"Wszystkie nasze strachy"

"Wszystkie nasze strachy" Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta to jeden z tych tytułów, na które tej jesieni bardzo czekałam. Powodów jest kilka - poprzedni film Rondudy, "Serce miłości", który bardzo mi się podobał, temat i wreszcie deszcz nagród na gdyńskim festiwalu - przede wszystkim Złote Lwy, ale też Nagroda Dziennikarzy i wiele innych. Łukasz Ronduda wywodzący się ze środowiska sztuk plastycznych, kurator, wykładowca akademicki, bohaterami swoich trzech filmów uczynił artystów. W pierwszym, "Performerze", którego nie widziałam, Oskar Dawicki grał samego siebie. Tym razem w Daniela Rycharskiego wciela się Dawid Ogrodnik.

Kim jest bohater "Wszystkich naszych strachów"? To artysta wizualny, twórca wiejskiego street artu, gej i katolik, działacz stowarzyszenia Wiara i Tęcza, mieszkaniec mazowieckiej wsi Kurówka, gdzie aktywnie działa na rzecz swojej społeczności. Film opowiada o epizodzie z jego życia, kiedy musi zmierzyć się z samobójczą śmiercią nastoletniej lesbijki zaszczutej przez mieszkańców wsi. Rycharski usiłuje sprawić, aby miejscowa społeczność uznała swoją winę. Wierzy, że zmierzenie się z prawdą przyniesie ulgę. Przypomina w tym trochę, przy wszystkich różnicach, bohatera "Bożego Ciała" Jana Komasy. Nie jest w sowich działaniach agresywny, ale bardzo konsekwentny i radykalny. Sam przeciw wszystkim na drodze do prawdy. Przemierza wieś na motorze niczym sprawiedliwy bohater westernu na koniu. Uczciwie przyznaję, że nie ja wpadłam na tę prostą interpretację jego postawy - piszę o tym po lekturze wywiadu z twórcami filmu.

"Wszystkie nasze strachy" poruszają kilka ważnych tematów. Opowiadają o osobach LGBT+ z prowincji, o tym, z jakimi problemami muszą się mierzyć. Jak muszą walczyć z sobą, ukrywać swoją tożsamość, a jeśli zdecydują się ujawnić, muszą liczyć się z szykanami i ostracyzmem. To przypadek Jagody, która odebrała sobie życie. Danielowi Rycharskiemu łatwiej, bo ma silną osobowość, a poza tym jest w swojej wsi kimś ważnym, aktywistą, postacią szanowaną. Poza tym ma fantastyczną babcię, w tej roli znakomita Maria Maj, która nie przebierając w słowach, potrafi stanąć w obronie wnuka. Ale i on musiał zmierzyć się z wrogością zwłaszcza, kiedy próbował skonfrontować mieszkańców wsi z ich winą. Drugi temat to wiara, obecność w Kościele osób homoseksualnych. Bohater filmu jest człowiekiem głęboko i radykalnie wierzącym. To wiara nie tylko deklaratywna, ale żywa, konsekwentna. Stąd jego działania po śmierci Jagody.

A przy tym wszystkim nie jest to film, który pokazywałby prowincję z wyższością jak "Twarz" Małgorzaty Szumowskiej. Nikt tu nikogo nie wyśmiewa, nikt na nikogo nie patrzy z góry. Chociaż opowiadamy się po stronie bohatera, rozumiemy, że dla mieszkańców wsi jego działania są zbyt szybkie, może potrzebują czasu. Przynajmniej niektórzy, o czym się przekonujemy. 

Ten prosty, melancholijny, pięknie fotografowany film (nagroda za zdjęcia dla Łukasza Gutta w Gdyni) ma kilka mocnych scen. To krótki monolog Jacka Poniedziałka grającego kuratora, który mówi tu także o sobie i w imieniu innych. Przynajmniej ja tak odebrałam jego słowa. Kolejna taka scena to spontaniczna droga krzyżowa przez Warszawę, w jaką udaje się Daniel, zabierając krzyż z wystawy. Chociaż daleka jestem od wiary, to zrobiła na mnie wrażenie. Przejmuje też widok krzyży ubranych w stroje osób ze społeczności LGBT+, które popełniły samobójstwo. Im dłużej myślę o "Wszystkich naszych strachach", tym bardziej we mnie rezonują. To taki film, który zostaje i który ma się ochotę zobaczyć po raz kolejny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty