Serhij Żadan "Internat"

Twórczość Serhija Żadana poznałam stosunkowo późno, ale za to pokochałam ją miłością wielką. Wszystko zaczęło się od zbioru opowiadań "Mezopotamia", potem udało mi się znaleźć jeszcze powieść "Wołoszyłowgrad". Swój zachwyt nad obiema książkami wyraziłam w tych notkach. Nic dziwnego, że z radością przyjęłam wydanie najnowszej powieści pisarza, "Internatu" (Czarne 2019; przełożył Michał Petryk). Moja niecierpliwość wzrosła, kiedy zaczęły pojawiać się bardzo dobre recenzje. Czasem tak jest, że książkę muszę przeczytać natychmiast, nie oglądając się na nic. Tak było i tym razem. Kupiłam i od razu wzięłam się za lekturę. I znowu zachwyt. Ale z góry uprzedzam, że nie jest to lektura ani łatwa, ani tym bardziej przyjemna.  Z tą trudnością przesadziłam - ktoś, komu niestraszna wolna akcja, komu nie przeszkadzają długie opisy, kto czerpie przyjemność z kunsztownego języka, nie będzie miał z lekturą powieści Żadana najmniejszych kłopotów. Natomiast podtrzymuję drugą część mojej opinii. Bo akcja powieści toczy się w czasie wojny na Ukrainie, gdzieś w Donbasie. 

Główny bohater, nauczyciel Pasza, zostaje zmuszony przez swojego ojca, aby udał się do pobliskiego miasta do internatu po jego wnuka, a siostrzeńca Paszy, trzynastoletniego Saszę. Mężczyzna najchętniej by odmówił, bo chce mieć święty spokój, ale kiedy ojciec stwierdza, że w takim razie wyruszy sam, nie pozostaje mu nic innego, jak wybrać się w drogę. Wychodzi z domu szarym, styczniowym świtem, właśnie trwają ferie, i od razu orientuje się, że coś się zmieniło. Okazuje się, że miasto, do którego musi pojechać, zostało właśnie zdobyte przez separatystów. Z jednej strony lenistwo (najchętniej siedziałby w swoim pokoju i czytał książkę), rozsądek (dostać się tam to niepodobieństwo), strach (można zginąć od gęsto świszczących pocisków albo zostać zatrzymanym przez każdą ze stron konfliktu), z drugiej poczucie obowiązku i zwyczajne wyrzuty sumienia. Bo już dawno powinien zabrać chłopca z internatu, bo tak mało się nim interesował. Dlatego Pasza mimo wszystko nie rezygnuje. Jego podróż, owo tolkienowskie tam i z powrotem, potrwa trzy dni. Muszę przyznać, że dawno już nie miałam takiej ochoty w trakcie lektury spojrzeć, jak to się skończy. Strasznie mnie korciło, aby zajrzeć na ostatnią stronę. Być może, gdybym czytała papierową książkę, nie udałoby mi się powstrzymać, ale oczywiście miałam ebook, więc jakoś technika przyszła mi w sukurs i czytałam po bożemu. Tu dygresja dla niewtajemniczonych - zajrzenie na koniec ebooka też oczywiście nie nastręcza żadnych trudności, ale jednak wymaga paru kliknięć.

Pasza wędruje przez straszny, wrogi, apokaliptyczny świat. Pustka, mrok, mgła, brudny, topniejący śnieg, drobny, dokuczliwy deszcz, wszechobecna brzydota i zniszczenia. Wypalone domy, okna pozabijane dyktą, opuszczone gospodarstwa, rozj(...)ane drogi (tak mówi taksówkarz, który podwozi Paszę na skraj miasta). Nawet zwierzęta się pochowały, nie słychać ptaków, zmarznięte i przestraszone hukiem wystrzałów gołębie tulą się do siebie pod dworcowym okapem. Nie daj Boże, jeśli natkniesz się na stado głodnych, zdziczałych psów. Takie spotkanie może skończyć się tragicznie. Przestraszeni ludzie kryją się w dworcowej poczekalni albo w piwnicach. Jak u Białoszewskiego w "Pamiętniku z powstania warszawskiego". Jakoś przyzwyczaili się do wojny - do odległych wystrzałów, do posterunków na drodze, do niefunkcjonującej komunikacji, do braku zajęcia i biedy. Ale teraz front przyszedł do ich miasta, zaskoczył ich w pracy, w drodze, wypędził z domów, zmusił do ucieczki. Każdy wziął, co miał pod ręką, co wydało mu się najcenniejsze. Głodni, zmęczeni, zmaltretowani, wściekli, przerażeni, zrezygnowani. Wybuchają agresją, czekają, nie wiadomo na co. Największe współczucie budzą starcy i ci, którzy mają pod opieką dzieci. 

Pasza zdany jest tylko na siebie, na intuicję i łut szczęścia. Nie wiadomo, czy spotkana po drodze osoba, to ktoś, komu można zaufać, z kim łatwiej będzie znosić trudy tej apokaliptycznej podróży, czy może śmiertelny wróg. Pewnie dlatego bardzo często ludzie widziani oczami bohatera przyrównani są do zwierząt. Ktoś zostaje nazwany iguaną, ktoś jeszcze inaczej. Nie ma się co dziwić, że tyle tu nieufności. Kiedy w mroku, we mgle słychać czyjeś kroki, trzeba szybko podejmować decyzję - ryzykować spotkanie czy gdzieś w ukryciu przeczekać. Pasza podczas swej wędrówki natknie się na wielu ludzi. Staną na jego drodze, ale żadne głębsze porozumienie nie będzie możliwe, bo każdy uda się w swoją stronę, podejmie swoje własne ryzyko. Nie dowiemy się, co stanie się dziewczynką i jej chorym dziadkiem, którzy zostaną wraz z innymi w piwnicy. Paszy to miejsce wyda się potencjalną trumną, dlatego wyruszy dalej, mimo zmęczenia i ciemności. Co zrobi Wira, młoda kobieta w nieswoim futrze. Jaki będzie los dziewczyny, na którą czekają w domu, a jaki wściekłej na wszystko młodej, dobrze ubranej kobiety, która ciągnie za sobą walizkę na kółkach. Podróż Paszy przez ten apokaliptyczny świat ma w sobie coś z fantasmagorii. Niestety to wojenna rzeczywistość. Świat zdegradowany.
A przecież zdegradowany był już wcześniej. Gdybyśmy oczami wyobraźni cofnęli wojenne zniszczenia, to i tak tego, co ujrzymy, nie można nazwać pięknym czy choćby ładnym. Przemysłowy krajobraz - kopalnie, magazyny, hale, kolejowe rozjazdy. Brzydkie osiedla z wielkiej płyty, przyfabryczne domy dla pracowników. Tylko przyroda może dawała jakieś ukojenie. Ale degradacja dotyczy także ludzi. Dlaczego siostrzeniec Paszy znalazł się w szkole z internatem? Bo nie miał kto się nim zająć. Ojciec gdzieś dawno zniknął, matka pracuje na kolei - stale w dalekobieżnych trasach. A Pasza i dziadek chłopca nie mieli dość siły, aby się jej przeciwstawić i zabrać go do siebie. A może tak im było wygodniej? Bo Sasza, mimo swoich trzynastu lat, był na najlepszej drodze, aby się wykoleić. Jak miał sobie z nim poradzić dziadek, zamknięty w sobie po śmierci żony? Jak Pasza, który i z uczniami nie potrafi znaleźć porozumienia? W internacie takich dzieci jak on jest więcej. Kiedy wybuchła wojna, te najbardziej samotne nadal tam tkwiły pod opieką dyrektorki, Niny, i nauczyciela wuefu. Reszta kadry rozpierzchła się. Co się z nimi stało? Gdy czytałam o Saszy, nie mogłam nie myśleć o wstrząsającej "Niemiłości" Zwiagincewa. Kiedy poznamy chłopca bliżej, okaże się, że pod maską twardziela, jest małe, przestraszone, pragnące miłości, wrażliwe, spostrzegawcze dziecko. 

Książka niesie gorzkie przesłanie. To obojętność, przystosowanie się, strategia niewychylania się, nieangażowania, zajmowanie się tylko własnymi sprawami, unikanie jasnych deklaracji, udawanie, że nie dostrzega się zła, doprowadziły do tego, że świat runął, zatrząsł się w posadach.

Powieść Żadana chwyta czytelnika i wciąga w apokaliptyczny świat. Ma magnetyczną siłę przyciągania. Trudno się od niej oderwać, mimo mroku, deszczu, topiącego się śniegu, mgły, zdegradowanego otoczenia, pustki i samotności, jaka jest udziałem Paszy. Bardzo się chce, aby mu się jakimś cudem udało. I rzeczywiście na końcu błyska cień nadziei. Tyle tylko, że jest to nadzieja krucha i złudna. Taka rodem z  "Pana Tadeusza". Przecież wiemy, że Napoleon spod Moskwy wrócił na tarczy, że upadły marzenia Polaków, że wielu nie przeżyło trudów tej wyprawy, wielu zginęło, ale bohaterów zostawiamy w momencie, kiedy z ufnością i radością patrzą w przyszłość. Jaki będzie los Paszy i jego najbliższych? Czy ich przystacyjne osiedle zostanie przy Ukrainie, czy zdobędą je separatyści? Czy będą musieli uciekać? Jest też na szczęście drugie, głębsze, źródło nadziei - to przemiana bohatera, który przebył też drogę wewnętrzną - do odpowiedzialności za drugiego człowieka. No i nić porozumienia, jaka nawiązała się między nim a Saszą.

1 komentarz:

  1. W pełni zgadzam się, że ta książka jest równie wspaniała, co mroczna i gorzka w wymowie. W moim przypadku to pierwsza książka Serhija Żadana, po którą sięgnąłem i odrobinę tego żałuję, bo teraz, siłą rzeczy, porównuję kolejne jego utwory (starsze) do tego arcydzieła.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty