Paweł Pieniążek "Wojna, która nas zmieniła"

Bywa, że książki, po które sięgam, wzajemnie się uzupełniają. Tak jest i w tym przypadku. Kiedy tylko skończyłam czytać znakomity "Internat" Serhija Żadana, przypomniałam sobie, że w czeluściach czytnika mam reportaż z Donbasu Pawła Pieniążka, "Wojna, która nas zmieniła" (Krytyka Polityczna 2017). Nie będzie lepszego czasu na tę lekturę. O ukraińskiej wojnie powoli zapominamy, przyzwyczailiśmy się do niej. Niby blisko, a jednak daleko. Wstyd przyznać, ale właściwie złapałam się na tym, że nie bardzo wiem, jak sytuacja w Donbasie wygląda dzisiaj. A i reportaż Pawła Pieniążka nie odpowie na to pytanie, bo obejmuje lata 2014- 2016.
Wydaje się, że konflikt przeszedł w fazę zamrożoną i tak będzie trwał latami. Wzajemne ostrzeliwanie się o stałych porach, do czego mieszkańcy już się przyzwyczaili i dostosowali do niego swój rytm dnia i nocy. Najczęściej do wymiany ognia dochodzi wieczorem, kiedy obserwatorzy OBWE już nie pracują! Małe miasta pustoszeją, bo kto może, wyjeżdża, zwłaszcza młodzi. Entuzjazm dla wojny również wygasł już dawno. Kto ma pieniądze, bez trudu wywinie się od poboru. Kilka różnych opowieści o tym, jak to się robi, mogłoby rozbawić do łez, gdyby nie były one w gruncie rzeczy tak bardzo ponure i przygnębiające. Do tego trudności dnia codziennego. Bywa, że ktoś, kto mieszka na terenie jednej z separatystycznych republik, dostaje pensję od Ukrainy (tak jest, a przynajmniej było, na kolei), więc musi jechać po nią do najbliższego ukraińskiego miasta, często okrężną drogą, przekraczając po drodze granicę. Na tym nie koniec - dostaje hrywny, które trzeba potem zamienić na walutę obowiązującą tam, gdzie się mieszka. I tak to trwa i będzie trwało latami. Jak w Abchazji, Osetii Północnej i paru jeszcze innych nieuznawanych państwach pozostających pod wpływami rosyjskimi. A kiedy stanie się to wygodne, zawsze można ten konflikt podgrzać, uaktywnić, aby namieszać. Tak sytuacja wyglądała w roku 2016, na którym autor skończył swoją opowieść, bo uznał, że nie doczeka prawdziwego zakończenia tej wojny. 

Paweł Pieniążek pokazuje, jak to się stało, że początkowy entuzjazm, patriotyczne wzmożenie, kiedy to tysiące ochotników szło na front, a tysiące wolontariuszy uzbrajało i żywiło żołnierzy, bo w momencie wybuchu konfliktu stan ukraińskiej armii był katastrofalny, ustąpił niechęci i marazmowi. Jak wspomniałam, z czasem strumień ochotników się skończył, a mieszkaniec zachodniej  czy środkowej Ukrainy wojną przestał zaprzątać sobie głowę. Otóż Donbas zawsze był dla tych, którzy tam nie mieszkali, czymś w rodzaju dzikich krain, Dalekiego Wschodu, jak nazywa go autor. Eksploatowany gospodarczo, zdegradowany cywilizacyjnie, pomieszany narodowościowo, z dużą grupą ludności napływowej, która w czasach ZSRR przyjechała tam za pracą. Swoje zrobił też brak perspektyw - rozstrzygniecie konfliktu wydaje się niemożliwe. Ciężko wykrzesać z siebie entuzjazm, trudno bić się o kawałek ziemi, którym w gruncie rzeczy się pogardza. Ale ta sytuacja ma też drugą stronę medalu. Wielu spośród tych, którzy walczyli i walczą, trudno wrócić do cywila. Życie na wojnie też uzależnia. Brakuje adrenaliny, nie ma co ze sobą zrobić, niełatwo przestawić się na codzienne tory. Co robić? Gdzie znaleźć pracę? Szczególnie dotyczy to tych, którzy i wcześniej nie bardzo umieli się ustabilizować. Wojna stała się dla nich rozwiązaniem problemów, ucieczką, na przykład od wymiaru sprawiedliwości. Kiedy walki nie toczą się już tak intensywnie, kiedy w konflikt zbrojny wkrada się rutyna i marazm, wśród żołnierzy wielkim problemem stają się alkoholizm i narkotyki. 

Ale wojna prawdziwą tragedią jest oczywiście dla cywilów. Paweł Pieniążek pokazuje tragiczną codzienność - życie w piwnicach, brak jedzenia, zrujnowane domy, zniszczone miasta i wsie. Dramatyczne decyzje - zostać czy uciekać? Często zostaje przynajmniej jedna osoba z rodziny, aby pilnować tego, co ocalało, bo potem nie bardzo będzie do czego wracać. Jak zostawić dorobek całego życia? Niektórzy wyjechali, ale niełatwo było im odnaleźć się w nowym miejscu. Nikt tam na nich specjalnie nie czekał. Trudno też siedzieć krewnym na głowie. Więc kiedy tylko sytuacja jako tako się ustabilizowała, wielu zdecydowało się wrócić. Podobne motywacje stoją za decyzjami o pozostaniu na terenie separatystycznych republik. Mieszkanie tam, niekoniecznie oznacza akceptację dla nowej władzy. Po prostu trudno wyjechać i zaczynać życie od nowa. Ale niemało jest tych, którzy nowe porządki popierają. Autor pisze, jak trudno z nimi dyskutować, bo tak bardzo są zmanipulowani przez rosyjską telewizję, tak bardzo wierzą propagandzie. To znakomita pożywka dla wszelkich fake newsów. Wiara w rzeczywistość alternatywną kwitnie, szerzą się plotki i nieprawdopodobne teorie spiskowe. Ale najwięcej pewnie jest tych, którzy chcieli i chcą mieć święty spokój. Nie interesują się polityką, dla nich ważne są ich sprawy. Jak dla Paszy z "Internatu" Serhija Żadana. Paweł Pieniążek świetnie opisuje taką mentalność.
I tak to trwa i trwać zapewne będzie przez długie lata. Warto sięgnąć po tę książkę. Nie tylko jako po uzupełnienie powieści Żadana.

PS. Już po napisaniu tej notki bardzo pilnie słuchałam radiowych relacji z Ukrainy, jako że czas był przedwyborczy. Była też w nich mowa o wojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty