"Ruta Tannenbaum" Miljenko Jergovicia. Wyprawa na Bałkany.

Książka chorwackiego pisarza Miljenko Jergovicia "Ruta Tannenbaum" (Czarne 2008)

chodziła za mną od dawna. Po raz pierwszy usłyszałam o niej jakieś dwa lata temu przy okazji Nagrody Angelusa (nagroda dla pisarza z Europy Środkowo-Wschodniej przyznawana we Wrocławiu). Chciałam kupić, ale zawsze przegrywała z innymi, wreszcie wypadła z pamięci. Aż tu nagle jakiś czas temu zobaczyłam ją przypadkowo w księgarni: jeden samotny egzemplarz, lekko sfatygowany. Chodziłam wokół niej jeszcze trochę, ale książka cały czas była, jakby na mnie czekała, więc w końcu kupiłam. Na półce-poczekalni leżała krótko (niektóre nabytki kilka miesięcy muszą czekać na swoją kolejkę, rekordzistki nawet dłużej), no i nie żałuję. To bardzo dobra, mądra, poruszająca powieść, znakomicie napisana.

Akcja, umieszczona w Zagrzebiu, rozpoczyna się w latach trzydziestych zeszłego wieku, a kończy w roku 1943. Bohaterką jest nie tylko tytułowa Ruta, chorwacka Shirley Temple, ale także jej rodzice: Ivka z domu Singer i Moni, biedny Moni, który ma tyle rozumu, ile szafranu w kaszy biedaka (ta fraza w kontekście wielu bohaterów powtarza się w powieści wielokrotnie), ojciec Ivki, Abraham Singer, sąsiedzi Amalija i Rado, i wielu, wielu innych. Jedną z charakterystycznych cech tej książki jest gawędziarski, często dowcipny i lekki ton, miejscami ironiczny. Jak to w gawędzie bywa, narrator od głównej opowieści ucieka w dygresje i snuje historie wielu barwnych postaci. Niektóre z nich goszczą na kartach powieści tylko przez chwilę, inne trochę dłużej, a jeszcze inne znikają, aby powrócić. W ten sposób poznajemy służące, drobnych rzezimieszków, wyrachowanych morderców, kupców, lekarzy i ich pacjentki, aktorów, reżyserów, śpiewaków operowych i kogo tam jeszcze. Nie należy się przejmować, że ci epizodyczni bohaterowie giną w odmętach czytelniczej pamięci. Jest tak jak w życiu: ktoś nam o kimś opowiada, a my po jakimś czasie zapominamy. Momentami powieść przypomina baśń, a to dzięki powtarzalności pewnych fraz (choćby tej o szafranie w kaszy biedaka) i użyciu struktur typowych dla tego gatunku ("Wysłuchała jej Amalija i ..."). Podobnie z zakończeniem: jest jedno, ale różni się w szczegółach, jak baśń ma różne warianty. Od początku, wiemy, co stanie się z główną bohaterką i jej rodzicami, ale końcowa wersja, ta z ostatnich stron jest nieco inna. Ale jeśli to baśń, to bardzo gorzka i smutna, bo historia chorwackich Żydów z tamtych lat (a uważny czytelnik na pewno rozpoznał żydowskie nazwiska), nie może być wesoła. Zresztą nie tylko o Żydów tu chodzi, ale o odwieczne konflikty targające bałkańskimi narodami. Jergović krytycznie przygląda się swoim rodakom, pokazując ich okrucieństwo, tchórzostwo i hipokryzję.

Kiedy akcja powieści się rozpoczyna, Zagrzeb, biały Zagrzeb, jest częścią powstałego po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej Królestwa Jugosławii ze stolicą w Belgradzie. Mieszka tu wiele narodów: Chorwaci, Serbowie, Bośniacy, Niemcy, Żydzi i Cyganie, którzy pozornie żyją zgodnie, ale nienawiść do Serbów i pogardę dla Żydów niesie ze sobą język obnażający prawdziwe emocje. Kiedy wybuchnie wojna, długo wydaje się, że nie będzie dotyczyć tego krańca kontynentu europejskiego. A nawet jeśli, to co złego  się stanie? Żydzi nie wierzą w zagrożenie. Ivka może uratować siebie i swoją rodzinę, ojciec ofiarowuje im pieniądze na wyjazd do Ameryki, ale lekceważą to, co dzieje się już w Europie. Bo  Hitler, Niemcy są z perspektywy Zagrzebia czymś odległym, niegroźnym, nieistotnym. I w pewnym sensie tak właśnie jest, bo prawdziwym zagrożeniem są Chorwaci, chorwaccy ustasze, którzy podnoszą głowy, kiedy w wyniku zawieruchy wojennej rozpadnie się Królestwo Jugosławii i powstanie Niepodległe Państwo Chorwackie. A wtedy do obozu w Jasenovcu towarowe pociągi będą wywozić nie tylko Żydów, ale także Serbów czy Cyganów. To ustasz, nie hitlerowiec, poderżnie gardło swojemu ziomkowi niczym jagnięciu (dosłownie!) tylko dlatego, że jest Żydem. To ustasze będą polować na Żydów, a porządni obywatele będą udawać, że tego nie widzą. Żyd zrobi się przezroczysty, przez jego wątrobę czy śledzionę można spojrzeć na wystawę eleganckiej cukierni. Ruta, chorwacka Shirley Temple, tak niedawno uwielbiana przez zagrzebskie środowisko teatralne i mieszczańską publiczność odwiedzającą teatr, po wybuchu wojny stanie się dla nich wszystkich niewidzialna, będzie powietrzem. Podobnie jej matka i ojciec. I jedyny miłosierny gest, na jaki będzie stać jednego z aktorów, który jeszcze niedawno nosił Rutę na rękach, to ofiarowanie żebrzącej Ivce bochenka chleba. Bez uśmiechu, bez słowa, w pośpiechu, tak, żeby przypadkiem nikt nie zauważył. Ustasze robią swoje, a zwyczajnym obywatelom wygodniej jest nie wiedzieć, co dzieje się z żydowskimi sąsiadami, którzy są zabierani z domów czy z ulic. Wygodniej uwierzyć, że w towarowych pociągach, które jadą do Jasenovca, przewożeni są niebezpieczni bandyci.

Ale relacje międzyludzkie nie są w tej powieści czarno-białe. Przyglądamy się im, śledząc sąsiedzkie kontakty między rodziną Tannenbaumów, chorwackich Żydów, i ich sąsiadami z sutereny: Amaliją i Rado Morinjami. Ivka to córka bogatego, żydowskiego kupca, jej mąż, cichy nieudacznik Moni, jest drobnym urzędnikiem, na Amaliji ciąży piętno wariatki (przeszła depresję po śmierci jedynego syna; kiedy krzyczy, z okien okolicznych domów spadają doniczki), Rado pracuje jako zwrotniczy, w dodatku nie w Zagrzebiu, ale w jakiejś małej miejscowości. Ich relacje zmieniają się w zależności od tego, kto jest górą. Początkowo niby poprawne, ale w gruncie rzeczy nacechowane strachem, wzajemnymi uprzedzeniami i pogardą. Jeśli Ivka i Moni godzą się wyświadczyć Amaliji przysługę, robią to nie z dobrego serca, lecz z obawy przed atakami jej złości, przed obmową. Kiedy ich kilkuletnia córka odniesie teatralny sukces i stanie się ulubienicą Zagrzebia, Ivka i Moni obrosną w piórka i odwrócą się od sąsiadów z sutereny, bardzo ich raniąc, szczególnie Amaliję przywiązaną do małej Ruty jak do własnego dziecka. Ale potem role jeszcze raz się odwrócą. To oni będą błagać o uwagę i pomoc. Bezskutecznie. Nikt nie otworzy im drzwi. A Rado, który przystąpi do ustaszów, nie przejmie się tragicznym losem Moniego. Podobnie Amalija. Ludzki odruch współczucia natychmiast odrzuci, wyliczając przyczyny, dla których Żydzi mają zostać ukarani ("Będą pokutować, bo swoje postne chleby miesili z krwią zabitych chorwackich dzieci. Będą pokutować, bo za pośrednictwem swych banków wpędzali ludzi w biedę, ojcom wyrywali chleb z rąk, a matki zmuszali do skakania z dachów z dziećmi w objęciach. ... Będą pokutować Żydzi, bo Żydzi innym czynili zło ... .). Odżyje tłumiona nienawiść, uprzedzenia i przesądy. Podobnie zachowają się inni sąsiedzi.

Powieść Jergovicia to również wspaniałe studium charakterów. Wszystkie postacie, o których tu wspominałam, łącznie z Rutą, są znakomicie scharakteryzowane. W ciągu tych ponad dziesięciu lat zmieniają się, niestety niekoniecznie na lepsze. Niektórzy, jak Moni, kryją swoje tajemnice, prowadzą podwójne życie (nie, nie takie, jak sobie w tym momencie, drogi czytelniku tej notki, wyobrażasz). Mają swoje marzenia, a najważniejszym z nich, wspólnym dla wszystkich, jest być kimś innym, lepszym, ważniejszym. Jeśli się to niektórym nawet udaje, to tylko na chwilę. Wszak szczęście na pstrym koniu jeździ. Wszyscy też, i to bardzo smutna konstatacja, są zdolni do zła. Okoliczności, przypadkowy splot wydarzeń, poczucie siły sprawiają, że nagle są gotowi krzywdzić, ranić, poniżać a nawet zamordować. I, powtarzam jeszcze raz, dotyczy to wszystkich, nawet małej Ruty zepsutej przez teatralne sukcesy.

I na koniec wspomnę jeszcze o czymś, co wywarło na mnie szczególne wrażenie. To opis starości, choroby i umierania ojca Ivki, Abrahama Singera. Jest na tych kilku czy kilkunastu stronach przejmująca prawda o końcu ludzkiej drogi. Jest bezradność, fizjologiczne poniżenie, zdziwienie, że szczęśliwe życie tak szybko minęło, a to, co teraz, wlecze się niemiłosiernie, jest niezgoda na to, co się dzieje, bunt, złorzeczenie Bogu i kurczowe trzymanie się resztek życia mimo wszystko. Przejmujące.

Naprawdę świetna powieść odkrywająca to, co nieznane albo znane słabo. Jedna z tych, których nie zapomnę. Na pewno kiedyś jeszcze do niej wrócę. A na półce-poczekalni leży inna książka Jergovicia, za którą wkrótce się wezmę z przyjemnością i nadzieją, że będzie równie dobra. A jakby tego było jeszcze mało, to w maju wychodzi kolejna wydawana przez Czarne. Namawiam: koniecznie sięgnijcie po "Rutę Tannenbaum"!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty