Tash Aw "Faktoria jedwabiu"

Dlaczego postanowiłam sięgnąć po powieść "Faktoria jedwabiu"

Tasha Awa, chińsko-malezyjskiego pisarza mieszkającego w Wielkiej Brytanii? Jakimi ścieżkami biegła moja myśl, skoro czytałam inną jego książkę wydaną w Polsce, "Pięć okien z widokiem na Szanghaj", i średnio mi się podobała? Chyba zdecydowałam się na tę lekturę dlatego, że bliska mi osoba wybiera się do Malezji, gdzie rozgrywa się akcja "Faktorii jedwabiu", a ja kilka lat temu też tam byłam. Chciałam poczuć tamten klimat? Klimat miejsca, w którym mieszają się różne kultury? Odświeżyć wspomnienia? Pewnie tak, nie widzę innego powodu.

Kończąc notkę o "Pięciu oknach z widokiem na Szanghaj", napisałam, że przeczytać można, choćby dla wartości poznawczych czy dla rozrywki, ale są ważniejsze lektury. Tym razem mogę powtórzyć to samo. Połknęłam w kilka dni, ale nie jest to rzecz, do której miałabym potrzebę kiedykolwiek wrócić. Ot, sprawnie napisane czytadło. 

Akcja powieści toczy się na Malajach tuż przed japońską inwazją na tę brytyjską kolonię. Książka składa się z trzech części, każda napisana jest z innej perspektywy. Pierwsza to próba rekonstrukcji życia Chińczyka, Johnny'ego Lima, którego historię po jego śmierci próbuje odtworzyć dorosły syn. Syn, który nienawidzi ojca, bo uważa go za człowieka złego do szpiku kości. Kim był Johnny Lim? Urodził się w  wiosce w malajskiej dolinie Kinta, początkowo pracował w jednej z licznych angielskich kopalń cyny znajdujących się w tamtym rejonie. Poniżany, wykorzystywany, pogardzany jak inni górnicy. Potem zatrudnił się w nieźle prosperującym sklepie z materiałami w mieście Kampar i wkradł się w łaski chińskiego właściciela, wreszcie ożenił się z piękną Snow, córką bogatego przedsiębiorcy i naukowca, też Chińczyka. Później robił dalszą karierę biznesową, założył tę tytułową faktorię jedwabiu, która, jak twierdzi syn, służyła mu za przykrywkę do ciemnych interesów.

Obraz Johnny'ego Lima, jaki wyłania się z kolejnych części, jest zupełnie inny. Druga to dziennik jego zmarłej żony, Snow, a trzecia wspomnienia zakochanego w Malajach i w tropikach ekscentrycznego Anglika, Petera, który poznał Johnny'ego w Singapurze. Zaprzyjaźnili się i polubili, razem wędrowali po malajskiej dżungli, zwiedzali dolinę, a Peter stał się dla niego autorytetem, zwłaszcza w dziedzinie języka i kultury. Bo Johnny, chłopak z biednej wioski, chciał być kimś, nie tylko zdobyć pieniądze, ale i ogładę. Z dziennika Snow i ze wspomnień Petera wyłania się człowiek nieśmiały, nieszczęśliwy, łagodny, zamknięty w sobie. Jaki był naprawdę? Podstępny, bezwzględny, wilk w owczej skórze czy szlachetny, nieśmiały, zakompleksiony dobry, tylko okoliczności zmuszały go czasem do działań nieetycznych?  Kto ma rację? Syn czy tamtych dwoje? Trudno rozstrzygnąć.  Szczerze mówiąc, a właściwie pisząc, nie zajmowało mnie to jakoś szczególnie.

Jeśli coś mnie zainteresowało w tej powieści, poza samą story, za którą z ciekawością podążałam, chociaż nie aż z taką, żeby zarwać noc, to klimatyczna, melancholijna opowieść o wyprawie, którą odbyła tamta trójka w towarzystwie tajemniczego japońskiego profesora i drugiego Anglika, dyrektora jednej z kopalń. Wyruszyli samochodem przez dżunglę, po bezdrożach w kierunku wybrzeża, aby popłynąć na tajemnicze wyspy Siedem Dziewic. Na jednej z nich natknęli się na zarośniętą przez bujną tropikalną roślinność ruinę, która zafascynowała Petera. Najpierw pomyślałam, że to fantazja, ale tak przecież musiały wyglądać ruiny Angkoru, hinduskich świątyń czy majańskich piramid, kiedy je odkrywano. A wszystko to miało miejsce w przededniu japońskiej inwazji na Malaje. Ta podróż, o której nie miał pojęcia syn Johnny'ego, zmieniła wiele w życiu bohaterów. Jak to się mówi, nigdy już nic nie było takie samo. Każdy tam grał swoją grę, a Johnny jawi się jako ofiara. Czy był nią rzeczywiście? Nie wiem, ale naprawdę trudno mi powiedzieć, aby jakoś szczególnie obeszły mnie losy bohaterów.

Poza tym dostajemy trochę historii Malajów, trochę lokalnego kolorytu, ale nie tak wiele, aby zrozumieć specyfikę tego kraju. Jeśli ktoś w Malezji był albo się w te rejony wybiera, albo lubi takie tropikalne klimaty, albo szuka poczciwego czytadła, może po "Faktorię jedwabiu" sięgnąć, ale na pewno są ważniejsze lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty