Po lekturze "Gorączki latynoamerykańskiej" Artura
Domosławskiego wybór książki argentyńskiego pisarza Martina Kohana "Dwa razy czerwiec" (Filtry 2021; przełożyła Barbara Jaroszuk) był dla mnie oczywisty. Bo to właśnie dzięki Domosławskiemu dowiedziałam się więcej o rządach wojskowej junty w Argentynie z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zeszłego wieku. Więcej to delikatnie powiedziane - właściwie nie miałam o nich bladego pojęcia, coś mi się tylko obiło o uszy. Żadnych szczegółów. Kiedyś widziałam jakiś argentyński film na ten temat, chyba nominowany do Oscara. A już na pewno nie kojarzyłam, że kiedy wojskowi krwawo rozprawiali się ze swoimi politycznymi wrogami, zamykając w więzieniach i torturując nawet licealistów, którzy śmieli protestować przeciwko podwyżce cen biletów komunikacji miejskiej (ich masowe aresztowania nazwano nocą ołówków), w Argentynie odbywała się wielka fiesta - mistrzostwa świata w piłce nożnej. I jakoś nikt ich nie bojkotował. Przywódcy państw zasiadający na trybunach i władze sportowych federacji na pewno wiedzieli, gdzie jadą, ale nikomu to nie przeszkadzało. Nic dziwnego, że mając to wszystko w pamięci, chciałam przeczytać powieść Martina Kohmana, która bezpośrednio odnosi się do tamtych wydarzeń.Nie jest to lektura przyjemna, chociaż autor okrucieństwo ogranicza do niezbędnego minimum. To jednak wystarczy, a wyobraźnia i tak podsuwa koszmarne obrazy. Akcja tej krótkiej powieści rozgrywa się w czerwcu 1978 roku właśnie w czasie mistrzostw świata i cztery lata później, kiedy Argentyna toczy z Wielką Brytanią wojnę o Falklandy (Malwiny), której fiasko przyczyniło się do upadku wojskowej dyktatury. Bohaterem jest młody chłopak odbywający służbę wojskową. Urządził się dobrze - jest kierowcą wojskowego lekarza. Cztery lata później studiuje medycynę. To przede wszystkim z jego punktu widzenia poznajemy zdarzenia. Ale jest też punkt widzenia młodej kobiety, więźniarki politycznej.
To niedługa powieść, napisana zwięzłym, skondensowanym chłodnym językiem, ale mimo tego ma ogromne pole rażenia. Obojętność narratora, który w beznamiętny, suchy, precyzyjny, drobiazgowy, ale bezduszny sposób relacjonuje rzeczywistość, jakby był jakimś bezmyślnym służbistą, robi piorunujące wrażenie. Podobnie beznamiętne, bezosobowe są instrukcje i opinie lekarzy dotyczące torturowanych więźniów. Pytanie jednego z nich zadane drugiemu Od jakiego wieku można torturować dziecko? nie robi na nikim wrażenia. Ani na nich, ani na narratorze, który je przez przypadek przeczytał. Dla niego najważniejsze jest to, że zapisujący je żołnierz zrobił błąd ortograficzny! W ogóle nie zastanawia się nad treścią. Podobnie lekarze. Kiedy się w końcu spotkają, aby rozstrzygnąć dylemat, będą toczyć suchą, medyczną rozmowę dotyczącą wagi dziecka i jego masy mięśniowej. Podobnie obojętni na to, co dzieje się za murami katowni, są kibice, którzy zmierzają na mecz Argentyny. Tylko wynik jest dla nich ważny. Przegrana to narodowa tragedia, która psuje humory wszystkim. W przepastnych, odgrodzonych od świata więzieniach torturuje się ludzi, a wokół życie toczy się normalnie. Jak to możliwe?
Może kluczem jest autorytaryzm i patriarchat? Gdzieś z boku głównej akcji jest relacja między lekarzem, którego wozi narrator, a jego synem, Sergio, licealistą. Relacja ledwie subtelnie zarysowana, ale przecież nie bez znaczenia dla wymowy powieści. Krzywda, jaką niewątpliwie wyrządza synowi ojciec, będąc przekonanym, że sprawia mu przyjemność, kładzie się prawdopodobnie cieniem na jego życiu. Nieważne, czy Sergio ma na to ochotę, ważne, że ojciec uważa, że tak powinno być. Bo tak zabawia się mężczyzna, rozładowując swoje frustracje, a przecież mecz przegrany przez narodową reprezentację jest powodem do wielkiej frustracji. Coś trzeba zrobić, żeby ten podły wieczór nie do końca był stracony. Druga strona tego zagadnienia to traktowanie kobiet. Przedmiotowe, brutalne, wyższościowe, pogardliwe. Kobieta jest ciałem, którego można dowolnie używać, a potem odebrać jej dziecko, jeśli zajdzie w ciążę. Bo i ten problem poruszany jest w tej książce - dzieci odebranych matkom, politycznym wrogom i oddanych na wychowanie ludziom o właściwych poglądach. To w czasach rządów generałów był proceder powszechny. W takim maczystowskim społeczeństwie przemoc i obojętność nie dziwią.
Kiedy dziś czyta się tę powieść, nie sposób uciec od refleksji bieżących. Przecież tak blisko nas dzieje się krzywda, a my też żyjemy swoimi sprawami. I wcale nie czuję się lepsza tylko dlatego, że o tym myślę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz