Kilkanaście lat temu przeczytałam powieść "Zielony namiot"
Ludmiły Ulickiej. Bardzo mi się ta książka podobała. Na półce od tamtej pory leży jej "Daniel Stein, tłumacz", po którego dotąd nie sięgnęłam, bo taki gruby, a ja przyzwyczaiłam się do wygody czytnika, ale kiedyś na pewno to zrobię. Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy nagle nastąpił wysyp książek Ludmiły Ulickiej. Wyszły trzy, w dwóch różnych wydawnictwach, wszystkie na szczęście w wersji elektronicznej. Oczywiście leżą już w moim ukochanym czytniku, a ja postanowiłam skorzystać z okresu świątecznego i sięgnąć po najgrubszą z nich, czyli "Drabinę Jakowa" (Wydawnictwo Literackie 2024; przełożyła Agnieszka Sowińska). Dodam jeszcze, że autorka mieszka na emigracji, już w 2014 roku protestowała przeciwko agresji na Ukrainę, odtąd w Rosji nie wolno wydawać jej książek, usunięto je też z bibliotek, a teraz pisarka czynnie wspiera armię ukraińską.Wobec "Drabiny Jakowa" miałam wielkie oczekiwania, po pierwsze dlatego, że do dziś pamiętam "Zielony namiot", a po drugie ponieważ Justyna Sobolewska, którą cenię, dała tej powieści w "Polityce" maksymalną liczbę gwiazdek i wielokrotnie słyszałam, jak wyrażała swój zachwyt. I jak to w takich wypadkach bywa, jeśli poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko, łatwo o rozczarowanie. Rozczarowanie nie jest tu najlepszym słowem, bo przecież książka mi się podobała, może nawet bardzo, ale na pewno nie przyznałabym jej maksymalnej liczby gwiazdek, gdybym to robiła. Najwyższa ocena to przecież arcydzieło, a to powieść tylko/aż bardzo dobra. I nie pytajcie mnie, dlaczego nie podzielam entuzjazmu Justyny Sobolewskiej, bo przecież nie zamierzam "Drabiny Jakowa" krytykować, przeciwnie polecam ją gorąco, ale wytłumaczyć, z jakich powodów nie uważam jej za arcydzieło, nie potrafię. Po prostu brakuje jej tego czegoś. Ale do rzeczy.
"Drabina Jakowa" to historia żydowskiej zasymilowanej rodziny Osieckich, której akcja sięga do początków dwudziestego wieku, a kończy się w roku 2011. A więc saga rodzinna, a ja je uwielbiam. Wszystko zaczyna się w latach siedemdziesiątych, kiedy Nora, mieszkająca w Moskwie scenografka, dowiaduje się o śmierci swojej babci, Marusi. Kiedy razem z ojcem likwidują jej mieszkanie, a właściwie pokój w komunałce, znajdują wiklinowy kosz, w którym leżą listy pisane przez jej dziadka, tytułowego Jakowa, do żony. Jest też trochę korespondencji z synem. Natomiast listów od Marusi do męża leży w koszu zdecydowanie mniej. Początkowo Nora nie zainteresuje się znaleziskiem, sięgnie po nie dopiero w roku kończącym powieść, wtedy uda się też do odtajnionych archiwów, aby dokładniej zgłębić losy dziadka. I tak ta historia toczy się dwutorowo i ma dwoje głównych bohaterów. Jedną jest Nora, na kartach powieści poznajemy jej burzliwą historię od wczesnej młodości do wieku dojrzałego. Drugim bohaterem jest jej dziadek, Jakow Osiecki. Oczywiście jak to w sadze rodzinnej bywa, mamy też wiele postaci drugoplanowych.
Co zwróciło moją szczególną uwagę? Na pewno bogate, wieloznaczne portrety bohaterek i bohaterów. Nawet ci mniej istotni zarysowani są mocną kreską, o każdej i każdym czegoś się dowiadujemy. Druga sprawa to po prostu bardzo ciekawa opowieść - historia żydowskiej rodziny, historie miłosne, problemy rodzinne, jednym słowem życie, z wielu powodów burzliwe.
Kolejna sprawa to teatr. Jak już wspomniałam, Nora jest scenografką, pracuje w teatrach, czasem nawet za granicą. Często współpracuje z gruzińskim reżyserem, starszym od niej Tengizem. Od kiedy zaczęli razem robić spektakle, zostali kochankami. Trudna to miłość. Kiedy przedstawienie jest gotowe, Tengiz wraca do siebie, do Tbilisi, do żony, dzieci, a później wnuków. Bywają okresy, kiedy mieszka u Nory przez kilka miesięcy, uczestniczy aktywnie w jej życiu, potem nie kontaktują się latami. Gdy wyjeżdża, ona bardzo tęskni i cierpi. Z czasem przyzwyczaja się do takiej relacji. Już samo to love story jest oczywiście bardzo ciekawe, ale wspominam o tym wątku nie z tego powodu. Kiedy Nora pracuje nad scenografią do przedstawienia, śledzimy proces dochodzenia do koncepcji spektaklu, który rodzi się w dyskusji z reżyserem albo jest wynikiem jej samodzielnych przemyśleń podbudowanych licznymi lekturami. Dla mnie, miłośniczki teatru, te rozdziały były fascynujące - obserwowanie, jak rodzi się przedstawienie, zderzenie wystawianego tekstu z koncepcją scenografki i reżysera.
Kolejny wątek, który zwrócił moją szczególną uwagę, to amerykańska historia Jurika, syna Nory. Dziś na pewno uznano by go za człowieka w jakimś spektrum, tę odmienność, neuroróżnorodność, jak się teraz mówi, odziedziczył po ojcu, naukowcu. Wielką fascynacją Jurika była muzyka. Nora w obawie przed wojskiem, do którego trafiłby jej syn, co na pewno skończyłoby się wysłaniem go do Afganistanu, robi wszystko, aby pojechał do swojego ojca do Stanów, tam skończył szkołę i został. Uratowała go przed wojną, ale nie mogła ustrzec przed używkami. Jurik, który w Nowym Jorku poczuł się jak w domu, którego wciągnął nowojorski undergroundowy muzyczny świat, sięgnął tam samego dna. To przejmująca historia człowieka, któremu trudno pomóc, bo on tego nie chce. Jak się skończy, czy zmagania Nory o uratowanie syna zakończą się szczęśliwie, zdradzić oczywiście nie mogę.
Ciekawa jest historia Marusi, babci Nory, żony Jakowa. Kobiety, którą życie zmusiło do porzucenia marzeń o teatrze. A może wyrzekła się ich sama w imię miłości? Dla Nory była wspaniałą babcią, źródłem inspiracji. A dla Jakowa? Marusia jest dowodem na to, ile sprzeczności mieści się w jednym człowieku, jak życie bywa niejednoznaczne, jak trudno kogoś oceniać. W liście do męża pisze:
Widzę się teraz taką, jak moja mama - zanurzoną w nudnej kobiecej codzienności, garnki, kołnierzyki, szycie i przeszywanie. Nienawidzę tego! Moja mama, nie wiesz o tym, pisała w młodości wiersze. Zachowała swój zeszycik, w którym zapisane są poetyckie strofy jako pomnik jej niezrealizowanego życia ...
Ale najbardziej przejmujący wątek to historia tytułowego Jakowa, dziadka Nory. Opowieść, jaką doskonale znamy, jeśli wiemy, jakim krajem był Związek Radziecki, szczególnie w czasach stalinowskich. Jakow został przemielony przez Historię. Akceptował rewolucję, ale i tak w pewnym momencie uznano go za wroga politycznego. Wiele lat spędzi na zesłaniach. Takie życie na odległość, z dala od żony i syna, będzie miało wpływ na ich związek.
Surowy los zgotował mi wyjątkowo ciężką biografię. Cios za ciosem, bez chwili na oddech, lata tułaczki następowały po sobie. Mąż i żona powinni żyć razem, małżeństwo nie może się opierać na znaczkach pocztowych. I teraz dla wszystkich jest jasne, kto zniszczył moją rodzinę. I takich, jak my, widzę wokół siebie tysiące.
Czytając te listy, poznajemy jego poglądy i historię.
Historia wielkiej miłości, historia poszukiwania sensów, twórcze podejście do życia i niewiarygodna żądza wiedzy, rozumienia rozwichrzonego i niesamowitego świata.
Mimo trudności Jakow zawsze próbuje odnaleźć się w sytuacji, w jakiej się znalazł, chce pracować, robić coś pożytecznego. Zachowuje optymizm, nie skarży się. Kocha muzykę. Kropką nad i jest ostatni rozdział, kiedy Nora sięga do archiwów, a my razem z nią poznajemy kulisy aresztowań i procesów, ich tragiczne konsekwencje. Jak ocenić postawę bliskich Jakowa? Czy mamy prawo? Ilu było takich Jakowów zniszczonych przez sowiecki i stalinowski system!
Jakow już od dawna rozważał tę nieznośną myśl, że pochowany będzie tutaj, na kole podbiegunowym, w zbiorowym grobie, pod palikiem z numerem ... Taki przypadł los jego rodzinie, jego narodowi - w zbiorowej mogile w Kijowie, na Łukjanowce, leży młodszy brat, cztery kuzynki ... łącznie dwadzieścioro bliskich krewnych. A w Europie jeszcze wiele milionów, z którymi nie łączyło go pokrewieństwo. Diabeł był jeden, tylko wąsy o różnym kroju ...
Z posłowia autorki dowiadujemy się, że historia głównego bohatera została częściowo oparta na jej rodzinnych dokumentach. A więc Jakow miał swój pierwowzór.
Bardzo dobra powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz