Miljenko Jergovic "Psy nad jeziorem"

Bałkańskiego pisarza Miljenka Jergovicia wielbię za dwie powieści. To "Ruta Tannenbaum" i "Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki". Za tę drugą dostał kilka lat temu Angelusa, pierwsza, według mnie jeszcze lepsza, była do nagrody kiedyś nominowana, ale chyba nie znalazła się w ścisłym finale. Bardzo lubię też i cenię esej "Ojciec", historię rodzinną pisarza. Wysoko stawiam zbiór opowiadań "Drugi pocałunek Gity Danon". Ale dwie jego samochodowe opowieści już mnie tak nie zachwyciły, szczególnie "Buick Riviera", "Wołga, Wołga" jest znacznie lepsza, ale jednak to nie powieść klasy dwóch pierwszych wymienionych przeze mnie. O wszystkich pisałam. Na lekturę czeka jeszcze "Wilimowski" i "Freelander", trzecia z serii samochodowej. Teorię mam taką, że najlepiej wychodzą Jergovicowi powieści grube.

No a teraz sięgnęłam wreszcie po "Psy nad jeziorem" (Czarne 2017; przełożyła Magdalena Petryńska). Tłumaczka dopięła swego i doprowadziła do wydania kolejnej powieści pisarza, a wiem, bo miałam okazję chwilę z nią rozmawiać  po spotkaniu z Jergoviciem, które współprowadziła, że nie było to takie proste. Jeśli ktoś nie zetknął się dotąd z prozą bałkańskiego pisarza, a chciałby spróbować, to namawiam go koniecznie na "Rutę Tannenbaum" i "Srdę". Wzięcie na pierwszy ogień "Psów nad jeziorem" może nie okazać się tak fascynujące, bo nie ma co kryć, to książka nie jest książka klasy tamtych dwóch. Ja oczywiście nie żałuję, że ją przeczytałam, znalazłam tu to, co cenię u pisarza najbardziej, czyli żywioł nieskrępowanej opowieści, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, aby "Psy nad jeziorem" wywarły na mnie większe wrażenie. Mam też poczucie, że być może jakaś warstwa powieści jest dla mnie niedostępna, a to dlatego, że, jak pisze autor w krótkiej odautorskiej nocie, "Psy nad jeziorem" to ćwiczenie stylistyczne na marginesie serialu telewizyjnego "Zagubieni" i powieści Roberta Bolano "Dzicy detektywi". Tak, słusznie w tym momencie domyślasz się czytelniku tej notki - serialu nie widziałam, Roberta Bolano nie czytałam w ogóle. Zostawiam więc ten wątek i przyznaję, że pewnie ktoś, kto obie pozycje zna, będzie miał z "Psów nad jeziorem" więcej satysfakcji.

A co zostało dla czytelnika takiego jak ja? Żywioł opowieści i poczucie, że świat jest jednym wielkim chaosem i padołem łez. Tyle tu bólu, zbrodni, bezsensownej przemocy, wojen, chorób i śmierci. Jako realistka, co niektórzy mylą z pesymizmem, i pilna obserwatorka przeszłej i obecnej rzeczywistości zgadzam się z taką diagnozą, ale ... Ale mam takie wrażenie, że albo autor pisze pod tezę, albo wyrzucił z siebie całą złość i całe przerażenie złem, jakie pleniło się i pleni na świecie. Raczej stawiałabym na to drugie. Niemal wszystkie opowieści, jakie snuje dwóch bohaterów, jeden, pogrążony w śpiączce bałkański pisarz, i drugi, recepcjonista z belgradzkiego hotelu, który go znalazł, dotykają wojennych zbrodni, śmierci, choroby, przemocy. Jergovic w swojej powieści stale wraca do historii Bałkanów, do drugiej wojny, czasów komunizmu, najnowszych wojen. Jest dosadny i ironiczny, w lapidarny sposób wyrzuca światu niepamięć i obojętność. Jego bohaterowie nie są w stanie uniknąć śmierci, nawet jeśli bardzo przed nią uciekają. Za to zbrodniarze często kary unikają i dożywają swych dni gdzieś w Ameryce Południowej jako szanowani obywatele. Nawet dzieciństwo kryje mroczne tajemnice.  Wszystkie opowiadane historie, a jest tu ich kilka, podporządkowane są kanonom gawędy. Recepcjonista wymyśla historię swojej kuzynki, ale snuje ją w miarę logicznie i składnie, od początku do końca. Inaczej jest z opowieściami pisarza pogrążonego w śpiączce. Jego historie są chaotyczne, skacze od jednej do drugiej, nie wiadomo, co jest prawdą, co sennym majakiem. Trzeba się tym gawędom podporządkować, poddać, pozwolić uwieść, poczuć przyjemność, jaka płynie z opowiadania. Czasem nawet jest śmiesznie, bo tak to u Jergovicia bywa, śmiech miesza się z trwogą. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty