Skończył się właśnie festiwal w Gdyni. Jak co roku pilnie śledziłam relacje i już zaczęłam z niecierpliwością czekać na filmy, o których się mówiło. Czasem jednogłośnie z aprobatą, ale często zdania były podzielone i to jest może najbardziej ekscytujące. Na co w takim razie na pewno wybiorę się do kina?
W pierwszej kolejności na "Ninę" Olgi Chajdas, bo wchodzi na początku października. Stop! Wróć! Przecież w najbliższy piątek idę na "Kler", mam już nawet bilet! A potem czekać będę na "Ułaskawienie" Jana Jakuba Kolskiego, na "Jak pies z kotem" Janusza Kondratiuka, na "Fugę" Agnieszki Smoczyńskiej, na "Eter" Krzysztofa Zanussiego i wreszcie na "7 uczuć" Marka Koterskiego. Kolejność tej wyliczanki przypadkowa. Chyba dałam się przekonać, że "Wilkołak" Panka, chociaż to horror, a ja od horrorów trzymam się z daleka, to film, który powinno się obejrzeć. No i znowu ulegnę Kindze Dębskiej - wybiorę się na "Zabawę, zabawę", mimo że po pierwsze słyszałam bardzo rozbieżne opinie na temat tego filmu, ale sam temat interesujący, a po drugie jakoś nie jestem fanką jej kina i nie podzielałam entuzjazmu, jakim obdarzano "Moje córki krowy", bo "Planem B" chyba nikt się nie zachwycał. Na listę rezerwową zapisuję "Autsajdera" Adama Sikory i "Dziurę w głowie" Piotra Subbotki.
Oczywiście widziałam już i pisałam o "Twarzy" Małgorzaty Szumowskiej, która mnie rozczarowała, i o "Zimnej wojnie" Pawła Pawlikowskiego - należę do jej entuzjastów, obejrzałam nawet dwa razy, dlatego cieszę się, że dostała Złote Lwy. Zastanawiam się jednak, czy filmy nagrodzone wcześniej na najważniejszych festiwalach nie powinny być pokazywane w Gdyni poza konkursem. Takie wyróżnienie wydaje mi się rodzajem presji na jury. I wreszcie widziałam już i też pisałam o "Pewnego razu w listopadzie" Andrzeja Jakimowskiego. Ten ostatni film został zdecydowanie niedoceniony przez festiwalowe jury, krytyków i publiczność, a szkoda, bo chociaż nie bez wad, to jednak dobry, poruszający i bardzo ważny. Tkwi we mnie do dziś.
No i na koniec muszę zasygnalizować, że już byłam w kinie na "Kamerdynerze" Filipa Bajona nagrodzonym Srebrnymi Lwami. Czy słusznie? Tu zawieszam swoje refleksje i pozostawiam cię, czytelniku tej notki, w niepewności, ale tylko do jutra. Bo jutro będzie o "Kamerdynerze" właśnie. Zatem kto ciekawy, niech przeczyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz