Miljenko Jergović "Sarajewskie Marlboro"

I znowu tylko szczęśliwy traf sprawił, że dowiedziałam się o

wydaniu kolejnej książki jednego z moich ulubionych pisarzy, Miljenko Jergovicia. To "Sarajewskie Marlboro" (Wydawnictwo Akademickie Sedno 2020; przełożyli Maciej Czerwiński, Magdalena Petryńska, Miłosz Waligórski). Jak to jest, że kolejny tytuł pisarza przechodzi niezauważony. Pisarza, który sroce spod ogona nie wypadł - w 2012 roku dostał w Polsce nagrodę Angelusa za swoją znakomitą powieść "Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki", a kilka lat wcześniej jego inna powieść, "Rita Tannebaum", ja właśnie ją cenię najwyżej, znalazła się w finale tej samej nagrody. A po latach nic, dosłownie nic - żadnej reklamy, nie natknęłam się na ani jedną recenzję. Gdyby nie audycja radiowa, w której o książce rozmawiano, nie miałabym o niej pojęcia i bardzo wiele bym straciła.

Ten debiutancki zbiór opowiadań (1994) trafił do czytelników dzięki niestrudzonej propagatorce i tłumaczce Jergovicia, Magdalenie Petryńskiej. Jak pisze, chciała pokazać, skąd się wziął Miljenko Jergović, jakiego znamy z jego najgłośniejszych powieści. Niektóre ukazały się wcześniej drukiem w pismach literackich albo w zbiorze "Drugi pocałunek Gity Danon" w innych przekładach. Stąd w "Sarajewskim Marlboro" aż troje tłumaczy. 

To opowieść o wojnie w Bośni, a ściślej o oblężeniu Sarajewa, o zagładzie miasta, jakim kiedyś było. Barwnego, wielokulturowego, tętniącego życiem zamieszkiwanego przez ludzi różnych narodów i różnych wyznań. Sarajewo to mieszanina Zachodu, Wschodu i Orientu, kościołów, cerkwi, meczetów i synagog, wschodnich bazarów,  wiedeńskich kawiarni i austro-węgierskiej architektury. Miasto magiczne - jak pisze Magdalena Petryńska w posłowiu. Jergović tu się urodził, spędził dzieciństwo, studiował i przetrwał jedenaście miesięcy oblężenia, a potem wyjechał do Zagrzebia, gdzie do dziś mieszka.

Opowiadania są krótkie, takie do przeczytania w pół godziny, więc dobre dla zabieganych, ale znacznie przyjemniej jest się w nich zanurzyć na dłużej. Ja z konieczności wypróbowałam obie metody. Wspomniałam, że są to historie z oblężonego Sarajewa, ale pisarz nie epatuje wojną i okrucieństwem. Jeśli ktoś czytał znakomity reportaż amerykańskiej dziennikarki Barbary Demick "W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy" wydany kiedyś przez Czarne, od razu zauważy różnicę. Oba tytuły znakomicie się uzupełniają. Książka amerykańskiej reporterki uświadamia, jakim piekłem było oblężenie, ale pokazuje też, jak sarajewianie w cieniu śmierci, która mogła dopaść niespodziewanie, próbowali układać sobie życie, co wymagało niemałego trudu. Tymczasem w opowiadaniach Jergovicia na pierwszy plan wybija się właśnie życie i codzienność, ciężka, ale przecież niepozbawiona momentów zwyczajnych czy radosnych. Oczywiście nie sposób jednak uciec od wojny, która stała się cezurą w życiu miasta i jego mieszkańców. Bohaterów opowieści poznajemy najczęściej w obu światach, przedwojennym i tym z czasów oblężenia. Wspominają, albo robi to za nich narrator, beztroskie, radosne życie sprzed katastrofy. Oblężenie to wyprawy po wodę, które mogą skończyć się śmiercią, wizyty na miejskim targowisku, przejawy ludzkiej życzliwości i okrucieństwa, rozstania z przyjaciółmi, rodziną czy ukochaną kobietą, codzienna krzątanina i śmierć, nie zawsze od kuli snajpera czy bomby. Śmierć przychodzi nagle, często jest cicha i prawie niezauważalna, staje się czymś zwyczajnym, tłem. Bohaterowie cierpliwie znoszą swoje cierpienie, w samotności. Ale najbardziej przejmujące są opowieści o utracie miasta i domu, czyli o tych, którym udało się wyjechać. Zostawili za sobą wszystko, byle uciec od wiecznego strachu. Mogli zabrać ze sobą tylko trochę dobytku. Co wybrać? Co zostawić? Potem i tak okazuje się, że wzięło się nie to, co trzeba. Przejmuje świadomość, że już nigdy tu nie wrócą, że zostawiają ukochany dom, ukochane róże, które pielęgnowali latami, że wszystko muszą zaczynać od nowa. Ale najsmutniejsze jest opowiadanie, a może mini esej, o płonących domowych bibliotekach, o książkach, którymi trzeba było palić w piecu, aby nie zamarznąć w czasie mroźnej sarajewskiej zimy. Jakże prawdziwe są zawarte w nim refleksje. Również taka - gromadzimy więcej, niż jesteśmy w stanie przeczytać.

Ale oprócz smutku i melancholii są w opowiadaniach Jergovicia humor, ironia, a przede wszystkim wspaniała gawęda, jaką potem rewelacyjnie posługiwał się w swoich powieściach. No i barwne postacie świetnie nadające się na jej bohaterów. Dla miłośników Miljenko Jergovicia pozycja obowiązkowa. A kto nie zna jego twórczości, śmiało może zacząć od tych opowiadań, a potem sięgnąć po więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty