Złatko Enew "Requiem dla nikogo"

Bardzo rzadko się zdarza, a może zdarzyło się po raz pierwszy, abym

kupiła książkę w ciemno. W ciemno - to znaczy, nie szukając jakichkolwiek informacji, czy to dobra literatura. Zwykle jakoś próbuję sobie wyrobić zdanie, oczywiście czasem bywam rozczarowana mimo ochów i achów recenzentów. Tym razem, nie zastanawiając się w ogóle, sięgnęłam po zupełną świeżynkę - powieść bułgarskiego pisarza, mieszkającego w Berlinie, Złatko Enewa "Requiem dla nikogo" (Książkowe Klimaty 2021; przełożyła Hanna Karpińska). A skusił mnie temat - prześladowania bułgarskich Turków, które miały miejsce w latach osiemdziesiątych - bo doskonale rymował się z lekturą, jaką wtedy akurat skończyłam - "Granicą. Na krawędzi Europy" Kapki Kassabovej. Autorka w swojej znakomitej książce poruszała między innymi ten problem.

W "Requiem dla nikogo" weszłam jak w masło - od pierwszych stron czytało się tę powieść znakomicie i tak pozostało właściwie do końca, co może wydawać się paradoksem. Dlaczego? Bo dalej jednak nie będzie tak różowo - dawno, a zaryzykuję mocne stwierdzenie, że może nawet nigdy, nie zdarzyło mi się czytać książki z takim nagromadzeniem okrucieństwa, przemocy i nienawiści, książki, w której prawie nie ma światła, a jedyna pozytywna i sprawcza bohaterka, Marion, która zawsze staje po stronie uciemiężonych i chce im pomagać, nie bacząc na koszty, jest postacią papierową. Trudno mi było zbliżyć się do niej, tym bardziej, że potwornie drażniła mnie jej egzaltacja. A temat, który mnie skusił - prześladowania bułgarskich Turków - właściwie nie okazał się wiodący. Jest ważny w pierwszej części powieści, potem znika zupełnie.

Czy to wszystko oznacza, że żałuję lektury? Nie, tak powiedzieć nie mogę, chociaż uczucia mam mieszane. Gdyby autor darował czytelnikowi chociaż trochę okrutnych scen i tak wymowa książki byłaby porażająca. Bo "Requiem dla nikogo" to opowieść o wielopiętrowej przemocy, fizycznej i psychicznej. Bułgarów wobec obcych, Turków i Cyganów, rodziców wobec dzieci, przełożonych wobec podwładnych, ale przede wszystkim mężczyzn wobec kobiet. To, jak traktowane są w tym patriarchalnym świecie kobiety, przeraża. Dla mężów właściwie nie istnieją - nie trzeba się z nimi liczyć, nie są partnerkami do rozmowy, mają wykonywać swoją robotę, zajmować się dziećmi i domem, nawet w łóżku nie są potrzebne, bo przecież taki macho może mieć każdą inną kobietę. Zaczyna się już w szkole. Wtedy szkolny macho wykorzystuje jej naiwność. Zwykle odbywa się to na imprezach, a chętnych, aby przelecieć dziewczynę uważaną za piękność, jest wielu. Dziś powiedzielibyśmy, że to gwałt zbiorowy, ale w tamtym świecie takie pojęcie zapewne nie istniało. Nawet gdyby którejś z tych dziewczyn przyszło do głowy się poskarżyć, to pewnie i tak sprawie ukręcono by łeb. Bo miejscowy śledczy i sędzia wcale nie są lepsi. Ten pierwszy, Angeł, wykorzystując fakt, że ma władzę, szantażem zmusza do seksu przesłuchiwaną Turczynkę. A kiedy ona się w nim zakocha, marny będzie jej los. Ten drugi co prawda wdaje się w romans ze swoją stażystką za jej przyzwoleniem, ale kiedy sprawa pójdzie za daleko, nie okaże się dżentelmenem. To oczywiście eufemizm. I tak z tych wszystkich bezwzględnych i obleśnych samców jest najbardziej ludzki, kołacze się w nim odrobina przyzwoitości, pewnie dlatego w tym męskim świecie uważano go za mięczaka. Kobiety są także seksualnymi ofiarami bałkańskich wojen, bo i o tym jest ta powieść. Autor nie oszczędza czytelnikowi opisów gwałtów, znęcania się, bicia, tortur i krwawej zemsty.

A jeśli już zdarzyła się w tym świecie miłość czysta i szalona, to niestety była z góry skazana na porażkę, bo takie zakazane uczucie, jakie połączyło Bułgarkę i Cygana, nie miało prawa się zdarzyć. Kochankowie zapłacili za nie nieprawdopodobnie wysoką cenę. 

Ale to nie wszystko. Bo jest to także opowieść o świecie prowincjonalnej polityki przeżartej korupcją i układami. Tu każdą zbrodnię, każde świństwo da się ukryć, jeśli jest się tylko odpowiednio umocowanym. Wówczas bezkarność gwarantowana. Akcja pierwszej części toczy się w latach osiemdziesiątych w małym bułgarskim miasteczku. To wtedy władze zmuszają miejscowych Turków do zmiany imion i nazwisk, co miało prowadzić do ich slawizacji, a mówiąc bez ogródek - do wynarodowienia. Kto nie chce się podporządkować, musi Bułgarię, w której się przecież urodził, opuścić. Ale w  Turcji wcale nie jest mile widziany. Kto próbuje stawiać opór i domaga się przestrzegania praw człowieka, ten skończy w więzieniu, a tam nikt się nie będzie z nim patyczkował. Bułgarzy nie rozliczyli się z tamtych zbrodni do dziś. 

Równie gorzkie są lata dziewięćdziesiąte, w których rozgrywa się akcja drugiej części. Dawni komunistyczni aparatczycy teraz robią interesy, początkowo ciemne i nielegalne, potem próbują wyprać zdobyte majątki i uwiarygodnić się jako poważni biznesmeni. Ale ich zewnętrzny polor to tylko pozory. Dalej pozostają tacy, jacy byli. Dzicy, gwałtowni, bezwzględni, okrutni. Podziwiają braci Serbów, którzy toczą krwawą wojnę. Ale cywilizowani ludzie zachodniego świata nie są wcale lepsi. Amerykańscy żołnierze, którzy są na misji w Kosowie, bez skrupułów wykorzystują tamtejsze kobiety.

Bardzo czarny to obraz. I nie pomagają postmodernistyczne sztuczki, które mają zapewne chociaż odrobinę zneutralizować żartobliwym, lekkim tonem okrucieństwo rozlewające się szeroką falą na kartach powieści. Jestem przyzwyczajona do książek poruszających trudne tematy, bo tak jakoś jest, że dobra literatura rzadko bywa krzepiąca, ale "Requiem dla nikogo" jest na ich tle wyjątkowo dojmujące. I nie mam przekonania, czy musiało być aż takie. Kiedy skończyłam lekturę, miałam poważnym problem z wyborem kolejnej. Jak kania dżdżu łaknęłam czegoś lekkiego, a w moim czytniku o takie książki niełatwo.  

PS. Było jeszcze gorzej. Niektóre brutalne obrazy wryły mi się w pamięć tak mocno, że wyskakiwały w nieoczekiwanych momentach.       

1 komentarz:

  1. Przyznam, że coraz bardziej męczy mnie (stosunkowo monotonny) refren komentarzy czytelników w Polsce: okropnie, Okropnie, OKROPNIE!

    Czy straciłam wrażliwość na smutek i cierpienie moich własnych bohaterów? Diabeł wie.

    Proszę nie odbierać tego jako różnicy zdań lub próby (antagonistycznej) dyskusji. Po prostu uważam, że WSZYSTKA historia Europy (lub jakakolwiek historia ludzkości, jeśli wolisz) zawiera takie obrazy i historie na zamówienie. A może opowieści z Yedwabnego są mniej obrzydliwe?

    Nie wydaje mi się, wcale nie...

    Zlatko Enev

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty