Serhij Żadan "Depeche Mode"

Jako wielka miłośniczka prozy Serhija Żadana z wielką radością

przyjęłam wiadomość, że Czarne wznowi trzy pierwsze jego książki już od dawna niedostępne. Właśnie niedawno ukazała się pierwsza - powieść "Depeche Mode" (Czarne 2022; przełożył Michał Petryk). Swoją znajomość z Żadanem zaczęłam od zbioru opowiadań "Mezopotamia" i wpadłam po uszy. Potem poszłam za ciosem i przeczytałam powieść  "Woroszyłowgrad", bo tylko ona była dostępna, a wreszcie genialny "Internat", o początkach wojny w Donbasie w roku 2014. Jak na ich tle wypada "Depeche Mode"? Na pewno w moim prywatnym zestawieniu ta powieść znajdzie się na czwartym miejscu, a właściwie na trzecim, bo pierwsze ex aequo zajmują "Mezopotamia" i "Internat". Jeśli ktoś chce dopiero zacząć swoją przygodę z prozą ukraińskiego pisarza, niech raczej w pierwszej kolejności sięgnie po jedną z tych dwóch. Jeśli zacznie od wznowionego "Depeche Mode", nie wykluczam, że może się zniechęcić. To wszystko nie oznacza, że żałuję lektury, przeciwnie - przeczytałam z zainteresowaniem, chociaż to nie do końca moja estetyka i moi bohaterowie. Konsekwentnie też zamierzam przeczytać dwie następne wznawiane książki Żadana (lipiec, sierpień) i bardzo ich jestem ciekawa. 

Głównymi bohaterami powieści, której akcja rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych zeszłego wieku głównie w Charkowie, są  trzej studenci mieszkający, jak się można domyślić, w tym samym akademiku. To narrator Żadan, Wasia Komunista i Sobaka Pawłow. Pojawia się też Kakao i kilku innych, i ,w epizodzie, tylko jedna dziewczyna, Marusia, za to o silnym charakterze. Już ksywki bohaterów pozwalają się domyślać, jaka jest ta powieść. Streszczenie akcji można właściwie sprowadzić do jednego zdania - po trzech (tak, trzech) wstępach, w których poznajemy najważniejsze dramatis personae, wszystko sprowadza się do tego, że bohaterowie wyruszają na poszukiwania swojego kolegi z akademika, Karbunatora, żeby przekazać mu wiadomość o śmiertelnym wypadku i pogrzebie jego ojczyma. Ale oczywiście powiedzieć tyle, to nic nie powiedzieć. Bo istotą tej powieści jest chaos. Na swojej drodze spotykają dziwne postacie i wpadają w wir odjechanych historii jak ze snu. A to trafią do nieczynnej fabryki, a to do romskiej dzielnicy, a to do mieszkania Marusi, żeby sprzedać jej popiersie Mołotowa wyniesione ze wspomnianej fabryki, a to do młodego biznesmena całkiem świeżej daty, po drodze będą mieli do czynienia z dobrodusznym gliną. Wszystko to wydaje się właśnie dziwne, nieprawdopodobne, miałam wrażenie, że ich życiem rządzi przypadek, że są jak trzcinka na wietrze - zatrzymają się to tu, to tam, pójdą z kimś gdzieś, wdadzą się w jakiś szemrany interes, zagubią, ale na koniec jakoś się odnajdą i spadną jak kot na cztery łapy. To wszystko podlane jest jeszcze morzem alkoholu - chlanie, a właściwie chlańsko, bo takiego słowa używają, wydaje się być treścią życia bohaterów - zasnute dymem jointów i pogrążone w absurdalnych rozmowach, jakie bezustannie między sobą toczą. Rozmowach, które są źródłem humoru, bo powieść miejscami jest po prostu śmieszna. Wszystko to razem sprawia wrażenie absurdu. Takie prowadzenie akcji przypomina mi przede wszystkim "Woroszyłowgrad", a trochę nawet "Internat", bo jego bohater też jest w drodze. Tyle że w tej ostatniej powieści przyczyną chaosu i poczucia absurdu jest wojna.

Równie surrealistyczna, nieprzyjazna i robiąca wrażenie brzydkiej jest sceneria, w jakiej rozgrywają się wydarzenia. Opuszczona fabryka, zaniedbana romska dzielnica, odrapany komisariat, dworce kolejowe, przecinające miasto tory tramwajowe, garaże, podwórka, obskurny akademik. Tylko duże mieszkanie w kamienicy należące do młodego świeżej daty biznesmena wydaje się narratorowi przyjazne, bo jest jakoś zakorzenione w dostatniej mieszczańskiej przeszłości. Mogłoby być ostoją w płynnym, chaotycznym świecie. Bo taka właśnie jest rzeczywistość, w której żyją bohaterowie. Jeszcze stare się na dobre nie skończyło, a nowe się dopiero kształtuje. Jedni wciąż wierzą w sprawę robotniczą i sprawiedliwość społeczną, a wokół raczkuje drapieżny biznes, dzieci dawnych aparatczyków są dobrze ustawione, a innym wiatr w oczy, pojawia się amerykański kaznodzieja, stara, dobra wóda ma się dobrze, ale można też zapalić jointa, a w radiu posłuchać Depeche Mode. Co się z tego wyłoni? Jak odnaleźć się w tym świecie, kiedy ma się dziewiętnaście lat? Narrator raczej nie ma złudzeń.

(...) wszystko to się niczym dobrym nie skończy, po prostu dlatego, że ja sobie nie mogę wyobrazić niczego dobrego tam, przed nami, tam po prostu nie może być niczego dobrego, dlatego że tego dobrego nie było wcześniej, to dlaczego miałoby się pojawić w przyszłości (...), dlaczego?

Kiedy obserwuje ślimaka myśli sobie:

(...) zmęczony, wymięty przez depresję ślimak (...) zaczyna odpełzać na zachód - na druga stronę peronu. Myślę nawet, że tej drogi starczy mu na całe życie.

Podobnie pesymistyczny jest inny z bohaterów. Tak tłumaczy, dlaczego nie będzie chciał mieć dzieci:

- (...) Tylko nie dzieci.

- Dlaczego?

Nie wiem - mówi - nie wiem. Nie chcę, żeby to wszystko widziały, rozumiesz?

- No, ty przecież to wszystko widziałeś.

- No i i właśnie dlatego nie chcę. (...) 

No cóż, czas pokazał, że jest nawet trudniej niż wtedy myśleli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty