Jarosław Kamiński "Tylko Lola"

Po książkę Jarosława Kamińskiego „Tylko Lola” (W.A.B. 2017) sięgnęłam, bo usłyszałam entuzjastyczną recenzję Justyny Sobolewskiej. Szczerze mówiąc, byłam pewna, że to debiut - wyznaję ze wstydem, wcześniej o autorze nie słyszałam. Tymczasem, jak się okazuje, ma na koncie dwie powieści, ta jest trzecia. Wszystkie wydane w tym samym wydawnictwie. Nie tylko Justyna Sobolewska wysoko ocenia kolejną powieść Kamińskiego, jak się zorientowałam, „Tylko Lola” zbiera pozytywne recenzje, chociaż jakiegoś wielkiego publicity nie ma. Na próżno szukałam wywiadu z autorem. Jak widać, akcja promocyjna na pstrym koniu jeździ. Czasem pisarz ze swą książką wyskakuje z przysłowiowej lodówki, innym razem głucha cisza. Ale do rzeczy. Nie będę tu robić podchodów, efektownych wstępów, tylko napiszę od razu, że książka spełniła moje oczekiwania. To znakomita lektura, która daje czytelnikowi satysfakcję, jaką sprawia czytanie świetnie skonstruowanej opowieści i świadomość, że oprócz trzymającej w napięciu story dostajemy znacznie więcej.

„Tylko Lola” to historia dwóch kobiet. Lidii, urodzonej gdzieś około roku 1918, wywodzącej się z nizin społecznych, i Niny, młodszej od niej o dwadzieścia lat, kobiety wykształconej, z dobrego domu. Narracja prowadzona jest dwutorowo – na przemian dostajemy opowieść jednej albo drugiej. Każdy rozdział będący fragmentem ich uzupełniających się wspomnień opatrzony jest datą i miejscem. Jądrem wydarzeń jest rok 1967 i atmosfera, jaka poprzedziła marzec 68 roku. Ale akcja cofa się w przedwojenną przeszłość, zahacza nawet o wojnę domową w Hiszpanii, i wybiega w przyszłość, kończy się zasadniczo w roku 1988, kiedy komunizm w Polsce powoli dogorywa.

Co łączy prostą, z gruba ciosaną, chociaż wrażliwą Lidię, która swoją zawodową karierę w rodzącej się dopiero telewizji zawdzięcza partii, z żywiołową, błyskotliwą, nowoczesną, zanurzoną w świecie sztuki Niną? Początkowo praca w telewizji, potem dziwna przyjaźń, w rzeczywistości u źródeł ich znajomości stoi przeszłość. To z przeszłości wyłania się tytułowa, tajemnicza Lola, kuzynka Michała, ojca Niny, i wielka miłość Lidii. Wszystko, co robi Lidia dla Niny na prośbę jej ojca, robi w gruncie rzeczy z powodu Loli, bo tylko kiedy jest blisko jej krewnych, kiedy się z nimi spotyka, ukochana wraca do niej z przeszłości.

Zasadniczy konflikt w powieści związany jest z antysemicką nagonką, jaka rozpętała się w Polsce w wyniku partyjnych rozgrywek w roku 1967. Jego kulminacją były wydarzenia znane w historii jako marzec 68. Zwalnianie z pracy ludzi o żydowskich korzeniach, kreowanie atmosfery, która zmusiła wielu z nich do wyjazdu z Polski. Bardzo szybko dostawali potrzebne dokumenty – paszport, wizy, ale była to dla nich droga w jedną stronę. Sprzedawali wszystko, czego nie dało się zabrać, kupowali na czarnym rynku dolary i złoto. Dorobek życia okazywał się równowartością kilkuset zielonych, bo taki był ich czarnorynkowy kurs, i dwóch złotych obrączek. Jak zacząć wszystko od nowa ze stu dwudziestoma dolarami i jedną obrączką, bo drugą skonfiskowali celnicy? Nie chcę odnosić się więcej do treści książki, bo w historii Niny, jej ojca, Lidii i Loli jest wiele zagadek, które stopniowo odkrywamy, byłoby więc niewybaczalną zbrodnią pozbawianie kogoś, kto powieści nie czytał, przyjemności lektury.

O czym jest powieść Jarosława Kamińskiego? Jak już wspominałam, jedna jej warstwa dotyka historii Polski. Autor świetnie oddaje atmosferę i realia lat przedwojennych, ale szczególnie okres zgrzebnego, polskiego komunizmu. Czasem tylko szkicuje, robi to jednak w takim stopniu, że czytelnik może zanurzyć się w tamten świat, innym razem kreuje przeszłość dokładniej. Opisuje mieszkania, ulice, atmosferę w pracy, życie towarzyskie. Naradom przy powstawaniu nowego programu towarzyszą kłęby papierosowego dymu wydmuchiwane przez bohaterów, którzy palą jak smoki. Kto w tamtych czasach myślał o tym, że palenie szkodzi? Czasem Lidia i Nina wpadają do słynnego warszawskiego SPATIF-u, gdzie nie żałują sobie alkoholu. Ta pierwsza, która mimo stanowiska w telewizji pozostaje mieszkanką warszawskiej Pragi, w chwilach kryzysów wpada na melinę, gdzie daje się sponiewierać wódce i przygodnym mężczyznom.

Powieść stawia ważne pytania i prezentuje różne postawy. Mnie najistotniejszy wydał się problem tożsamości i związany z tym wybór drogi życiowej. Nina nieświadomie powiela gest swojego ojca z czasów młodości. Tak jak on ucieka, buduje swoje życie na nowo. Michał uciekając z żydowskiego sztetla, odcinając się od ojcowskiego sklepiku ze śledziami, małego, ciemnego i cuchnącego, zbudował sobie polską tożsamość, która stała się dla niego wybawieniem i pułapką. Ponieważ głównymi bohaterkami są kobiety, bardziej domyślamy się niż wiemy, że ojciec Niny powielił los tych Żydów, którzy się zasymilowali. Nie był ani stamtąd, ani do końca stąd. Jedni go odrzucili, inni nie do końca przyjęli. Niby wszystko było w porządku, ale kiedy demony odżyły, okazało się, że jest niczyj. Przeszłość już nie istniała, rozwiała się w dymie wydobywającym się z krematoryjnych kominów, a Polacy uznali, że tak naprawdę nie jest jednym z nich. Rozczarowany, poraniony, zrozpaczony nie potrafiłby rozpocząć po raz drugi nowego życia. Wciąż na nowo rachowałby się ze swoją polskością, powielałby polskie rytuały, które z czasem stałyby się tylko śmiesznym, nic nieznaczącym gestem. W otchłań polskości pociągnąłby za sobą córkę. Zostając, stał się postacią tragiczną, gdyby wyjechał, osunąłby się w groteskę. Gdziekolwiek by się znalazł, stałby się Polakiem rodem z gombrowiczowskiego „Transatlantyku”. A Nina chciała inaczej. Wyjazd był dla niej szansą. Mogła uciec od polskiego kotła, od wiecznego babrania się w przeszłości, mogła stać się każdym, zamieszkać gdziekolwiek i najważniejsze -  wreszcie sama decydować o sobie. Sobie zawdzięczać sukcesy i samodzielnie odpowiadać za porażki.

Inne ważne pytanie dotyczy tego, czy wolno ratować kogoś, pogrążając przy okazji innych? Na jak daleko idące kompromisy można iść? Czy można je zawierać z siłą iście diabelską? Z ludźmi, którzy grają nieczysto? Czy można być tak naiwnym? Chociaż dylemat postawiony przed Lidią wykańcza ją psychicznie, mnie odpowiedź w tych okolicznościach wydaje się oczywista – w końcu tym razem nie chodziło o ludzkie życie.

Powieść Kamińskiego jest też studium samotności. Nina, jej ojciec, Lidia są przeraźliwie samotni. Nie potrafią sobie pomóc, rozmawiać szczerze, ukrywają to, co najważniejsze, nie umieją o tym mówić. Pogrążają się w depresji, topią rozpacz w alkoholu, w ramionach przygodnych mężczyzn, zwijają się w kłębek na kanapie, ich ciała rozrywa ból. Kiedy noga im się powinie, świat robi się wrogi, nikt ich nie zauważa, stają się przezroczyści. Czytając, miałam wrażenie, że ich życie spowija mrok.

Ale „Tylko Lola” to przede wszystkim pełnokrwisty, pełnowymiarowy portret dwóch kobiet, Niny i Lidii. Budowany także poprzez język. Inaczej opowiada Nina, innego języka używa Lidia. I tu moja pierwsza wątpliwość – chociaż doceniam kunszt językowy autora, to jednak wydaje mi się, że nie jest to język takiej kobiety jak Lidia, prostej, z gruba ciosanej. Dostrzegam tu raczej echa znane mi ze sztuk Pawła Demirskiego, z „Pawia królowej” albo „Dwojga biednych Rumunów mówiących po polsku” Masłowskiej. Ale może jestem w błędzie, bo nie mam niestety ucha do języka. A skoro o wątpliwościach mowa, to muszę napisać o jeszcze jednej. Otóż zupełnie nie rozumiem, dlaczego w epilogu autor postanowił wyłożyć czytelnikowi interpretację swojej powieści. Expresis verbis. Dlaczego nie zaufał jego inteligencji? Ponieważ bardzo mnie to zirytowało, celowo pominęłam w moich rozważaniach ten wątek interpretacyjny.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty