Reni Eddo-Lodge to brytyjska dziennikarka i blogerka, która szerszy rozgłos zdobyła, kiedy kilka lat temu na swoim blogu umieściła gniewny wpis, w którym tłumaczyła, dlaczego nie będzie już rozmawiać z białymi o kolorze skóry. Jak wyjaśniła swoją decyzję? W dużym skrócie - ma dość niezrozumienia istoty problemu, który polega na tym, że biali nie dostrzegają swojego uprzywilejowania wynikającego tylko i wyłącznie z koloru ich skóry. Nie rozumieją też, że rasizm jest ich problemem i to oni muszą go rozwiązać. Paradoksalnie od tamtego momentu Reni Eddo-Lodge bardzo często rozmawia na ten temat. Bierze udział w dyskusjach, pisze, bloguje. Jej książka "Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry" (Karakter 2018; przełożyła Anna Sak) jest pisana gniewem, kipi emocjami. Autorka nie stroni od kolokwializmów, czasem zwraca się bezpośrednio do jakiegoś publicysty, polityka czy działacza.
Być może ktoś zastanawia się, po co w Polsce czytać książkę, która dotyczy problemu rasizmu w Wielkiej Brytanii. Przecież polskie społeczeństwo mimo wszystkich zachodzących zmian jest wciąż bardzo homogeniczne - czytaj bardzo białe. To prawda, ale z każdym rokiem coraz więcej na naszych ulicach osób o innym kolorze skóry. To argument pierwszy. Drugi to kwestia poznawcza - można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że pierwsza część książki jest krótką historią brytyjskiego rasizmu. Jeśli myślimy rasizm to najprawdopodobniej skojarzymy go ze Stanami - mamy w pamięci niewolnictwo, wojnę secesyjną, Ku Klux Klan, walkę czarnej społeczności o zniesienie segregacji i swoje prawa, Martina Luthera Kinga i sytuację współczesną. Niewiele, albo zgoła nic, nie wiemy o rasizmie brytyjskim. Może nawet naiwnie myślimy, że nie istnieje. Dla mnie większość faktów przywoływanych przez autorkę była zaskoczeniem. Ot choćby taki, że niewolnictwo w Imperium Brytyjskim miało skalę przemysłową. Handel ludźmi zaczął się w roku 1562, zniesiono go w roku 1833. Przez porty brytyjskie przeszły miliony czarnych niewolników. Ale nic dziwnego, że o tym wszystkim nie wiedziałam, bo faktów tych nie znają również Brytyjczycy. Brytyjska historia ma kolor biały. Autorka przyznaje, że większość wiadomości zdobywała samodzielnie, od kiedy zaczęła uczęszczać w czasie studiów na seminarium zajmujące się tymi problemami.
To wcale nie koniec argumentów, które powinny przekonać do sięgnięcia po tę lekturę. Następny - książka Reni Eddo-Lodge poszerza horyzonty, otwiera głowę, zmusza do myślenia. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, czym tak naprawdę jest rasizm. A rasizm instytucjonalny? A strukturalny? A biały przywilej? Definicji rasizmu można znaleźć w książce wiele. Oto jedna z nich - rasizm nie jest po prostu tylko uprzedzeniem. To pojęcie szersze, bo po pierwsze uprzedzenia może mieć każdy, kolorowy też, po drugie żywiąc uprzedzenia, można wprawdzie wyrządzić krzywdę, ale tylko chwilową, nie systemową. Do tego trzeba władzy, a więc rasizm to uprzedzenia poparte władzą. Niby oczywiste, a jednak sama bym na to nie wpadła. A biały przywilej? To po prostu lepsze życiowe szanse spowodowane tylko kolorem skóry. Biali najczęściej nie zdają sobie z tego w ogóle sprawy. Ale to nie koniec. Konsekwencją białego przywileju jest to, że kolorowi stają się bardzo ostrożni, ważą każde słowo, uważają na to, co piszą i mówią, a to wszystko dlatego, aby nie zostali oskarżeni o przesadę i nadwrażliwość. Najlepiej oddać głos autorce: Uczysz się ostrożnie dobierać argumenty, by ludzie nie pomyśleli (...), że jesteś (...) gniewną czarną babą z obsesją na punkcie koloru skóry. W ogóle rozważania o rasizmie są bardzo ciekawe i inspirujące, często szokujące, bo obnażają nasz biały, stereotypowy sposób myślenia. Na przykład Reni Eddo-Lodge zwraca uwagę, że drogą do zlikwidowania rasizmu nie jest uczenie białych dzieci, że wszyscy są równi i nie należy rasy zauważać. Nie, nie wszyscy są równi i nawet nie powinni być. Przeciwnie, chodzi o to, aby rasę dostrzegać, aby pozwolić czarnemu być czarnym bez negatywnych konsekwencji, jakie niesie kolor skóry, a nie zmuszać go, aby stał się podróbką białego. Poza tym rasy trzeba zauważać, bo tylko wtedy możliwa jest dyskusja, dostrzeżenie błędów i przepracowanie win. Nie wystarczy samo poczucie winy, wyznanie wstydu za przodków i tych wszystkich, którzy dziś głoszą poglądy rasistowskie albo dopuszczają się takich czynów. Potrzebne jest działanie. Autorka zauważa też, że najgorsi wcale nie są zdeklarowani rasiści, ale ci wszyscy umiarkowani, grzeczni biali, którzy mówią: Zgadzam się z tobą co do celu, do jakiego dążysz, ale nie mogę zgodzić się z twoimi metodami działań bezpośrednich.. Albo radzą, by czekać na dogodniejszą porę. Jednym słowem chodzi o tych białych, którzy wolą mieć święty spokój za cenę niedostrzegania problemu.
I kolejny argument za tym, aby w kraju, gdzie przeważają biali, po książkę Reni Eddo-Lodge sięgnąć. Mechanizm rasizmu jest dość uniwersalny. Wiele jego elementów można dostrzec w stosunku większości do wszystkich mniejszościowych grup. Że przywołam przykład, który w moich notkach ostatnio pojawia się bardzo często. Cóż, takie czasy, taki klimat. Czyż osoby LGBT+ nie słyszą w Polsce właśnie tego - zgadzam się z tobą, ale ... ale po co wam te parady, ale przecież w domu możecie sobie robić, co tylko chcecie, tylko po co tym epatować, ale, ale, ale. To samo dotyczy kobiet, Żydów, niepełnosprawnych i innych, którzy są mniejszością, na przykład Ukraińców mieszkających w Polsce. Pewnie zauważa to również autorka, bo w rozdziale dotyczącym rasy i feminizmu, w którym twierdzi, że feminizm też jest biały, przytacza bardzo szeroką definicję tego pojęcia. Właśnie w takim duchu.
Jeśli myślisz, czytelniku tej notki, że wyczerpałam argumenty, jesteś w błędzie. Podam ostatni, który zapewne wcale takim nie jest. Otóż myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę, że rasizm w Polsce istnieje. Oprócz mowy nienawiści, aktów agresji to także, jak pisze autorka, lęk przed czarną planetą, czyli strach przed imigrantami, wielokulturowością, obawa, że biali na świecie, w Europie, a w końcu w Polsce staną się mniejszością.
To tylko zaledwie ułamek tego, o czym pisze Reni Eddo-Lodge w swojej książce. Nie da się tu przytoczyć wszystkich problemów, jakimi się zajmuje. Choćby bardzo zaskakujące i bardzo ciekawe rozważania o dzieciach z mieszanych rasowo par albo o kolorowych dzieciach adoptowanych przez białych. Z problemów, z jakimi się mierzą, nie zdawałam sobie sprawy. Ba, najczęściej nie zdają sobie z nich sprawy także ich rodzice. Nie będę jednak rozwijać tego zagadnienia, bo i tak się rozpisałam, a poza tym niech to będzie zachęta, aby po książkę sięgnąć. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że nie jest to lektura łatwa, ale, że posłużę się moją ulubiona frazą, bez przesady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz