Od jakiegoś czasu ArtRage, serwis oferujący różnego rodzaju
kulturę, który jeszcze do niedawna sprzedawał książki (i nie tylko) w pakietach w cenie co łaska (nigdy nie udało mi się rozkminić, jak to działa), wypączkował, na moje nieszczęście, w ambitne wydawnictwo. Z tym nieszczęściem to trochę żart, a trochę serio. Bo pojawiło się kolejne interesujące źródło książek. A ja znowu wzdycham - kiedy to wszystko czytać! A wydają w jakimś szalonym tempie! "Przemieszczenie" Margaryty Jakowenko (ArtRage 2022; przełożyła Agata Ostrowska) to ich druga powieść, którą przeczytałam, trzecia czeka w czytniku."Przemieszczenie" to literacki debiut Margaryty Jakowenko, hiszpańskiej pisarki ukraińskiego pochodzenia. Łatwo się domyślić, że opowiedziana na kartach tej książki historia Darii Kowalenko Petrowej wiele czerpie z doświadczeń samej autorki. Wszystko zaczyna się w pod koniec lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku, kiedy to najpierw do Hiszpanii wyjeżdża tata Darii, a kończy dwadzieścia lat później, gdy jako dorosła kobieta otrzymuje z rąk znudzonej, nieczułej urzędniczki hiszpańskie obywatelstwo. Czy kobieta nią gardzi, czy tak się jej tylko wydaje? Jest to więc opowieść o tym, co robi z dzieckiem migracja. Ile rozumie? Co czuje? Jak sobie radzi? W tle dostajemy też historię jej rodziców. Bo głos w tej powieści należy do dorosłej Darii, która w momencie życiowego kryzysu w sposób niechronologiczny wspomina swoją przeszłość, najbardziej skupiając się na tym, co działo się od chwili, kiedy wraz z mamą w zimowy grudniowy wieczór wsiadły w swoim rodzinnym Mariupolu do nocnego pociągu, który zawiózł je do Kijowa, skąd samolotem poleciały do dalekiej słonecznej Murcji.
Ta historia bardziej skłania do refleksji niż wzrusza. Przynajmniej ze mną tak było. To nie zarzut, ale stwierdzenie faktu. Bo ta króciutka powieść, którą można przeczytać w ciągu jednego popołudnia, jest warta lektury. Tym bardziej, że w głowie cały czas dźwięczą wydarzenia sprzed kilku tygodni i miesięcy. Bo trudno uciec od smutnej refleksji, że Darii i jej rodzicom się udało. Co by z nimi było dziś, gdyby jej ojciec, inżynier, który od miesięcy nie otrzymywał pensji, w akcie desperacji nie postanowił wyjechać gdziekolwiek na Zachód, aby zarobić większe pieniądze na samochód, na mieszkanie, na życie. Przetrwaliby oblężenie Mariupola? A może udałoby się im wyjechać z miasta, kiedy jeszcze było to możliwe? Czy siedzieliby w podziemnych korytarzach Azowstalu? Zginęliby w zbombardowanym teatrze? Byłaby to całkiem inna historia. Takie powieści ukraińskie pisarki i ukraińscy pisarze napiszą pewnie za jakiś czas. Tymczasem dorosła Daria w roku 2020, kiedy kończy się powieść, nie wie, co zdarzy się za dwa lata.
Daria wcale nie chce, aby jej tata wyjeżdżał. Będzie płakać w poduszkę, kiedy podsłucha kłótnię rodziców. Potem, kiedy okaże się, że wyjazd nie jest tylko na jakiś czas, ale i one muszą dołączyć, buntuje się także mama, pielęgniarka. Ale co może zrobić? Wybiera rodzinę. Dorośli mają wybór, dziecko żadnego. Daria zostaje oderwana od przyjaciół, dziadków, szkoły i rzucona w obcy świat. Odtąd żyje ciągle pod presją - musi być najlepsza, bo rodzice rzucili wszystko, zdecydowali się na degradację swojej pozycji, aby ona miała kiedyś lepiej. Więc zaciska zęby i odtąd zawsze będzie najlepsza - w szkołach i na studiach, a potem w pracy. Nie skarży się, nie chce ranić rodziców, przecież oni też nie mają lekko. Ojciec już nigdy nie będzie inżynierem, a mama pielęgniarką. Wykonują byle jakie prace, harują nawet w weekendy, żeby ona już tak nie musiała. Daria zdaje sobie sprawę z degradacji ich statusu społecznego. Zdarza się jej słyszeć pogardliwe uwagi na temat mamy, która sprząta wakacyjne apartamenty, o paradoksie, wynajmowane przez bogatych Rosjan. Zazdrości dzieciom, po które do szkoły przychodzą rodzice. Ona musi wracać do domu sama. Tam czeka na nią obiad, który podgrzeje sobie w mikrofalówce. Je go w ciszy obcego mieszkania. Wokół morze i słońce, a ona tęskni za dziadkami, zimnem, za starym mieszkaniem. To nostalgia - usłyszy od mamy. Dorośli też ją odczuwają. W tym są równi z dziećmi, tak samo jak one bezbronni. I nie ma na nią leku, nikt nie może im pomóc. Dorosła Daria spróbuje jakoś ją zaleczyć, ale zrozumie, że to niemożliwe. Trzeba się z sobą pogodzić i spróbować jakiejś innej drogi.
Przymus osiągnięcia sukcesu, udawanie, że wszystko jest w porządku, milczenie mają swoją cenę. Płaci ją dorosła Daria. Chociaż rodzice są pewnie przekonani, że osiągnęła sukces, nie jest szczęśliwa. Nawet teraz nie potrafi im o tym powiedzieć. A może zwłaszcza teraz? Chorują jej ciało i dusza, odczuwa ogromne znużenie. Znużenie odczuwała też matka - ciężką, byle jaką pracą. Ale czy to jedyny powód?
Podejrzewam, że przepłakiwała też noce w tamtym mieszkaniu (...) z telewizorem, w którym nikt nie mówił w jej języku. Że oddałaby wszystko, żeby posłuchać czegokolwiek, co mogłaby zrozumieć. W tamtym mieszkaniu, w którym zaczynała się godzić z myślą, że już nigdy nie wróci do zawodu pielęgniarki, choć ma zaledwie dwadzieścia siedem lat. (...) Że poza tymi ścianami nie ma niczego. Że jedyne osoby, które zna w tym zakątku świata, to jej mąż i córka, że poza tym mieszkaniem, nie ma się gdzie podziać. Nie miała z kim pójść na herbatę, komu ponarzekać (...). A do tego powinna się czuć szczęściarą. Choć z oczu płynęły jej łzy, powinna się cieszyć, że tu jest. Sądzę, że ona też nauczyła się sama pocieszać. (...) Odinoczestwo to po rosyjsku samotność.
A ojciec? Czy jemu było dobrze? Czy po latach dorośli uznaliby swoje decyzje za słuszne? A gdyby wiedzieli, co się dzieje z ich córką? Czy wybraliby taką samą drogę? To pewnie jedna z tych sytuacji, z których nie ma dobrego wyjścia. Zostać źle, wyjechać też nie najlepiej. Może dopiero dzieci Darii, jeśli będzie je miała, będą żyć jak inni?
Kiedy złożona niemocą przypomina sobie różne zdarzenia z dzieciństwa, które ułożyły się w drogę, jaka doprowadziła ją do takiego stanu, nie potrafi się oprzeć refleksji, jak niesprawiedliwy jest los.
... to wszystko, cała ta migracja, było tylko po to, żeby zapewnić im życie, które Carlos odziedziczył w chwili narodzin.
Carlos to jej partner, z którym właśnie się rozstała. Pewnie także dlatego, że nawet nie próbował zrozumieć jej doświadczenia.
Wielostopniowa samotność, w nowym kraju, w środowisku i w rodzinie, robienie dobrej miny do złej gry, niemożność bycia zrozumianym, odcięcie od języka, co tworzy dodatkową barierę, to ich los. Czy byłoby im łatwiej, gdyby ze sobą rozmawiali? Gdyby powiedzieli sobie, co czują, jak im ciężko? Ale oni skazują siebie na grę w udawanie, że wszytko okej. Na pewno nie jest to doświadczenie wszystkich emigrantów zarobkowych, ale pewnie wielu.
Czytając to gorzkie imigranckie świadectwo, nie mogłam oprzeć się jeszcze jednej refleksji, trochę obok tej książki, a trochę jednak w związku z nią. Jak to jest, że teraz Ukraińcy tak zaciekle walczą o kraj, który nie był miejscem dobrym do życia? Z którego musieli wyjeżdżać, szukając lepszej przyszłości? A jednak walczą z takim hartem ducha. Bo przecież w "Przemieszczeniu", i w innych ukraińskich książkach, które, nie tylko ostatnio, czytałam, obraz Ukrainy, oględnie mówiąc, nie jest przyjazny. Że nie wspomnę o wydanym kilka lat temu zbiorze reportaży Katarzyny Kwiatkowskiej-Moskalewicz "Zabić smoka. Ukraińskie rewolucje".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz