Na książkę Tomasza Grzywaczewskiego "Granice marzeń. O państwach nieuznawanych" (Czarne 2018) jakoś specjalnie nie miałam ochoty. W końcu temat w rozmaitych ujęciach już się w moich lekturach przewijał wielokrotnie. Jeszcze raz o tym samym, kiedy tyle innych ciekawych książek? A potem było jak często. Entuzjastyczne głosy w Tygodniku Kulturalnym plus polecenie bliskiej mi osoby i jednak postanowiłam się ugiąć. No i przeczytałam, jednym tchem. Reportaż bardzo ciekawy i świetnie napisany. Oprócz faktów, rozmów, krwistych bohaterów, podróży, jest jeszcze wrażliwość na otoczenie - barwne opisy odwiedzanych miejsc, czasem nieciekawych czy wręcz brzydkich jak Naddniestrze, czasem zrujnowanych przez wojnę jak okolice Doniecka, czasem zniszczonych przez dziki kapitalizm jak centrum Odessy, a czasem zniewalająco pięknych jak Abchazja. Aż chciałoby się tam pojechać - zanurzyć się w morzu, podziwiać urodę gór schodzących do wody, porośniętych bujną roślinnością, która pochłania także zniszczone domy i eleganckie niegdyś, a dziś popadające w ruinę wille. A że o wielu sprawach już wcześniej czytałam? Nie szkodzi. Pamięć jest tak krucha i zawodna, że powtórka, tym bardziej w innym ujęciu, nie zawadzi. Tu krótka dygresja. Przeraża mnie to, jak łatwo się zapomina. Co zostaje z lektury reportaży, esejów czy książek historycznych? Po jakimś czasie niestety tylko mgliste pojęcie o sprawach, o których się czytało.
Tomasz Grzywaczewski opowiada w swojej książce o państwach nieuznawanych na terenach Poradziecji. Ten termin pojawia się w jego reportażach wielokrotnie. Ciekawe, kto go wymyślił? Dawniej kojarzyłam to słowo z książkami Szczerka, ale może to nie on jest jego autorem? Warto pamiętać, że termin państwa nieuznawane może mieć podwójne znaczenie. Pierwsze oczywiste - państwo nieuznawane przez inne państwa. To casus Naddniestrza, Abchazji, Osetii Południowej, Republiki Ługańskiej i Donieckiej, Górskiego Karabachu. Ale jest jeszcze drugie, szersze - państwo nieistniejące albo istniejące w formie okrojonej. To przypadek zachodniej Armenii, która znajduje się w granicach Turcji. To tam leży święta góra Ormian, Ararat, to tam leży jezioro Wan, to tam leżą ormiańskie klasztory. No i przypadek szczególny - Odessa. Miasto o bogatej wielokulturowej, wielonarodowej tradycji, dlatego przez wielu mieszkańców uznawane za wyjątkowe. Ale są i tacy, którzy widzieliby je jako twór zupełnie osobny, oderwany od Ukrainy, od banderowców, jak mówią o Ukraińcach. To dlatego podróże Grzywaczewskiego zahaczały także o Odessę czy turecki Kurdystan, który miesza się z Armenią zachodnią.
No właśnie - miesza się. To słowo klucz. Tytułowe państwa nieuznawane to często tereny wielokulturowe, pograniczne, gdzie mieszają się języki, tradycje, narody. Dlaczego nie mogą żyć razem na jednej ziemi, jak sąsiedzi? Skąd nagle ambicje czy, jak pisze Grzywaczewski, marzenia, aby wybić się na niepodległość? Najczęściej przyczyną jest bomba z opóźnionym zapłonem podłożona jeszcze za czasów Imperium Rosyjskiego albo później przez Stalina, która dziś wybucha za sprawą Rosji. Jak Kreml rozgrywa Naddniestrze, Górski Karabach, Abchazję czy inne nieuznawane państwa, jak prowadzi swoją grę, jak rządzi i dzieli, jak wykorzystuje je do destabilizowania sytuacji w regionie, o tym pisze w bardzo przystępny sposób autor reportaży. Zamrożone konflikty - ten termin najlepiej oddaje problem. Trochę inny jest przypadek Armenii i jej zachodniej części znajdującej się w granicach Turcji. To kraj, niegdyś potężny, przez który stale przetaczał się walec historii. Na jego terenie swoje wojny toczyły potęgi. Państwo- fenomen. Znacznie więcej Ormian mieszka w diasporze niż w kraju. Jak mówi jeden z rozmówców, kiedy dzieje się źle, Ormianie do Armenii wracają, żeby pomóc, kiedy robi się spokojniej, wyjeżdżają, bo trudno tam żyć.
Podobnie jak trudno jest żyć w innych nieuznawanych państwach. Bo marzenia to nie wszystko. Potrzebna jest jeszcze wizja przyszłości i ciężka praca, praca u podstaw. Tymczasem tej pracy albo nie sprzyja tocząca się wojna, albo tymczasowość spowodowana zamrożonym konfliktem, nigdy nie wiadomo, kiedy ludzie znowu zaczną do siebie strzelać, albo korupcja i oligarchizacja kraju. Często jedno łączy się z drugim. Trudno też o rozwój, jeśli państwo jest nieuznawane przez międzynarodową społeczność. I tak toczy się takie tymczasowe, beznadziejne życie, bez przyszłości, bez perspektyw. Okupione cierpieniem ludzi, którzy musieli uciekać, potracili swoje domy, swój świat, którzy opłakują najbliższych, żyją pod ostrzałem, w wiecznym zagrożeniu.
Chociaż książka bywa dowcipna, opowiada o miejscach często oszałamiająco pięknych, to jej wydźwięk jest smutny. Jaka przyszłość czeka mieszkańców tych nieuznawanych państw? Życie z dnia na dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz