Pierre Lemaitre "Lustro naszych smutków"

Cztery lata temu przeczytałam powieść "Do zobaczenia w

zaświatach" popularnego francuskiego pisarza Pierre'a Lemaitre. Autor otrzymał za nią prestiżową Nagrodę Gouncourtów. Już nieraz pisałam, że z braku czasu rzadko sięgam po kryminały lub powieści sensacyjne. Robię to tylko wtedy, kiedy od samej zagadki ważniejszy jest temat. Tak było i tym razem - Francja koniec pierwszej wojny, rzesza poległych i okaleczonych inwalidów. Niedawno przez przypadek odkryłam, że jest to pierwsza część cyklu Dzieci katastrofy. Właśnie ukazała się (a właściwie chyba została wznowiona) część trzecia "Lustro naszych smutków" (Albatros; przełożyła Joanna Polachowska), a jeszcze wcześniej druga, "Kolory ognia" w tym samym wydawnictwie i tłumaczeniu. Kupiłam obie, ale niemal od razu z powodu  tematu sięgnęłam po część trzecią. I cóż, mój zawód był ogromny. Tym większy, że "Do zobaczenia w zaświatach" bardzo mi się podobało. Nie tylko ze względu na sensacyjną akcję, ale także dzięki bogatym portretom bohaterów i szeroko zarysowanemu tłu społecznemu. Dlaczego teraz tak boleśnie się rozczarowałam i miałam poczucie traconego czasu? O tym za chwilę.

Akcja powieści toczy się od kwietnia do czerwca 1940. To moment w dziejach drugiej wojny, kiedy armia Trzeciej Rzeszy atakuje zachodnią Europę. Zajmuje Belgię i przekracza granicę francuską. We Francji pojawiają się tłumy belgijskich uchodźców, a wkrótce sami Francuzi zaczną uciekać na południe. Propaganda wojenna pręży muskuły, ale bolesna prawda szybko wychodzi na jaw. Chaos, błędy dowódców, rozbicie i rozproszenie oddziałów francuskiej armii. Drogi zaroiły się od uciekinierów, uchodźców, dezerterów i żołnierzy, którzy nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. To dla Francuzów sprawa wstydliwa, podobnie jak to, co stało się po kapitulacji. I to właśnie ten temat sprawił, że po tę część cyklu sięgnęłam w pierwszej kolejności, zostawiając "Kolory ognia" na później. Po raz drugi zapytam, skąd więc rozczarowanie? Z kilku powodów.

Pierwszy i najważniejszy - niczego nowego się nie dowiedziałam. Czy dlatego, że wcześniej czytałam wybitne "Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego, które zaczynają się od tego samego - ucieczki z Paryża i wędrówki na południe? A może powodem jest to, że temat wojennych, nie tylko, uchodźców jest ostatnio z wiadomych przyczyn stale obecny w mediach? A może nic nie przebije "Internatu" Serhija Żadana, który w swojej wybitnej powieści opowiada o chaosie po wybuchu wojny w Donbasie w roku 2014? Czy dlatego stępiła się moja wrażliwość i nie robią na mnie większego wrażenia opisy ludzi wędrujących po drogach, dźwigających swój dobytek, chowających się w rowach przed bombardującymi samolotami? I nie wiem, dlaczego czytając te fragmenty, nie mam takiego poczucia, jakie zdarza mi się w podobnych sytuacjach, że historia znowu się powtarza. A przecież tak jest! Czy to wina moja, czy autora? A może kanty łagodzi epilog, z którego czytelnik dowiaduje się o dalszych losach bohaterów? Niby potrzebuję nadziei, ale jakoś w tym wypadku to dopowiedzenie historii głównych postaci było w moim odbiorze jakimś zgrzytem. Nie mogę jednak wykluczyć, że wielu czytelników nieznających książek, które wymieniłam, i mniej obytych z tematem, zareaguje odwrotnie i zrobi na nich duże wrażenie opis dramatu uchodźców, wojennego chaosu, a epilog pocieszy. Może poczują nieoczekiwaną aktualność tej historii.

Jest i drugi powód mojego rozczarowania. Autor, podobnie jak w pierwszej części, posłużył się dobrze znanym chwytem - śledzi losy kilku bohaterów, których historie jakoś się połączą. Nie on pierwszy, nie ostatni. Tym razem jednak jakoś bardzo szybko domyśliłam się, jaki jest związek pomiędzy nimi i w którym miejscu się ostatecznie spotkają. Intryga, zagadka, nie były aż tak fascynujące i skomplikowane jak w przypadku pierwszej części cyklu, "Do zobaczenia w zaświatach". Stąd znużenie i poczucie, że tracę czas na coś, co bardzo dobrze już znam z innych książek.

I wreszcie powód trzeci - tym razem nie potrafiłam się jakoś specjalnie przywiązać do bohaterów. Ich losy ani mnie ziębiły, ani grzały. Nie współczułam im, nie podziwiałam i niespecjalnie obchodziły mnie łajdactwa niektórych. Może największe wrażenie zrobiły na mnie fragmenty opowiadające o ewakuacji więźniów, wśród których obok pospolitych przestępców byli także polityczni, dezerterzy i pacyfiści. Nie wiadomo, co z nimi zrobić, czym nakarmić, jak pilnować. Jeśli coś mną wstrząsnęło, to sposób, w jaki dowódcy potraktowali tych, którzy byli ranni albo słabi z powodu choroby.

Nie wykluczam, że ta powieść innym się spodoba, mnie rozczarowała. Przy okazji pojawił się dylemat - czy warto czytać część drugą? Skoro kupiłam, pewnie jednak kiedyś przeczytam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty