"Cwaniary" (Znak Literanova 2020; wydanie pierwsze 2012) to
pierwsza książka Sylwii Chutnik, jaką przeczytałam. Wyznając to, może powinnam zaczerwienić się po uszy, ale jak mantrę powtarzam - nie da się czytać wszystkiego. Od jakiegoś czasu przymierzałam się właśnie do tej lektury i w końcu ziściło się. Aby usprawiedliwić swoje zaniechanie, dodam, że wprawdzie nie znam prozatorskiej twórczości Sylwii Chutnik, ale nie oznacza to, że nie znam samej autorki. Lubię jej felietony, śledzę wypowiedzi, wywiady, wiem, jakie tematy porusza w swoich książkach, lubiłam współprowadzony przez nią literacki program telewizyjny sprzed kilku (kilkunastu?) lat. Bohaterkami jej twórczości są kobiety i ... Warszawa. W "Cwaniarach" znajdziemy jedno i drugie.To utrzymana w konwencji literatury popularnej opowieść o mścicielkach z warszawskiego Mokotowa, które wymierzają sprawiedliwość facetom krzywdzącym kobiety. Halina, młoda wdowa w zaawansowanej ciąży, jej przyjaciółka Celina, Stefa, matka dwójki dzieci, ofiara przemocy domowej, Bronka, jeżdżąca drogim samochodem, sprawnie poruszająca się na obcasach kobieta zawodowego sukcesu. Życie ich nie oszczędzało i nie oszczędza. Źle ulokowane uczucia, przemoc, strata, choroba, bieda - to doświadczenie cwaniar. Oczywiście nie każdą z nich dotknęły wszystkie nieszczęścia z całej zaprezentowanej wyżej palety - jedną spotkało to, inną tamto. Razem tworzą nieustraszony kwartet, gang mścicielek z Mokotowa. W dzień wiodą przykładne życie, wieczorem wyruszają na łowy. Nie są bohaterkami bez skazy - sprawiedliwość wymierzają często w bardzo brutalny sposób, bywa, że przy okazji nie pogardzą jakimś łupem.
Skojarzenia z "Obiecującą młodą kobietą", filmem, który uwielbiam, narzucają się same. Ale "Cwaniary" były oczywiście pierwsze. Jeśli już przywołałam ten film, dodam, że jego bohaterka działa w sposób bardziej wyrafinowany i przewrotny. Oglądając go, czułam energię płynącą z ekranu i dziką satysfakcję. W powieści Sylwii Chutnik tego mi brakowało. To oczywiście moje subiektywne odczucia. Niewykluczone, że dziesięć lat temu, kiedy książka się ukazała, inaczej bym zareagowała.
Ale autorka oprócz wątku feministycznego wprowadza jeszcze inny, bardzo ważny - to dzika reprywatyzacja, czyszczenie kamienic i inne warszawskie, nie tylko, mieszkaniowe, plagi nadal niestety nie do końca rozwiązane. Wprost nawiązuje do sprawy morderstwa Jolanty Brzeskiej, nie wymieniając tylko jej imienia i nazwiska.
Wspominałam, że "Cwaniary" garściami czerpią z literatury i kultury popularnej. Mamy tu i konwencję powieści przygodowej, i sensacyjnej, i przerysowanie charakterystyczne dla groteski. Autorka robi też wyraźne aluzje do "Złego". Zresztą trudno nie zauważyć podobieństwa mścicielek z Mokotowa do pogromcy zła z powieści Tyrmanda. Jest to oczywiste nawet, jeśli ktoś jej nie zna. (No nie znam, nie znam. Ale mam w czytniku i w końcu przeczytam.) Wystarczy być obytym z literaturą. No i fascynacja Warszawą. Był jej piewcą Tyrmand, jest piewczynią stolicy Chutnik. Poza tym znajdziemy w książce liczne cytaty z warszawskich podwórkowych ballad, a znawcy komiksu będą mieli dodatkową zabawę, odnajdując aluzje do dzieł tego gatunku. Tu jednak mądrzyć się nie zamierzam, bo komiks jest mi zupełnie obcy.
Jednocześnie autorka kilkakrotnie łamie konwencję, szczególnie powieści przygodowej, wprowadzając w niektórych dramatycznych momentach ton bardzo poważny. A już zupełnym odstępstwem od reguł jest zaskakujące zakończenie. I być może tu tkwi problem - ta dychotomia, która pojawia się z czasem, w miarę rozwoju akcji, sprawiła, że nie do końca potrafiłam wejść w tę książkę. To rozbicie chyba mi przeszkadzało. Doceniam pomysł, doceniam zabawę, doceniam opisy Warszawy, a przede wszystkim doceniam język, o którym dotąd nie wspomniałam, ale nie potrafię do końca "Cwaniar" kupić. Czy sięgnę po inną powieść Sylwii Chutnik, nie umiem powiedzieć. Za to mam ochotę na jej książkę o Warszawie, "Miasto zgruzowstałe. Codzienność Warszawy w latach 1954-1955".