Małgorzata Czyńska "Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny"

Właściwie sama nie wiem, jaki impuls stał za tym, że postanowiłam

przeczytać książkę Małgorzaty Czyńskiej "Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny" (Marginesy 2022). Tym bardziej, że, jak się zorientowałam, jest to drugie, uzupełnione, wydanie pod nieco zmienionym tytułem i z inną okładką. Pierwsze ukazało się w innym wydawnictwie. Jak wyłowiłam ją z morza nowości? I dopiero teraz, kiedy ją wznowiono? Nie jest tak, abym jakoś specjalnie interesowała się Witkacym. Owszem, lubię jego malarstwo i zdjęcia, chętnie wybiorę się do teatru na adaptację jego sztuki (mam wrażenie, że jego teksty są coraz rzadziej wystawiane), trochę o nim wiem (trudno nie wiedzieć), ale nigdy nie czytałam jakiejś porządnej biografii ani żadnej z jego powieści. Prawdopodobnie magnesem była sama barwna i skandalizująca postać Witkacego i nazwisko autorki - Małgorzaty Czyńskiej. Przed kilku laty przeczytałam biografię Katarzyny Kobro jej pióra - "Kobro. Skok w przestrzeń", która zrobiła na mnie spore wrażenie.

Małgorzata Czyńska jest historyczką sztuki i kuratorką wystaw, no i pisarką. Pisze o kobietach związanych ze sztuką, nie tylko o artystkach, ale także o tych, które pozowały do słynnych obrazów czy w inny sposób związane były z artystą. W wypadku Witkacego jedno ściśle łączy się z drugim. Kobiety, z którymi łączył go dłuższy czy krótszy romans, malował i fotografował wielokrotnie. 

Ta książka to opowieść o Witkacym, ale przede wszystkim o kobietach, z którymi był związany. Najczęściej to kochanki, ale nie tylko, bo autorka wiele miejsca poświęca matce artysty, a przede wszystkim żonie, Jadwidze Witkiewiczowej, nazywanej Niną. Zastanawiam się, ile w tej lekturze guilty pleasure, a ile poważnej książki. No ale nie da się pisać i mówić o Witkacym, pomijając tę, tak istotną dla niego, sferę życia. Tym bardziej, że ważne dla niego kobiety pozostawiły ślad w jego sztuce. Nie tylko je malował i fotografował, ale także uwieczniał w powieściach czy sztukach teatralnych. Autorka zamieszcza reprodukcje ich portretów, zdjęcia, ale także obszernie cytuje jego teksty. Co prawda Witkacy potrafił oburzać się, kiedy twierdzono, że w swoich utworach literackich portretuje znajomych i siebie, jednak dla wszystkich było jasne, że szczególnie powieści są tekstami z kluczem. 

Małgorzata Czyńska wyciąga z cienia kobiety, z którymi się wiązał, opowiada o nich, pisze, jak się poznali, co czuły, a przede wszystkim o tym, jaki wpływ miał na ich życie ten ekstrawagancki człowiek i artysta. Czasem, jak w wypadku Ireny Solskiej, był jednym z wielu kochanków, ale w kilku wypadkach spotkanie z nim okazało się przełomowe, wywróciło ich życie do góry nogami. To przypadek Asymetrycznej Damy, niczym niewyróżniającej się kobiety, żony jubilera z Częstochowy, którą Witkacy zobaczył na ulicy w Warszawie, kiedy była tam z wizytą u krewnych. Przypominała mu narzeczoną, która popełniła samobójstwo, dlatego namówił ją, aby mu pozowała. Panią Hankę, bo tak ją nazywał, malował potem  wielokrotnie, była, jak twierdzi autorka, raczej jego muzą niż kochanką. Opuściła Częstochowę i męża, zamieszkała w Zakopanem, bo dzięki Witkacemu poznała inny, artystyczny świat, który ją pochłonął. Można się zastanawiać, czy to źle, czy dobrze. Dla męża, jubilera, pewnie nie najlepiej, nie wiemy, czy cierpiał z powodu zawiedzionej miłości, kiedy opuściła go żona, czy może tylko była to plama na męskim honorze. Dla niej być może lepiej - rozwinęła skrzydła, nie była już tylko żoną przy mężu, zainteresowała się fotografią, miała kolekcję jego prac.

Tragicznie skończyła się znajomość z Witkacym dla jego pierwszej narzeczonej, Jadwigi Janczewskiej. Zafascynowana artystą, którego poznała w zakopiańskim pensjonacie prowadzonym przez jego matkę, przyjmuje jego oświadczyny. Nie wie jeszcze, że jest skłonny do stanów depresyjnych, wybuchów gniewu, zazdrości. Potem wielokrotnie rozstają się i schodzą, cierpią oboje. Aż w końcu, kiedy Witkacy zadręcza narzeczoną podejrzeniami o romans z Karolem Szymanowskim, po kłótni zdesperowana Jadwiga bierze dorożkę, jedzie do Doliny Kościeliskiej i strzela do siebie. Być może była wtedy w ciąży, być może jedną z przyczyn kłótni było dziecko, którego Witkacy nie chciał. To sfera domysłów wysnutych z jednej z jego powieści, "Pożegnania jesieni". Zakopane huczy od plotek, a Witkacy cierpi, bierze winę na siebie, a samobójcza śmierć narzeczonej będzie do niego wracała wielokrotnie.

Drugą tragiczną kochanką jest Czesława Oknińska-Korzeniowska, jego ostatnia miłość, ostatni romans. Też zwyczajna kobieta, której życie niczym by się pewnie nie wyróżniło, gdyby nie spotkanie z Witkacym. To z nią we wrześniu 1939 roku wyruszył w swoją ostatnią podróż, uciekając przed wojną. To razem z nią postanowił się zabić na wieść o wkroczeniu Rosjan na wschodnie tereny Polski. Ona przeżyła, on odebrał sobie życie skutecznie. Nie trzeba mówić, jaki wpływ wywarła na nią ta tragiczna historia. Dawała temu świadectwo wielokrotnie. A przecież i wcześniej ich związek, który trwał kilka lat, był bardzo burzliwy. Rozchodzili się i schodzili. Ona nie mogła wybaczyć mu zdrady z narzeczoną fryzjera. Tak, zdradzał ją, bo Witkacy potrafił się wiązać z kilkoma kobietami naraz i równie silnie przeżywać uczucia do każdej z nich. Liczyła też, że rozwiedzie się z żoną i wezmą ślub. On cierpiał, kiedy z nim zrywała. Prosił nawet żonę o wstawiennictwo!

No właśnie, żona. Nie sposób tu o niej nie wspomnieć. Pobrali się w roku 1923, kiedy ona dobiegała trzydziestki, a on czterdziestki. Szybko przyjęła jego oświadczyny. Była panną z dobrego domu, ale bez majątku. Małżeństwo raczej z rozsądku, okazało się bardzo trwałe, burzliwe, a ich związek najsilniejszy ze wszystkich jego związków. Szybko zamieszkali osobno, ona w Warszawie na ulicy Brackiej, on w Zakopanem. Oczywiście widywali się, ale przede wszystkim prowadzili bogatą korespondencję. Była jego powierniczką, przyjaciółką, to jej zwierzał się ze swoich cierpień, nieszczęśliwych romansów, kłopotów z kobietami. To bez niej nie mógł żyć. Kiedy kilkakrotnie go porzucała, co oznaczało, że nie mógł przyjeżdżać na Bracką, cierpiał. A ona? Jak znosiła jego romanse? Czy odpowiadała jej taka rola, jaką wyznaczył jej w swoim życiu? Historia Niny jest szkieletem tej książki. Zaczyna się od niej i na niej kończy. Jest obecna niemal cały czas. Albo w pisanych do niej listach, albo w jej wspomnieniach, które wydała po wojnie, albo w poświęconych tylko jej rozdziałach. Nie od razu pogodziła się z tym, że jej mąż nie potrafi być monogamistą, że zakochuje się z wielką łatwością, że afery miłosne to istotna część jego życia. Początkowo próbowała walczyć, obarczała winą swoją oziębłość, potem kilkakrotnie odsuwała go od siebie. Jednak żyła z nim do końca, była powiernicą, przyjaciółką, sama miewała kochanków. To ona dbała o jego spuściznę. Szczególnie literacką. Na pewno postać tragiczna.

Ale książka Małgorzaty Czyńskiej to także opowieść o Witkacym. O tym jak reżyserował swoje życie, jaki był, jak wpływał na innych, o jego twórczości.

Ciekawa lektura, czyta się niemal jednym tchem. Zmusza do zastanowienia się, jak niejednoznaczne bywają ludzkie wybory, pozwala skonfrontować się z nimi. Czasem aż korci, aby krzyknąć - kobieto, co robisz? - chociaż to krzyk poniewczasie. Czy mamy prawo je oceniać? Czy potrafimy je zrozumieć? Tak naprawdę wiedzieć, co czuły? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty