Monika Śliwińska "Wyspiański. Dopóki starczy życia"

Po "Muzach Młodej Polski. Życiu i świecie Marii, Zofii i Elizy

Pareńskich" Moniki Śliwińskiej sięgnęłam po kolejną biografię jej pióra - "Wyspiański. Dopóki starczy życia" (Iskry 2017). Wyspiańskiego było już sporo na kartach poprzedniej książki, bo Eliza Pareńska to admiratorka jego twórczości - promowała go i bardzo mu pomagała. Bywał częstym goście na spotkaniach w jej domu na ulicy Wielopole i w letniej siedzibie w Tenczynku. Namalowane przez niego portrety Maryny i Zofii kojarzy na pewno każdy miłośnik jego malarstwa. Ponieważ jedna biografia uzupełnia drugą, nie sposób było nie sięgnąć po "Wyspiańskiego".

Wstyd przyznać, ale okazuje się, że niewiele o jego życiu wiedziałam. Zaledwie parę szczegółów. Kiedy okładka książki Moniki Śliwińskiej od czasu do czasu wyskakiwała mi pośród innych na ekranie komputera reklamowana przez jedną z internetowych księgarń, jakoś niespecjalnie zwracałam na nią uwagę. Nie wiem, dlaczego jego życie wydawało mi się nieciekawe. Po co więc tracić czas na biografię tego wszechstronnego artysty, skoro tyle książek do czytania? Tymczasem nic bardziej błędnego. 

Co mnie najbardziej zaskoczyło? Chyba to, że jego życie to wieczna szarpanina i walka z przeciwnościami losu. Długo niedoceniany i nierozumiany musiał walczyć o swoją artystyczną wizję, zaliczył liczne niepowodzenia, a zdarzało się, że bardzo swobodnie poczynano sobie z zamówionymi u niego projektami witraży czy polichromii. Szczególnie boleśnie odczuł porażkę związaną z renowacją katedry wawelskiej.  Prawie stale bez pieniędzy, były okresy, kiedy żył po prostu w nędzy, a długi zaciągnięte w Paryżu ciągnęły się za nim niemal do końca życia. Nie spłacił ich, bo nie miał z czego, a wyjeżdżając, nie przypuszczał, że już tam nie wróci. Konieczność pozostania w Krakowie bardzo go przygnębiała. Dusił się tu. Cieniem na jego życiu położyła się choroba - kiła. W tamtych czasach powszechna i niestety nieuleczalna. W dodatku  organizm artysty bardzo źle reagował na rtęć, którą tę przypadłość wtedy leczono. Ostatni etap życia to niewyobrażalne cierpienie i walka z czasem, aby jak najwięcej jeszcze zrobić. Mimo zaostrzającej się choroby był w pełni sił twórczych, miał tyle pomysłów, szczególnie tych związanych ze sceną.  No i znowu brak pieniędzy. Przyjaciele robili, co mogli, aby jakoś mu pomóc. Decyzja, aby kupić dom w Węgrzcach pod Krakowem, nie okazała się najszczęśliwsza. Oddaliła go od miasta i przyjaciół. Piechotą szło się półtorej godziny. Codziennie pokonywał tę trasę uczęszczający do szkoły w Krakowie Teodor, najstarsze dziecko Teosi usynowione przez Wyspiańskiego. Dziwnie myśli się o tych wszystkich przeciwnościach losu dziś, kiedy jego malarstwo, witraże, polichromie są powszechnie podziwiane, kiedy jego "Wesele" jest wiecznie żywe i stale rezonuje. Kiedy ma się w pamięci całkiem świeżą wielką wystawę jego twórczości w krakowskim Muzeum Narodowym.

Ale Wyspiański nie był postacią ze spiżu. Przeciwnie. Bezkompromisowy w poglądach na sztukę, przekonany o swoim talencie łatwo wchodził w spory, obrażał się, zrywał przyjaźnie. Czytając fragmenty listów, trudno dziś zrozumieć, dlaczego poróżnił się z Józefem Mehofferem. Oceniając ludzi, nie przebierał w słowach. Jego korespondencja i zapiski aż roją się od rozmaitych inwektyw pod adresem adwersarzy. Niełatwo się z nim współpracowało. Poza tym był zamknięty w sobie, niezbyt towarzyski. Miał jednak kilkoro wiernych przyjaciół, którzy pozostali z nim do końca. Równie bezceremonialnie potrafił obejść się z ciotką i wujem, którzy go wychowywali. I pewnie nie usprawiedliwia tego nawet fakt, że musiał wyrwać się spod skrzydeł apodyktycznej Stankiewiczowej. Z drugiej strony był jednak człowiekiem rodzinnym. Małżeństwo z Teosią Pytkówną, posługaczką ciotki, okazało się trwałe i szczęśliwe mimo wielkiego skandalu, jaki wywołało. Teosia otoczona była czarną legendą, większość rodziny i przyjaciół Wyspiańskiego nie akceptowała jej, a on na przekór wszystkim domagał się dla niej szacunku. Monika Śliwińska raczej staje po stronie Teosi, stara się jej bronić. Chociaż opinie o niej były sprzeczne. Podobnie jak opinie na temat Wyspiańskiego. Nawet jego pogrzeb różnie został oceniony. Jedni uważali, że był wyjątkowo skromny i niegodny tak wielkiego artysty, inni przeciwnie, że tak wspaniałych uroczystości żałobnych od czasu pogrzebu Mickiewicza Kraków nie widział. Bardzo kochał dzieci, rozpieszczał  je. Czas spędzony na Krowoderskiej wspominały jako najszczęśliwszy w swoim życiu. Ich losy po jego śmierci ułożyły się tragicznie.

Monika Śliwińska pozostała wierna metodzie opowieści ze swojej pierwszej książki o siostrach Pareńskich. Biografia Wyspiańskiego również pisana jest bardziej tematycznie niż chronologicznie - składa się z niezbyt długich rozdziałów, z których każdy poświęcony jest jakiemuś zagadnieniu. Takie założenie sprawia, że czasem ma się wrażenie, jakby opowieść się rwała, skakała z tematu na temat. Zupełnie nie odczuwałam tego w "Muzach Młodej Polski", może dlatego, że bohaterki były trzy, tym razem czasem mi to trochę przeszkadzało. Mimo tego książkę czyta się świetnie. Jest po prostu bardzo ciekawa. Warto sięgnąć po obie biografie. A w moim czytniku czeka już najnowsza książka Moniki Śliwińskiej - biografia sióstr Mikołajczykówien, tych od "Wesela". Jak widać autorka pozostaje wierna epoce i stale poszerza pole eksploracji. Ciekawe, czyja biografia będzie następna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty