Zacznę od tego, czego nie chciałam zdradzić we wstępie. "Rust and bone" to dla mnie historia o dorastaniu do odpowiedzialności i miłości, może przede wszystkim do dziecka. Ali to typ wiecznego chłopca, w dodatku z marginesu. Niewiele wiemy o jego przeszłości. Prawdopodobnie imał się różnych przypadkowych zajęć, wchodził w przypadkowe relacje z kobietami sprowadzające się głównie do seksu, a owocem jednej z nich jest jego syn, Sam. Nie potrafi okazywać uczuć ani siostrze, której nie widział pięć lat, ani dziecku. Kiedy musi się nim zaopiekować, spełnia swój obowiązek, bo tak trzeba, ale serca w to nie wkłada. Ali nie ma cierpliwości do syna, łatwo wpada w gniew, nie rozumie, co znaczy odpowiedzialność za dziecko. Jeśli akurat nadarza się okazja, aby poderwać kobietę, zapomni, że trzeba odebrać syna ze szkoły. Nie wiadomo, jak wyglądałyby jego relacje z Samem, gdyby nie pomoc siostry. To ona okazuje chłopcu serdeczność. Ali ima się różnych zajęć, byle jakoś zarobić pieniądze. Domyślamy się, że bez problemu popełni drobne przestępstwo, jeśli sytuacja go do tego zmusi albo nadarzy się okazja. Właściwie wszystko, co robi Ali, jest pozbawione głębszej refleksji, trochę przypadkowe. Mam wrażenie, że niesie go życie. Takie są jego powierzchowne związki z kobietami, takie różne zajęcia. Nie ma dla niego znaczenia, że montowanie ukrytych kamer, które śledzą każdy krok pracowników, co potem daje menadżerom pretekst do zwolnień, jest dwuznaczne moralnie. Trafiła się dobrze płatna robota, to ją bierze. Dopiero kiedy jego siostra, Anna, traci pracę przez kamerę zamontowaną właśnie przez niego, spróbuje przewartościować swoje życie, chociaż przecież nie od razu. Najpierw ucieknie od kłopotów, od gniewu siostry, zostawiając Sama i Stephanie. Najprawdopodobniej nie robi sobie wyrzutów z jej powodu. Bo kim ona jest dla niego? Powinna go traktować jak OP, czyli operacyjnego. Jeśli zechce się z nim przespać, wystarczy telefon. Będzie miał czas, to przyjedzie. Nie ma problemu. To oczywiście nie oznacza, że będzie sypiał tylko z nią. Kiedy wpadnie mu w oko atrakcyjna dziewczyna, na jej oczach poderwie ją. W czym problem? Jej stanowcze domaganie się szacunku, bo o to go prosi, o nic więcej, zaskoczy go i zastanowi. Może spełnić jej prośbę, też nie ma problemu.
Przyszła w końcu pora na zadanie sobie najważniejszego pytania: dlaczego Ali spotyka się ze Stephanie, dlaczego zaczyna z nią sypiać? Nie oszukujmy się, na pewno nie jest łatwo zaakceptować takie kalectwo. Co innego pomoc, dotrzymywanie towarzystwa, a nawet przyjaźń, co innego seks. Szczególnie dla mężczyzny takiego jak Ali, który traktuje kobiety przedmiotowo. Przecież sypia z tymi, które mu się podobają. Być może ktoś uzna, że ta sytuacja jest nieprawdopodobna. Ja myślę, że kontakty z okaleczoną Stephanie ułatwia mu, paradoksalnie, jego prosta i bezrefleksyjna natura. To nie on szuka z nią kontaktu, ale odpowiada na jej prośby. Ot tak, po prostu. Tak wygląda ich związek. Napisałam związek, ale przecież to nie jest właściwe słowo. Z czasem zaczyna być jej zwyczajnie ciekaw i może dlatego, że dla niego w relacjach z kobietami liczy się tylko seks, pyta ją o to, czy nie brakuje jej tej sfery życia. Ich znajomość staje się stopniowo coraz bliższa, ale nie wychodzi poza ramy przyjaźni a może tylko kumpelstwa. Tak to wygląda z jego strony.
A ona? Że dzięki niemu wraca jej chęć do życia, to banał. Tak oczywiście jest. Odkrywa na nowo radość ze zwykłych przyjemności: spaceru, kąpieli w morzu. Otwiera się na ludzi, staje się silna, nie chowa w kąciku, nie ukrywa swojego kalectwa i nie czuje się przez nie gorsza. To, że Ali z nią sypia, z jednej strony przywróciło jej kobiecość, z drugiej dało jej siłę i pewność siebie. Nie chce litości i przeprosin. Dlatego domaga się szacunku od niego, dlatego robi awanturę mężczyźnie, który najpierw ją podrywa, a kiedy orientuje się, że zamiast zgrabnych nóg ma protezy, zaczyna ją przepraszać. Dlatego śmiało obnosi swoje metalowe kończyny, cud techniki, który przywraca jej sprawność, wręcz epatuje nimi. Ona nie ma z tym problemu, jeśli ktoś ma, to jego sprawa. Ładna Stephanie wygląda nieco demonicznie na swoich lśniących protezach. Jest połączeniem delikatności i siły, twardości. Dlatego budzi zainteresowanie i respekt wśród zgrai mężczyzn biorących udział w walkach. Z jednej strony piękna kobieta, z drugiej twardy negocjator. Pewnie nie miałaby wstępu do ich świata, kiedy przyjeżdża na pierwszą walkę Aliego, słyszy żadnych kobiet i nie opuszcza samochodu, gdyby nie jej kosmiczne protezy. Jest kobietą i nie jest nią zarazem. Stephanie nie mówi o tym, co czuje, przygląda się światu z dystansem i zdziwieniem. Wydaje się pogodzona z tym, co osiągnęła. Ale w głębi duszy chyba marzy, że stanie się dla Aliego kimś więcej niż tylko kumpelką, menadżerką i kobietą, z którą sypia. Tylko marzy, złudzeń pewnie nie ma. Kiedy Ali zniknie po awanturze z siostrą, nie zostawiając żadnego kontaktu, zrezygnowana, ale nie zrozpaczona, przyzna, że nie wie, na co liczyła. Tego, że wyjedzie bez słowa, porzucając nie tylko ją, ale i swojego syna, chyba się jednak nie spodziewała. Za to Anna nie miała złudzeń. Była zdziwiona, że jej brat powoli zaczyna układać sobie życie. Właściwie należało się spodziewać, że prędzej czy później zdezerteruje. Tak myśli Anna.
Co sprawia, że Ali dorośnie do odpowiedzialności i miłości? Impulsem do zmian jest awantura z siostrą. Ucieka, ale już wie, że trzeba ponosić konsekwencje tego, co się robi. Nie można żyć bezrefleksyjnie. Szansą będzie miłość do boksu. Już nie nielegalne, pokątne walki za pieniądze, ale systematyczne uprawianie tego sportu. Audiard zastosował w swoim najnowszym filmie podobne chwyty jak w "Rytmie serca". Po pierwsze tam też głównego bohatera, postać równie niejednoznaczną, gwałtowną i dziką, ocala pasja (tam jest to muzyka), po drugie nie pokazał tego ostatniego, jakże ważnego, odcinka ich drogi. W obu przypadkach nie wiemy, jak bohaterowie wychodzą ostatecznie na prostą. Jakby istotniejsza była sama decyzja, że trzeba coś zmienić, i świadomość celu. Ali stawiając pierwsze kroki w bokserskiej karierze, stara się też odzyskać syna. Kiedy jest już blisko, omal go nie traci. To graniczne doświadczenie zmienia go. Nagle to on potrzebuje wsparcia Stephanie. W cierpieniu nie chce i nie potrafi być sam. Nie jest mu łatwo prosić ją o pomoc. Nigdy tego nie robił. Do kogo mówi: kocham cię? Do niej czy do syna? A może do obojga? Czy ostatecznie połączyła ich miłość, czy może Stephanie jest tylko jego menadżerką? Jak dawniej. Przyjemnie wierzyć, że to uczucie. A więc jednak okład na duszę? Trochę tak. Taki miły akcent w tym ostrym, męskim filmie.