Małgorzata Czyńska "Kobro. Skok w przestrzeń"

Po obejrzeniu "Powidoków" Wajdy i spektaklu Teatru Telewizji pod tym samym tytułem, po przeczytaniu kilku artykułów i wysłuchaniu audycji radiowych postanowiłam sięgnąć po książkę Małgorzaty Czyńskiej "Kobro. Skok w przestrzeń" wydaną w 2015 roku przez wydawnictwo Czarne. Chociaż w galeriach malarstwa mogę spędzać godziny, to nie ma co czarować  - nie sztuka awangardowa mnie tam przyciąga. Nie rozumiem czarnych kwadratów na białym tle, przez sale z awangardą przemykam, omiatając obrazy tępym wzrokiem. Nie ukrywam, że Katarzyną Kobro zainteresowałam się nie z powodu jej twórczości. Moją ciekawość wzbudził film Wajdy i dyskusja wokół niego. Czuję się więc trochę jak podglądaczka, trochę jak czytelniczka plotkarskich pism czy portali, powiedzmy takich ambitniejszych. To nieco prowokacyjne zdanie oddaje mój stan ducha, w żadnym wypadku nie dotyczy książki, o której dziś piszę. Tu dygresja - dla porządku informuję, że ta notka powstała w lutym, niedługo po obejrzeniu "Powidoków".

Gdybym przyrównała biografię rzeźbiarki pióra Małgorzaty Czyńskiej do rzeczonych pisemek i portali, wyrządziłabym jej wielką krzywdę. Autorka zajmuje się przecież nie tylko prywatnym życiem Katarzyny Kobro. Bohaterka interesuje ją jako kobieta, żona, matka, ale przede wszystkim jako bezkompromisowa artystka oddana sztuce swojej i swojego męża, Władysława Strzemińskiego. W książce znajdziemy historię ich drogi artystycznej, obfite cytaty z artykułów, manifestów i wypowiedzi obojga artystów, ale także historyków sztuki, którzy zajmowali się ich twórczością. Czyńska pisze o niezrozumieniu ich twórczości, złych recenzjach, twórczej samotności i stopniowym zyskiwaniu uznania. Przyznaję, że chociaż czytając, bardzo się starałam, nadal pozostaję gdzieś obok tego, co tworzyli. Autorka mocno akcentuje ich pasję pedagogiczną i starania, aby w przedwojennej Łodzi stworzyć pierwszą w Polsce kolekcję sztuki awangardowej.

Sztuka sztuką, a życie życiem. Długo udawało im się nie dostrzegać uciążliwej codzienności. Potem coś pękło. Czyńska próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego  uwielbiany przez innych Strzemiński, nagle w domu zmienił się w potwora. Co się stało, że swoją żonę nazywał wściekłą Kobrą, chciał jej odebrać dziecko, uniemożliwił pracę na uczelni i znęcał się nad nią fizycznie. Dlaczego ta szczęśliwa kiedyś para zaczęła się tak bardzo nienawidzić, bo trzeba uczciwie przyznać, że i Katarzyna Kobro pisała o nim w niewybrednych słowach. Czyńska stawia tezę, że to konflikt na tle religijnym i drugi związany z tożsamością narodową stały się przyczyną nieszczęścia. Katarzyna Kobro była Rosjanką, być może o niemieckich korzeniach, przywiązaną do religii prawosławnej. W tajemnicy przed mężem ochrzciła córkę w cerkwi, w czasie wojny w Łodzi podpisała listę rosyjską, co w tym kontekście nie powinno dziwić. Podobnie zrobił Strzemiński, który też przecież urodził się w Rosji i mieszkał tam jeszcze po rewolucji. Z czasem stało się to przyczyną jego wyrzutów sumienia i doprowadziło go do obsesji na tym tle.

Osobną kwestią, która zajmuje Czyńską, jest obraz rodziców, jaki stworzyła w swojej książce i licznych innych wypowiedziach Nika Strzemińska, która stała się kustoszką  pamięci o nich. Z jednej strony walczyła o recepcję ich twórczości, o pamięć, z drugiej konfrontowała się z bolesną przeszłością. Autorka często przeciwstawia opowieść Niki opowieści najbliższych przyjaciół czy sąsiadów Strzemińskich. Często dostajemy dwie odmienne wersje, słowo przeciwko słowu. Czyńska stara się odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest prawda. Wszak to Nika Strzemińska stworzyła białą i czarną legendę swoich rodziców.

Wiele jest niedopowiedzeń w dramatycznej historii Katarzyny Kobro. Bardzo to smutna opowieść. O trudnym życiu, zakrętach historii, niejasnej tożsamości narodowej, dramatycznych wyborach, artystycznej pasji, bezkompromisowości i samotności, o niedocenieniu, małżeństwie, które z sielanki zamieniło się w piekło, wreszcie o macierzyństwie. Kobro umiera w biedzie,  bardzo cierpiąc. W nieszczęściu wspiera ją Nika i grono oddanych przyjaciół. Warto przeczytać książkę Małgorzaty Czyńskiej, nie tylko po to, aby skonfrontować ją z filmem Andrzeja Wajdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty