Tove Ditlevsen "Trylogia kopenhaska"

Zachęcona bardzo pozytywnymi głosami sięgnęłam po kolejną

autobiograficzną opowieść o doświadczeniach kobiety nietuzinkowej. Wybory wydawców najwyraźniej chodzą stadami - mamy wysyp podobnych historii. Anda Rottenberg, Vivian Gornick, Natalia Ginzburg, Sarah M. Broom. Jeśli dodać do tej listy biografie kobiet niezwykłych i powieści o kobiecym doświadczeniu, których też ostatnio ukazuje się sporo, jest w czym wybierać. W każdym razie ja wydawcom tej mody nie mam za złe. Przeciwnie, gorąco jej kibicuję. Tym bardziej, że przecież każda z tych książek jest inna, każde doświadczenie unikalne. 

Tym razem przeczytałam "Trylogię kopenhaską" Tove Ditlevsen, wybitnej duńskiej poetki i prozaiczki, ale niemal zupełnie w Polsce nieznanej (Czarne 2021; przełożyła Iwona Zimnicka). Słowo niemal jest tu bardzo na miejscu, bo okazało się, że dotąd na naszym rynku ukazały się jej dwie powieści - kilkanaście lat temu "Twarze", a w styczniu tego roku "Ulica dzieciństwa". Tak, tak, tego roku! Konia z rzędem temu, kto o nich słyszał! Tę drugą można bez problemu kupić - ja już ją mam! (Teraz, kiedy redaguję tę notkę, jestem po lekturze. Wkrótce refleksje.) Po prostu wyszły w małych niszowych wydawnictwach i przemknęły niezauważone. Tymczasem Czarne ma siłę przebicia i o "Trylogii kopenhaskiej" zrobiło się bardzo głośno.

Autobiograficzną opowieść Tove Ditlevsen przeczytałam jednym tchem. Jest to historia jednocześnie budująca i bardzo przytłaczająca. Chociaż autorka urodziła się w roku 1917, a zmarła w 1976, to jej historia w wielu aspektach wciąż dotyka doświadczeń, które są bliskie milionom kobiet na świecie. Jakie to doświadczenia? Bieda, zależność od mężczyzny, który ma być opoką, niechciane macierzyństwo i nielegalna aborcja, a wreszcie narkomania.

Dlaczego przytłaczająca, stało się chyba oczywiste, kiedy wymieniłam katalog problemów. Tove Ditlevsen urodziła się w robotniczej rodzinie, wychowywała w robotniczej dzielnicy Kopenhagi. Jej los został z góry wyznaczony miejscem narodzin. Miała skończyć szkołę podstawową, iść na służbę, a kiedy wyjdzie za mąż za solidnego rzemieślnika, zostać żoną przy mężu i matką kilkorga dzieci. Ten solidny rzemieślnik to upiór jej dzieciństwa. Ponieważ była zdolna, udało jej się skończyć gimnazjum, ale o liceum rodzice słyszeć nie chcieli. Także dlatego, że dzięki pracy i zarobkom miała odciążyć rodzinny budżet. Tymczasem Tove od dziecka lubiła czytać i pisała wiersze. Marzyła o innym życiu, ale jej los wydawał się być przypieczętowany. Moment, kiedy kończy szkołę i idzie na służbę, jest jednym z najbardziej przejmujących. Nie mogę powstrzymać się od kilku cytatów.

Przyszłość jest potworem, przytłaczającym kolosem, który wkrótce na mnie spadnie i mnie zmiażdży. 

Za sobą mam dzieciństwo i szkołę, a przed sobą nieznane i budzące przerażenie życie wśród obcych. 

Znalazłam się wśród obcych, a dla nich byłam jedynie osobą, której siły cielesne wykupili na konkretną liczbę godzin każdego dnia w zamian za konkretną zapłatę. Cała reszta mnie była im obojętna.

Chociaż Tove chciałaby żyć inaczej, zajmować się literaturą, czytać i pisać, to marzy o mężu. Raczej nie o solidnym rzemieślniku, ale jednak. Tak została wychowana i taki wybór drogi życiowej wydaje jej się oczywisty. Kiedy wyjdzie za mąż, będzie miotać się pomiędzy byciem żoną, panią domu, gospodynią, wreszcie matką, a pragnieniem niezależności. 

Kolejny przygnębiający epizod z życia Tove Ditlevsen to poszukiwanie lekarza, który usunie ciążę. Aborcja w tamtym czasie była w Danii nielegalna i zrobienie jej stawało się coraz trudniejsze. Tove ściga się z czasem. Rady matki i koleżanek okazują się nieskuteczne, więc szuka lekarza, co wydaje się sprawą beznadziejną. Wspólne kobiece doświadczenie, babska dola - ciągły lęk i obawa, a jeśli nieskuteczna antykoncepcja zawiedzie, szukanie rozwiązania. Najbardziej przeraża fakt, że niemal sto lat później w wielu krajach niewiele się zmieniło. 

Wreszcie uzależnienie od leków. Przejmujące są opisy pogrążania się w nałogu, zobojętnienia na wszystko, co nie wprawia w chwilową błogość, nawet na pisanie, opisy cierpień, odwyku i potem życia na krawędzi, bo chęć sięgnięcia po leki, które dają chwilowy błogostan, stale wraca. Być może tę walkę przegrała, bo kilka lat po wydaniu ostatniego tomu "Kopenhaskiej trylogii" (W Danii każda z trzech części ukazała się osobno, u nas wyszła jako całość.) popełniła samobójstwo. Czy powodem było ciągłe zmaganie się z nałogiem, nie wiem, ale w kontekście jej autobiograficznej opowieści wydaje się to bardzo prawdopodobne.

Jednak historia Tove Ditlevsen jest też budująca, o czym już wspominałam. Dlaczego? Najbardziej chyba dlatego, że jednak wyrwała się z zaklętego kręgu i dopięła swego - została pisarką i z pisania się utrzymywała. Zawdzięcza to uporowi, ale i szczęśliwym zbiegom okoliczności. Potrafiła też żyć na własnych warunkach, odchodziła od mężów, zmieniała mężczyzn, inna sprawa, że jej wybory nie zawsze były szczęśliwe. Pierwszy raz matką została, bo chciała, potem rezygnowała z macierzyństwa. Wreszcie znalazła w sobie siłę, aby ratować się przed ostatecznym upadkiem.

Jej życie to wieczne balansowanie - między samodzielnością, realizowaniem siebie, a wpadaniem w tryby konwenansu i uzależnieniem, nie tylko od leków, także od mężczyzn, często źle wybieranych.

A poza tym książka jest po prostu bardzo ciekawa. Opowieści o życiu w robotniczej rodzinie i dzielnicy, potem w kręgu studentów i artystów, duchów niezależnych. Co może zdziwić, niemal zupełnie nieobecna jest tu okupacja. Jakby Tove Ditlevsen i jej znajomi żyli obok. Cóż, zupełnie inna, bo duńska, perspektywa.  

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Dla mnie- bardzo wartościowy i ciekawie prowadzony. Jeśli nawet nie każdą notkę skomentuję, to na pewno każdą z zainteresowaniem przeczytam. Pozdrawiam. 🤗

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak miło czytać takie słowa! Cieszę się, że komuś przydają się moje refleksje. Zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty