Od jakiegoś czasu kilkakrotnie w moim ulubionym kinie widywałam zwiastun amerykańskiej komedii romantycznej "I tak cię kocham", więc pomyślałam sobie - jeśli będzie miała dobre recenzje, to się wybiorę. I stało się - recenzje dobre, nic innego wartego uwagi nie grali ("Party" podobno teatralne i niewykorzystany pomysł, "Gra o wszystko" przegadana; taki film musiałby być rewelacyjny, abym się skusiła.), a ja po "Dzikich różach" i "The Florida Project", i o tej paskudnej porze roku potrzebowałam czegoś takiego. Lżejszego, inteligentnego, zabawnego, miłego. Więc poszłam.
Historia, jak wiadomo, oparta jest na faktach, jej bohater, amerykański aktor pakistańskiego pochodzenia Kumail Nanjiani gra siebie, jest jednocześnie współautorem scenariusza i niby wszystko się zgadza. Film przyjemny, inteligentny, zaskakujący, akcja napisana przez życie nie rozwija się w sposób przewidywalny, w ramy romantycznej komedii wtłoczono znacznie więcej - różnice kulturowe, ona Amerykanka, on zasiedziały w Stanach Pakistańczyk, konflikt rodzinny, dylemat, co wybrać miłość czy familię, z której kulturowo się wyrosło, ale którą się kocha, problemy małżeńskie. Ogromną przyjemnością jest też podziwianie Holly Hunter w świetnej roli. W ogóle wątek rodziców Emily i ich relacji z Kumailem poprowadzony jest bardzo ciekawie. No więc niby wszystko jest w porządku, niby powinno zachwycać, no może bez przesady - bardzo się podobać, a jednak nie zachwyca. Nie powiem, obejrzałam bez przykrości, ale też bez wielkiego entuzjazmu. Gdybym nie poszła, dziury w niebie by nie było, gdybym nie była w nastroju, pewnie bym żałowała. Nie wstawię "I tak cię kocham" na moją, krótką, listę filmów lekkich, które oglądam niemal za każdym razem, kiedy nadarza się okazja. Co na niej jest? "Notting Hill". "Cztery wesela i pogrzeb", "Wpływ księżyca", rzadko pokazywana "Zielona karta", może jeszcze coś.
Dlaczego "I tak cię kocham" nie dołączy do tego żelaznego repertuaru? No cóż, nie ma między nami chemii. Żeby film rozrywkowy porwał mnie, musi rzeczywiście być czymś niezwykłym, poprzeczka zawieszona jest wysoko. Po prostu za dużo w swoim życiu nachodziłam się do kina. Powiem szczerze, trochę się nudziłam - szczególnie pokazywane kilkakrotnie występy Kumaila i jego przyjaciół, wszyscy są komikami uprawiającymi mało w Polsce popularny stand up, również ich rozmowy dawały mi się we znaki. No i rozwleczone zakończenie, miałam wrażenie, że już, już, a tu jeszcze nie. Odradzać nie będę, jeśli ktoś ma ochotę na miłą, inteligentną komedię romantyczną nieociekającą lukrem, to proszę bardzo. Może to tylko ja marudzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz