Olga Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny"

Po "Prawieku i innych czasach" przyszła kolej na drugą z powieści Olgi Tokarczuk czekającą dotąd w czeluściach mojego ukochanego czytnika. To "Dom dzienny, dom nocny" (Wydawnictwo Literackie 2015). Kiedy zaraz po Noblu zrobił się wokół twórczości pisarki medialny szum, całkiem zrozumiały w tej sytuacji, słyszałam kilkakrotnie, że ulubioną książką wielu osób jest właśnie ta powieść. Jeśli ja miałabym wypowiedzieć się w tej kwestii, to przyszłoby mi to z dużym trudem. Na pewno spośród pięciu przeczytanych książek Olgi Tokarczuk najwyżej cenię "Księgi Jakubowe". Nie mam co do tego wątpliwości. To rzecz, jaka trafia się czytelnikowi tylko czasem - mięsista, ważna, gęsta, znakomicie napisana, jednym słowem powieść wagi ciężkiej albo może raczej istotnej. A co potem? "Prowadź swój pług przez kości umarłych"? "Prawiek i inne czasy"? Czy może "Dom dzienny, dom nocny"? Nie umiem zdecydować. Mam takie poczucie, że wybierając jedną, krzywdzę inną. Jeśli natomiast ktoś nie czytał nic, a chciałby zacząć swoją przygodę z twórczością noblistki, do czego gorąco namawiam, niech na początek sięgnie po pierwszą z trzech wymienionych przed chwilą książek. Szczególnie jeśli ma tradycyjne literackie gusta. No dobrze, ale do rzeczy, miało być o "Domu dziennym, domu nocnym".

Ja się nim zachwyciłam. Uwielbiam taką literaturę. Akcja  powieści, a może wcale nie powieści, tylko zbioru opowiadań połączonych wspólnym miejscem, kilkoma bohaterami i osobą narratorki, rozgrywa się w okolicach Nowej Rudy, w Kotlinie Kłodzkiej. Narratorka zastanawia się nad życiem, snując opowieści o swoich sąsiadach i inne usłyszane historie, wracając do powojennej tragicznej historii najbliższej okolicy, ale także relacjonując sny własne i cudze, wyprawy na grzyby, celebrowanie pełni Księżyca i rozmaite codzienne drobne zajęcia, jakie są udziałem jej i Marty, najbliższej sąsiadki. Starej, mądrej kobiety, która robi peruki. Brzmi banalnie, ale wszystko to Olga Tokarczuk wynosi poza zwyczajność. Nadaje ludzkim losom, opisywanym miejscom, codzienności, całej tej naszej krzątaninie wymiar niezwykłości, dramatyzmu, tragizmu. Takie są historie ludzi, o których opowiada. Chociaż bywają chwilami zabawne, to zawsze  prędzej czy później nabierają tragicznego rysu. Czy będzie to opowieść o Krysi, pracownicy banku w Nowej Rudzie, która zakochała się w Amosie, mężczyźnie ze swojego snu, czy przejmująca historia sąsiada Marka Marka, albo opowieść o nauczycielu Ergo Sumie, albo historia pewnej pary zwanej Ona i On, czy wreszcie losy przedwojennych mieszkańców tych okolic. Za każdym razem dotkniemy jakiejś niespełnionej tęsknoty, braku, utraty, wyrzutów sumienia, które prowadzą na skraj szaleństwa. Przejmujące są opowieści o wypędzonych i o tych, którzy zajęli ich miejsce. O tej powojennej wędrówce ludów, jaka stała się udziałem tak wielu. I podobnie jak w "Prawieku" pojawia się przemożna chęć zrozumienia, kto tak urządził nasz świat. Tym razem poszukiwania odpowiedzi na to pytanie prowadzą do nożowników, którzy kiedyś mieszkali w okolicy, robili znakomite noże i śpiewali psalmy. I znowu konkluzja jest pesymistyczna. Bóg jest nieludzki, nie ma nic wspólnego z człowiekiem i nawet nie rozumie ludzkich modlitw. Spośród wszystkich bohaterów tej powieści tylko stara, mądra Marta, która zdaje się wszystko wiedzieć, jest osobą pogodzoną ze światem, z cierpieniem, z bólem. Bardzo ważnym wątkiem jest historia nieuznawanej przez Kościół świętej Kummernis, ukrzyżowanej przez ojca młodej kobiety z brodą. Jeden z jej wizerunków znajduje się w Wambierzycach. Tokarczuk idzie dalej, snując opowieść o młodym mnichu Paschalisie, który spisał historię świętej i chciał ją przedstawić samemu papieżowi. Kummernis, kobieta z brodą, wisząca na krzyżu w sukni, często przypominająca Chrystusa, i mnich, który pragnie być kobietą. 

Kiedy piszę o książkach podobnych w nastroju, atmosferze, sposobie opowiadania do "Domu dziennego, domu nocnego", zawsze mam taką samą refleksję - nie da się żadnym najlepszym nawet tekstem, analizą czy interpretacją oddać ich piękna i głębi. To książki, które trzeba czytać, poddać się ich powolnemu rytmowi, klimatowi, melancholii, smutkowi, zachwycić pięknem języka, który potrafi choćby na chwilę nazwać to, co nieuchwytne, co zagubione między słowami. Taki jest "Dom dzienny, dom nocny". Najpierw należy go przeczytać po bożemu, od początku do końca, a potem można sobie wybierać historie w dowolnej kolejności, choćby na chybił trafił. Kto jeszcze nie zna powieści Olgi Tokarczuk, niech koniecznie nadrobi tę zaległość.

1 komentarz:

  1. dowiedziaem sie o istnieniu pani Tokarczuk gdy otrzymala Nobla i ciagle nie moge trafic na recenzje, ktora by mnie namowila do przeczytania ktorejs z jej ksiazek. 'mięsista, ważna, gęsta' niewiele mi mowi, a 'melancholia, smutek i cierpienie' zdecydowanie odrzucaja. moze jakies bardziej konkretne powody zebym 'koniecznie nadrobił tę zaległość' ?

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty