Już nie pamiętam, jak dowiedziałam się o powieści "Podróżny" niemieckiego pisarza Ulricha Alexandra Boschwitza (Znak 2019; przełożyła Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska). Połączenie dwóch informacji, że książka jest bardzo dobra oraz jakiego tematu dotyczy, sprawiło, że wiedziałam, iż to lektura obowiązkowa. Już sama historia autora i powieści zasługuje na uwagę. Ulrich Alexander Boschwitz razem ze swoją matką uciekł w roku 1935 z hitlerowskich Niemiec. Mieszkał w Belgii, Luksemburgu, studiował w Paryżu, potem osiadł w Anglii. Cały czas pisał. Już przed wojną na emigracji wydał kilka książek. Dalsze losy autora są bardzo smutne. Po wybuchu wojny, tak jak inni Niemcy mieszkający w Wielkiej Brytanii, internowany na wyspie Man, potem wysłany razem z podobnymi mu nieszczęśnikami statkiem, gdzie panowały koszmarne warunki, a załoga znęcała się nad pasażerami, do obozu internowania w Australii. Kiedy wreszcie wydawało się, że może los się do niego uśmiechnął, zginął w roku 1942 na pokładzie kolejnego statku trafionego niemiecką torpedą. Miał 27 lat.
Wydawało się, że "Podróżny" na zawsze zostanie zapomniany, kiedy cudownym zrządzeniem losu jego rękopis trafił do niemieckiego wydawcy, który między innymi specjalizuje w odkrywaniu zapomnianych książek. Dzięki temu w roku 2017 po raz pierwszy ukazał się w Niemczech. Powieść powstała w ciągu kilku miesięcy roku 1938 bezpośrednio po nocy kryształowej oraz pogromach Żydów w III Rzeszy i nawiązuje do tych tragicznych zdarzeń. Jej bohaterem jest bogaty kupiec Otto Silbermann. Z dnia na dzień staje się nikim, łowną zwierzyną, człowiekiem trędowatym. Od takich jak on, Żydów, wolą trzymać się z daleka nawet ci, którzy im współczują i nie zgadzają się z polityką i poglądami Hitlera. Wolą odwracać wzrok, udawać, że nie widzą, w najlepszym razie porozmawiają, wyrażą swój żal, oburzą się, zatroskają o jego przyszłość. Z tym chodziłeś do szkoły, z tamtym uczyłeś się fachu albo siedziałeś przy piwie. A teraz? A teraz jesteś dla nich morowym powietrzem. Łatwo potępić, ale kiedy rzetelnie spróbujemy zastanowić się nad pytaniem, co zrobilibyśmy w podobnej sytuacji, najuczciwszą odpowiedzią będzie - nie wiem. Nawet Silbermann zachowuje się podobnie wobec innych Żydów. On ma dobry wygląd, dlatego jest mu łatwiej, ale jak ognia unika towarzystwa ludzi o semickich rysach. Pan mnie kompromituje - powie do swojego znajomego, starego człowieka, który został sam i nie ma środków do życia. Oczywiście czuje się głupio, wyrzuca to sobie, ale strach jest większy. (...) między mną, a tymi innymi nie ma żadnej różnicy. Tymi innymi są w tym kontekście ci, którzy odwracają się od Żydów. Tak o sobie myśli Silbermann.
Otto Silbermann musi uciekać z własnego wygodnego mieszkania w Berlinie, odwraca się od niego wspólnik w interesach, człowiek, którego dotąd uważał za swojego przyjaciela, traci niemal cały majątek. Niepokoi się o los żony, która wprawdzie nie jest Żydówką, ale została sama w mieszkaniu, kiedy dobijali się do niego wściekli bojówkarze. Co zrobić? Nawet nie bardzo może zatrzymać się w hotelu czy pensjonacie. Dlaczego? Bo jest Żydem. Ma wprawdzie, jak wspomniałam, dobry wygląd, ale zdradza go nazwisko. Do tego dochodzi strach, że go znajdą, dopadną, pobiją, aresztują, a Silbermann boi się bólu. A kto się nie boi? Co mu pozostaje? Przemierza Niemcy wzdłuż i wszerz pociągami, w nich czuje się najbezpieczniej. Groza narasta, pętla coraz bardziej się zaciska, sytuacja bez wyjścia, matnia. Próby ratunku zawodzą. Czytelnik współodczuwa z Silbermannem, a przecież nie jest on jakimś specjalnie sympatycznym bohaterem. Na tym polega też między innymi mistrzostwo tej powieści.
Bohater żałuje, że nie posłuchał rad syna studiującego w Paryżu i nie wyjechał z kraju, kiedy było to jeszcze możliwe. Teraz zdobycie wizy jakiegokolwiek państwa graniczy z cudem. Wszyscy nie mogą przyjechać do Belgii! - usłyszy w pewnym momencie. Słowa te zostaną wypowiedziane grzecznie, uprzejmie, nawet ze współczuciem. Ale współczucie Silbermannowi nie wystarczy. Dlaczego nie starał się o wizę wcześniej, kiedy jej otrzymanie było jeszcze możliwe? Dlaczego wcześniej nie zlikwidował swoich interesów i nie próbował ułożyć sobie życia gdzieś indziej? Znowu oddam mu głos: Kto by pomyślał, że do czegoś takiego dojdzie? W środku Europy - w dwudziestym wieku! Te słowa napisał Boschwitz w roku 1938. Prawda, że brzmi znajomo? Nie pierwszy raz czytam coś, co jakoś rymuje się z naszymi czasami. A w ostatnim czasie zdarza mi się to po raz trzeci. Na koniec jeszcze jeden cytat. To głos znajomego Silbermanna, starszego człowieka znajdującego się w podobnym położeniu: (...) jak to dobrze, że jestem stary. Współczuję dzisiejszym młodym ludziom (...).
Namawiam do lektury "Podróżnika". Nie jest to wprawdzie powieść przyjemna, ale bardzo ważna i przejmująca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz