Kjell Westo "Niebo w kolorze siarki"

Trochę hamletyzowałam, zanim kupiłam powieść "Niebo w kolorze

siarki" Kjella Westo (Wydawnictwo Poznańskie 2021; przełożyła Katarzyna Tubylewicz). Magnesem i rekomendacją była tłumaczka znawczyni Szwecji, autorka książek o swojej drugiej ojczyźnie, komentatorka spraw bieżących z nią związanych. Ale obok bardzo dobrych recenzji pojawiła się gorsza, co zniechęcało. W końcu jednak postanowiłam przeczytać. 

Zanim o książce, najpierw parę słów o autorze, bo to ważne. Otóż Kjell Westo, prozaik, poeta, dziennikarz, jest szwedzkojęzycznym Finem. Należy do szwedzkiej mniejszości zamieszkującej Finlandię, pisze po szwedzku. I właśnie tacy ludzie jak on są głównymi bohaterami jego powieści.

Akcja rozgrywa się od lat sześćdziesiątych po czasy współczesne w Helsinkach i na nadmorskim półwyspie Ramslandet, gdzie bohaterowie mają swoje letnie domy. Główną postacią i jednocześnie narratorem jest zbliżający się do sześćdziesiątki pisarz, który w ujętej w ramy retrospekcji opowieści wtajemnicza czytelnika w meandry swojego życia od czasów dzieciństwa. Ponieważ wspomnienia zależą od kapryśnej pamięci, musimy mieć świadomość, że to jego wersja opowieści. Nie wszystko musiało wydarzyć się tak, jak nam opowiada. W pewnym momencie jesteśmy świadkami bolesnego zderzenia jego wersji przeszłości z wersją przyjaciół.  Narrator przyłapuje się na tym,  że wyparł niekorzystne dla siebie zdarzenie z młodości, winą obarczając nielubianego kolegę, którego od dzieciństwa się bał. Pamięć bywa też obciążająca. Takim  ciężarem jest wojna zimowa. Narrator wychowywał się w kulcie poległego na wojnie dziadka-bohatera, którego to kultu nie rozumie. Jako dojrzały mężczyzna zda sobie jednak  sprawę, że nie warto z tym walczyć. Dla niego to nieważne, ale dla babci i matki bardzo. Byłaby więc to kolejna książka, której jednym z tematów jest pamięć? Jeśli tak, to wyznam, że jakoś mnie to w tym wypadku specjalnie nie zajmuje.   Dla mnie najważniejsze w tej powieści są dwie sprawy - zwyczajne życie i skomplikowane relacje w grupie kilkorga przyjaciół, których narrator poznał w czasie pierwszych wakacji spędzanych na półwyspie Ramslandet i w szkole, w szwedzkim liceum. To przede wszystkim rodzeństwo, Alex i Stella, ich szkolna koleżanka Linda, osiłek zwany przez narratora Jajem i  Krister, najbardziej osobny z nich.  Opowieść o życiu i relacjach panujących w tej paczce są ze sobą nierozerwalnie związane.

Bo na jego życiu zaważyło spotkanie Alexa i Stelli, rodzeństwa pochodzącego z bogatej rodziny przedsiębiorców. Przepaść klasowa jest przez narratora dość mocno eksponowana. On sam pochodzi z niższej klasy średniej. Jego rodzice wywodzą się ze wsi, jako pierwsi w swoich rodzinach zdobyli wykształcenie, ale spektakularnych karier nie zrobili. Matka była sekretarką, ojciec zastępcą kierownika jakiegoś dużego (chyba) sklepu. Potem zresztą to stanowisko stracił, stając się zwykłym sprzedawcą. Utratę prestiżu mocno odczuł. Mieszkają w zwyczajnym mieszkaniu, wakacje na łonie natury (jak wynika z powieści, rzecz dla Finów bardzo ważna) spędzają w dzierżawionej skromnej chatce bez specjalnych wygód. Alex w chwili złości, chcąc dopiec przyjacielowi, nazwie ją bieda chatką. Tymczasem on i jego siostra Stella mają za sobą historię rodu, który od kilku pokoleń bogacił się, budując finansowy dobrobyt. Mieszkają w Helsinkach w dobrej dzielnicy w dużym, eleganckim mieszkaniu, a wakacje spędzają w posiadłości w Ramsvik. Stosunek ich matki i władczego dziadka, najważniejszej postaci w rodzinie, do niezamożnego przyjaciela jest dwuznaczny i pewnie wynika ze skandynawskich uwarunkowań. Bo z jednej strony przyjmują go u siebie. Narrator bardzo często nocuje u przyjaciela czy to w Ramsvik, czy w mieszkaniu w Helsinkach, potem, kiedy z wzajemnością zakocha się w Stelli, będzie sypiał w jej pokoju, a ich związek zostanie zaakceptowany, a może tylko przyjęty do wiadomości. Z drugiej jednak strony często dają mu odczuć jego niższe pochodzenie. Traktują z wyższością, rezerwą, a dziadek ma o nim jak najgorsze zdanie. Zastanawiam się, czy w Polsce, tej komunistycznej, gdzie przecież też były zamożne, uprzywilejowane elity związane z kręgami władzy, i tej współczesnej taka relacja byłaby choćby na podobnych zasadach możliwa. Wydaje mi się, że nie. Narrator staje się poniekąd kronikarzem tej rodziny, odsłania przed nami jej wstydliwą, szczególnie dla Alexa, tajemnicę. Bo i bogatych cierpienia nie omijają.

Równie dwuznaczny charakter ma wieloletnia relacja narratora z Alexem i Stellą. To przyciąganie i odpychanie. Alex mu imponuje i dominuje go silną osobowością i pochodzeniem. To on jest tym słońcem, wokół którego krąży narrator i inni koledzy. Od jego kaprysów zależy ich relacja. Potrafi całymi tygodniami ignorować istnienie przyjaciela, żeby potem bez żadnych wyjaśnień, a tym bardziej przeprosin, przyjąć go z powrotem do swego dworu. Alex jest człowiekiem zdecydowanym, silnym i chce robić biznesy jak dziadek, pomnażać majątek rodziny. Również na drodze zawodowej nie liczy się z niczym, często postępuje nieetycznie, wykorzystuje ludzi, pomiata nimi, a jednocześnie potrafi ich do siebie przyciągać. Narrator to wszystko widzi, nie akceptuje tego, ale mimo wszystko ich relację można nazwać przyjaźnią. I to z obu stron.   

Równie skomplikowane jest to, co łączy go ze Stellą. Wielka miłość, w której niebagatelne znaczenie ma sfera erotyczna (polskiego czytelnika może zaskoczyć swoboda, jaką się cieszą już w okresie licealnym, a to lata siedemdziesiąte), stałe przyciąganie i odpychanie, otwartość na innych partnerów i zdrady. Do tego dochodzi relacja narratora z Lindą, szkolną koleżanką, która też staje się dla niego bardzo ważna. Odpychanie, przyciąganie, całe lata, kiedy się nie widzą, a jednak są dla siebie bardzo ważni. Podobnie jak Linda, trzeci wierzchołek tego trójkąta. Te dwie kobiety tak bardzo naznaczyły życie narratora, że nie potrafi i nie chce na dłużej związać się z żadną inną. A jednocześnie swoją samotność, szczególnie kiedy jest już dojrzałym mężczyzną, odczuwa bardzo dojmująco.

Jeśli ktoś myśli, że ta powieść jest ekscytującym romansem pełnym nieoczekiwanych zwrotów akcji, namiętności i czego tam jeszcze, to jest w błędzie. Bo to wszystko jest częścią życia, zwyczajnego, codziennego. Są całe okresy, kiedy w życiu narratora nic specjalnego się nie dzieje, kiedy zmaga się z codziennością. Problemami rodzinnymi, choćby świadomością, że zaniedbuje starzejących się rodziców, którzy od czasów rozwodu mieszkają oddzielnie, a przede wszystkim z własną niemocą twórczą. Bo narrator pragnie zostać pisarzem, ale zanim to mu się uda, miną długie lata byle jakich prac, łapania fuch w różnych szkołach (z wykształcenia jest historykiem, a praca nauczyciela nie jest tym, o czym marzy), a i potem po pierwszym sukcesie przyjdzie długi okres literackich niepowodzeń. Z czasem mocno będzie odczuwał upływ czasu, to, że jest coraz starszy. Można by powiedzieć, że z pozoru życie jak życie, a jednak jest w nim materiał na powieść. To zresztą kolejny temat "Nieba w kolorze siarki", bo marzeniem narratora jest przelanie relacji z Alexem i Stellą na karty powieści. Czy w życiu każdego z nas jest materiał na książkę? Czasem myślę, że tak. 

Im dłużej piszę o powieści Kjella Westo, tym więcej w niej odnajduję. Ważne miejsce w jego książce odgrywa też natura - wspomnienia wakacji spędzanych na półwyspie Ramslandet i w Ramsvik należą do moich ulubionych fragmentów. Istotny jest też wątek historyczny - pamięć wojny zimowej, o czym już wspominałam. Także problem tego, na ile kształtuje nas przeszłość, jak mocno waży na życiu. I wiele innych spraw, które wyłaniają się z codzienności, ze zwyczajnego na pozór życia.

Przyznam, że gdzieś tak w połowie powieści miałam moment zwątpienia. Zaczęłam się nieco nudzić, zastanawiałam się, o czym jeszcze będzie pisał autor przez kolejne trzysta stron. A jednak potem znowu zaskoczyło. To taki typ powieści, w której mocno związujemy się bohaterami, podążamy za ich losami, współodczuwamy, żyjemy ich życiem. Nie jest to ani rzecz wybitna, ani czytadło, ale książka dobrze napisana i interesująca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty