ludzie tamtej epoki. Wydawcy, filozofowie, intelektualiści, pisarze. Między innymi Percy Shelley i Byron, który jest ważnym bohaterem "Buntowniczek", bo jego losy były od pewnego momentu ściśle splecione z Mary Shelley, jej mężem i przyszywaną siostrą Claire. Wszystko to fascynujące, smutne i odkrywcze.
I już prawie na koniec warto wspomnieć, że Charlotte Gordon pisząc tę podwójną biografię niezwykłych kobiet, matki i córki, zastosowała ciekawy chwyt. Otóż opowiada o ich życiu naprzemiennie, rozdział po rozdziale - raz o Mary W., raz o Mary S. Z jednej strony wzmaga tym ciekawość czytelnika, kończąc rozdział w najbardziej intrygującym momencie, z drugiej zderza w ten sposób życie i dorobek obu bohaterek. Pokazuje, jak córka była spadkobierczynią intelektualnego dorobku matki. A przecież jej nie poznała, bo Mary Wollstonecraft zmarła kilka dni po urodzeniu dziecka.
Niezwykle ciekawa książka, bardzo bogata, mądra i, co ważne, czyta się ją znakomicie. Z konieczności zwróciłam uwagę tylko na ułamek zagadnień poruszanych przez autorkę. Nie muszę dodawać, że lektura obowiązkowa.
PS. 1 Charlotte Gordon będzie gościem Festiwalu Conrada. Nie mogę się doczekać!
PS. 2 Książce przydałaby się staranniejsza redakcja. Od czasu do czasu zdarzają się irytujące błędy. Mylenie potomków z przodkami, odniósł porażkę, a porażki się przecież ponosi, i tak dalej. Nie ma może tych błędów wiele, ale są i kłują w oczy.
O kurczę, to czas przeczytać Frankensteina! :) A recenzja bardzo zachęcająca, książkę już wypożyczyłam z biblioteki.
OdpowiedzUsuń