Książka Artura Domosławskiego "Wykluczeni" (Wielka Litera 2016) to jeden z moich wyrzutów sumienia - od dawna w czytniku, jak wiele. Kiedyś nowość, systematycznie spychana przez nowsze nowości na dalsze pozycje. Wreszcie nadszedł jej czas. Dawno żadna książka nie zgnębiła mnie tak jak ta. Niby wiedziałam, niby się spodziewałam, niby nie zamykam oczu na zło, biedę, globalne problemy, czytałam już przecież o wielu sprawach, o których pisze Domosławski w "Wykluczonych", a jednak. Podane w takiej ilości, zebrane w jedną całość, opatrzone przez autora jego refleksjami, komentarzami nazwanymi Poza kadrem sprawiają przygnębiające i wstrząsające wrażenie. Bezradność, z którą mierzy się również Domosławski, poczucie, że raczej będzie tylko gorzej, a może nawet tragicznie, brak nadziei, wściekłość i ulga, że urodziłam się w tej lepszej części świata. Żadna w tym moja zasługa. Ot, przypadek.
Autor pisze o wykluczonych mieszkających na Południu. Kim są? To nie tylko biedacy, mieszkańcy slumsów, wykluczenie ma różne oblicza. Kolor skóry, orientację seksualną lub problem z tożsamością płciową, płeć, przynależność do jakiejś grupy narodowej lub społecznej. Jedni wykluczeni mogą też prześladować i poniżać innych wykluczonych. Każdy chce się poczuć choć trochę lepiej, dowartościować. Choćby w taki sposób - jest ktoś jeszcze gorszy ode mnie, jeszcze niżej na stopniach społecznej drabiny. Bohaterami tych reportaży są mieszkańcy faweli w miastach Ameryki Południowej i Środkowej, geje z Kuby, zniknięte i mordowane kobiety z Meksyku (zjawisko doczekało się swojej nazwy - kobietobójstwo), członkowie młodzieżowych gangów (mar i pandilli), Afroamerykanie ze Stanów, ale też czarni mieszkańcy Brazylii, dzieci uciekające z państw Ameryki Południowej i Środkowej do Stanów, Palestyńczycy, Kikujowie z Kenii prześladowani przez Brytyjczyków, Rohindżowie z Birmy, Pakistańczycy i Afgańczycy szukający lepszego losu i wielu innych. Przerażające historie - obraz ludzkiej biedy, wykluczenia, bezwzględnej przemocy, występku, mordów dokonywanych przez policyjne szwadrony śmierci, przestępstw dokonywanych w białych rękawiczkach przez bezwzględne międzynarodowe koncerny, obojętności i znikomych wysiłków nielicznych, którzy problem dostrzegają i próbują go jakoś rozwiązać. I błędne koło - bieda rodzi przemoc, przemoc rodzi strach, a wtedy do głosu dochodzą najprostsze rozwiązania: zero tolerancji, policyjne szwadrony śmierci, zróbcie coś z tym, bo nie da się spokojnie wyjść na ulicę. I niewiele jest światełek w tunelu - może tylko poprawia się sytuacja gejów na Kubie i transseksualistów w Brazylii. Bo już reformy byłego prezydenta Luli załamały się albo zostały przerwane.
Wszystkie reportaże są przerażające, ale chyba najbardziej poruszyły mnie dwa. O Kikujach w Kenii eksterminowanych przez Brytyjczyków długo przed Holokaustem i wiele lat po nim. Obozy koncentracyjne, najwymyślniejsze tortury. Ku mojemu zdumieniu lista tego, jak człowiek może katować człowieka, po raz kolejny się poszerzyła. Pomysłowość ludzka w tej dziedzinie zdaje się nie mieć granic! I to wszystko robili biali angielscy dżentelmeni, wychowankowie najlepszych angielskich szkół. I drugi tekst - o Rohindżach. Ten temat w przeciwieństwie do poprzedniego wydawał mi się znany, ale autor uporządkował fakty, pokazał historię konfliktu i jego źródła. I nie pozostawił złudzeń - to ludobójstwo dokonujące się na naszych oczach.
Ale, jak już wspominałam, "Wykluczeni" to znacznie więcej niż tylko zbiór znakomitych reportaży. Po każdym z nich następuje esej (?) pod wspólnym tytułem Poza kadrem i są to teksty prowokujące, przygnębiające, zmuszające do myślenia i wyjścia poza myślowe stereotypy. Domosławski zadaje niewygodne pytania, uświadamia niewygodne fakty, dzieli się swoimi dylematami i najczęściej sam nie znajduje dobrej odpowiedzi. To jeden z tych tekstów przeraził mnie najbardziej. Rozważania o skutkach zmian klimatycznych. Niby wiedziałam, że ich konsekwencją będą olbrzymie migracje ludności Południa na Północ. Ostatni kryzys migracyjny w Europie to przy nich pikuś. Niby miałam w głowie konsekwencje, ale obraz nakreślony przez Domosławskiego przeraża. Najgorsza jest świadomość, że bogata Północ nie bardzo zastanawia się nad rozwiązaniem problemu - jak zapobiec kryzysowi albo jak w prawdziwie humanitarny sposób sobie z nim poradzić. Bo mojego sumienia nie uspokajają umowy z Turcją, Libią czy Marokiem, ani obozy, w których migranci latami czekają na sprawdzenie i ewentualną decyzję, że mogą wjechać do europejskiego raju. Autor pyta wprost - Czy częścią wielkiej europejskiej idei jest Wielka Selekcja? Ale Domosławski rysuje jeszcze straszniejszą wizję. Ile swojej wolności jesteśmy gotowi oddać, kiedy fala migracji ruszy z siłą dotąd niespotykaną? Na co jesteśmy gotowi przymknąć oko? Czego nie widzieć i nie słyszeć? I czy nie znajdzie się ktoś, kto w imię porządku i spokoju zaproponuje radykalne rozwiązanie, a my się na nie w imię tego samego porządku i spokoju zgodzimy?
I w telegraficznym skrócie kilka najciekawszych niepokornych refleksji lub spostrzeżeń zapisywanych przez Domosławskiego w Poza kadrem.
Czy można się dziwić Palestyńczykom z Gazy, że zostają terrorystami? Jaką perspektywę i nadzieję im dajemy? Bieda degeneruje, po jakimś czasie wykluczonym jest wszystko jedno, dlatego schodzą na przestępczą drogę.
Wykluczeni są dla nas wygodni, bo odwalają wszelką czarną robotę - od najcięższych i najmniej wdzięcznych prac po bycie mięsem armatnim na przykład w walce z kartelami narkotykowymi.
Dzikusy się wyżynają - to dość powszechny sposób myślenia o krwawych konfliktach toczących się pomiędzy wykluczonymi. Nie nasza sprawa, sami sobie winni.
Nieuchronnym efektem modernizacji jest produkcja ludzi-odpadów. W XIX wieku tak było w Europie, teraz te procesy dotykają Południe. Kiedyś zbędni Europejczycy ratowali się życiem w koloniach, dziś następuje proces odwrotny.
Nasza niechęć do wykluczonych ma również swoje źródła w fakcie, że są posłańcami złych wiadomości - uświadamiają kruchość losu, kaprysy fortuny.
Napływ migrantów zbiegł się ze słabnięciem państw socjalnych, z rosnącym w siłę liberalizmem gospodarczym, tym większy nasz strach i niechęć. Lewica abdykowała. Jak pisze Domosławski - Marksa zastępują religie na przykład islam albo zielonoświątkowcy bardzo popularni w Ameryce Łacińskiej.
Miejskie slumsy to tykająca bomba. Za pokolenie liczba ich mieszkańców podwoi się. Dojdzie nie tylko do buntów, ale też do rozlania się chorób i przemocy na jeszcze większą skalę niż teraz.
Dość. I co z tą wiedzą zrobić? Pytanie, na które nie znajduję odpowiedzi. Może nie czytać, skoro i tak nic od nas nie zależy? No nie, ja tak nie potrafię. Trudna, dotkliwa, niewygodna, ale obowiązkowa lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz