Szczepan Twardoch "Null"

Do twórczości Szczepana Twardocha mam stosunek mieszany. Moje

pierwsze spotkanie z jego książkami to "Morfina", którą, pamiętam, połknęłam niemal w transie. Ale już wtedy pozostałam sceptyczna. Uznałam tę powieść za postmodernistyczne czytadło dla czytelnika z ambicjami. Potem przeczytałam "Króla", bo podobnie jak w przypadku "Morfiny" dałam się złapać na temat - tu międzywojenna Warszawa, tam Warszawa i nie tylko zaraz po wybuchu drugiej wojny. No a potem podziękowałam i nie skusiłam się nawet na "Królestwo", czyli kontynuację "Króla". Zabieg z jakimś dziwnym narratorem przyglądającym się wszystkiemu z zaświatów zastosowany po raz drugi wydał mi się już nużący i manieryczny. Uznałam też, że szkoda mi czasu na ambitne czytadła. Dlatego długo broniłam się przed najnowszą powieścią Szczepana Twardocha "Null" (Marginesy 2025), chociaż oczywiście recenzje miała bardzo dobre, ale to w jego przypadku nic nadzwyczajnego. Pisarz cieszy się uznaniem zwyczajnych czytających oraz światka recenzenckiego. W końcu jednak skapitulowałam i znowu ze względu na temat - wojna w Ukrainie. Tym bardziej, że właśnie skończyłam znakomitą powieść irlandzkiego pisarza Sebastiana Barry'ego "Tak daleko od domu", której akcja toczy się na froncie pierwszej wojny światowej.

Podobnie jak przy okazji poprzednich lektur dałam się wciągnąć "Nullowi". Ucieszyło mnie, że tym razem pisarz porzucił swoje zabawy z dziwacznym narratorem, narracji w drugiej osobie nie uznałam za ekstrawagancję. Jak się później okazało, nie do końca porzucił, bo w finale okazuje się jednak, że za narracją drugoosobową coś się jednak kryje. No ale to dopiero w finale. 

Muszę przyznać, że mojej lekturze towarzyszyły wątpliwości. Bo po pierwsze zawsze jednak podejrzane wydaje mi się i jakoś niestosowne, że powieść o tematyce wagi bardzo ciężkiej czyta się jednym tchem. Nie wiem, czy tak powinno być. A po drugie miałam wrażenie, że nie dowiaduję się  niczego nowego, no może poza obrazem żołnierzy pozostających na nullu, czyli na najdalej wysuniętej linii frontu. Natomiast wszystkie dylematy moralne, wszystkie problemy towarzyszące ukraińskiej wojnie, wszystkie te dyskusje znam, bo śledzę na bieżąco to, co się dzieje. Zaraz jednak przychodziła refleksja - no dobrze, ale nie każdy to robi. Polacy, a inni Europejczycy jeszcze bardziej, są zmęczeni tą wojną, nie chcą o niej słuchać ani czytać. Może więc niepotrzebnie czepiam się najnowszej powieści Szczepana Twardocha, bo tak popularny pisarz ma szansę otworzyć im oczy, ponownie, uzmysłowić, co się tam dzieje, jakie wojna niesie dylematy i problemy. Tym bardziej, że "Null" powstał na zamówienie niemieckiego wydawcy, początkowo miał być reportażem albo esejem, ale okazało się, że autor nie czuje tej formy i  coś zaczęło mu wychodzić dopiero wtedy, kiedy wrócił do powieści. O tym wszystkim opowiadał w licznych wywiadach promujących "Nulla". Muszę jeszcze koniecznie dodać, że Szczepan Twardoch  bardzo dobrze zna problemy, o których pisze, bo wielokrotnie jeździł do Ukrainy w strefę przyfrontową jako wolontariusz przywożący sprzęt dla wojska, na co zbiera pieniądze i chwała mu za to. Spotykał się z żołnierzami, rozmawiał z nimi, ma tam znajomych, dlatego jego wiedza jest wiedzą insiderską, a do tego w stopce redakcyjnej wymienionych jest dwoje konsultantów merytorycznych. Tak więc przestaję się czepiać "Nulla", bo może spełnić ważną rolę, o ile literatura w ogóle może coś zmieniać.

Głównym bohaterem powieści jest ponad czterdziestoletni Polak, wojskowa ksywka Koń, w poprzednim życiu dobrze prosperujący historyk z Warszawy. Kiedy wybuchła wojna, najpierw jeździł do ogarniętej wojną Ukrainy jako właśnie taki wolontariusz z darami dla wojska, a potem zaciągnął się do legionu międzynarodowego, aby w końcu przejść do regularnej ukraińskiej armii, gdzie początkowo obsługiwał drony, później jednak z własnej woli, bo jako ochotnik nie-Ukrainiec nie musiał, trafił na ów tytułowy null na pozycję wysuniętą za Dniestr, skąd bardzo trudno będzie wrócić. Właściwie to misja straceńcza i nie wiadomo po co. Po to żeby odbić parę kilometrów terenu? W każdym razie jaki jest jej cel i sens, nie wiedzą zwykli żołnierze, którzy kryją się w piwnicach zburzonych domów lub w ziemnych jamach w miejscu, które kiedyś było spokojną wsią. Siedząc w takiej jamie z jeszcze jednym żołnierzem, Koń wspomina swoje dawne życie, opowiada o poznanych żołnierzach i oczywiście o dylematach oraz problemach, które nieodłącznie towarzyszą tej wojnie. Dlaczego zaciągnął się do wojska? Dlaczego dał się wywieźć za Dniepr na null? Cóż, nie zdradzę niczego, bo wytrawna czytelniczka i takiż czytelnik domyślą się, że jedną z opcji jest oczywiście jakaś mniejsza czy większa tragedia, która go spotkała w poprzednim życiu, ot, choćby zawód miłosny. Klisza klisz. Co to ostatecznie było, tego nie zdradzę. Trzeba też przyznać, że nie dowiemy się tego do końca. Bardziej domyślimy, niż zostanie nam to dosłownie powiedziane. To zaliczam na plus.

Natomiast dla mnie minusem są literackie szwy, które widać w nawiązaniach do "Iliady" oraz innych starożytnych eposów i koncepcji wiecznej chwały, jaką można tam znaleźć. Żołnierze, oczywiście nie wszyscy, tylko ochotnicy, stanęli być może przed takim dylematem, przed jakim w "Iliadzie" stanął Achilles.

Żywotność tej idei jest zaskakująca: pojawia się w "Iliadzie", gdzie Tetys, matka Achillesa, wyjawia mu, że los daje mu wybór: pozostawszy w Troi, może żyć krótko i wielkimi czynami zyskać kleos afthiton, wieczną chwałę, lub powrócić do domu i żyć długo i w niesławie i Achilles prawie wybiera ten los (...) i dopiero śmierć Patrokla wypełnia go gniewem i skłania do walki. (...) Kiedyś się tym zajmowałeś, taką refleksją, w świecie, którego już od dawna nie ma.

Ot, taki erudycyjny zabieg, aby ambitne czytelniczki i tacyż czytelnicy poczuli się lepiej. Może jednak niepotrzebnie się wyzłośliwiam.

A poza tym Szczepan Twardoch porusza w swojej powieści całe spektrum problemów, jakie niesie ta wojna i pewnie inne też. Jakie to problemy i dylematy? Że z dala od frontu życie toczy się niemal normalnie, można zjeść obiad w luksusowej włoskiej restauracji, w której kelnerka dosmaczy wykwintne danie odrobiną startych trufli. Że wojna zrównuje ludzi z różnych klas społecznych, ale nie zawsze łatwo pozbyć się pogardy wobec kogoś, z kim nie dzieli się żadnych przekonań i wartości. Że ci, którzy trafili na front jako ochotnicy, gardzą tymi, którzy trafili tam przymuszeni przez regularny pobór, a jeszcze bardziej tymi, którzy od wojny się uchylają, żyjąc wygodnie za granicą. I kto jest lepszy - wróg walczący z pobudek ideowych, które my uznajemy za błędne, czy swój, który od wojny stara się trzymać tak bardzo z daleka, jak to w wojennych warunkach możliwe? I kiedy skończyć tę wojnę? Na jakie kompromisy trzeba będzie pójść? I czy rzeczywiście trzeba będzie? A może należy walczyć do końca? Ale co jest tym końcem? No i gorzka refleksja, że kiedyś za lat powiedzmy dwieście, jeśli coś jeszcze za te dwieście lat będzie, ta wojna, na której teraz giną żołnierze i cywile, w podręcznikach historii zostanie sprowadzona do dwóch linijek. Bo taka jest kolej rzeczy, tak dzieje się z każdą wojną. Jest datą w podręczniku, z którego cierpienie ludzi, jej bezsens lub sens gdzieś z upływem stuleci wyparowały. A i jeszcze jedno, skoro głównym bohaterem jest Polak, nie mogło zabraknąć odniesień do stosunków polsko-ukraińskich z czasów drugiej wojny.

Najbardziej przejmujące są oczywiście opisy egzystencji na nullu, czekanie na śmierć. 

Plusem powieści jest odtworzenie realiów wojny, sylwetki bohaterów, nawet tych drugoplanowych, wciągające wydarzenia. Cóż, Szczepan Twardoch potrafi sprawić, że czytający zostają wciągnięci w świat jego bohaterów. Użyłam z rozmysłem tej męskiej formy, bo jest to świat męskocentryczny. Bohaterka, nie licząc epizodycznie wspominanych matki i siostry Konia, jest tylko jedna - Zuja, i nakreślona została dość przewidywalnie w przeciwieństwie do barwnych męskich postaci.

Mimo złośliwości polecam, ale prawdziwym mistrzem pozostaje dla mnie Sebastian Barry i jego powieść o wojnie "Tak daleko od domu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty