Książka Mouridiego Barghouti'ego "Jestem stamtąd, jestem stąd"
(Czarne 2014; przełożyła Hanna Jankowska) wpadła mi w ręce przez przypadek. Aż dziwne, że ją przeoczyłam, bo przecież i wydawnictwo, i temat pozostaje w kręgu moich zainteresowań. Dlatego korzystając z okazji, postanowiłam ją przeczytać, tym bardziej, że temat boleśnie się zaktualizował.Zacznę od autora. Mourid Barghouti to palestyński poeta. Urodził się w latach czterdziestych dwudziestego wieku pod Ramallah. Studiował w Kairze, tam się ożenił z Egipcjanką, ale pod koniec lat siedemdziesiątych został z Egiptu wydalony, a ponieważ nie miał też wstępu do Palestyny, pozostawał bezpaństwowcem. Mieszkał i pracował w Kuwejcie, Ammanie i Budapeszcie. Do Egiptu mógł wrócić po ponad dziesięciu latach, na Zachodni Brzeg po porozumieniach z Oslo. Zmarł w roku 2021. "Jestem stamtąd, jestem stąd" to jego druga książka prozatorska, pierwsza to niewydana w Polsce autobiograficzna powieść "I saw Ramallah". Natomiast bibliografia jego tomików poetyckich liczy kilkanaście pozycji. Dlaczego wydawnictwo zdecydowało się na opublikowanie najpierw/tylko drugiej jego książki prozatorskiej, chociaż jest uzupełnieniem pierwszej, oczywiście nie mam pojęcia. Warto jeszcze dodać, że syn Mourida Barghouti'ego, Tamim, jest również bardzo znanym poetą świata arabskiego.
Tematyka zagmatwanych i tragicznych stosunków izraelsko-palestyńskich nie jest mi obca. Znam ją z reportaży Pawła Smoleńskiego "Izrael już nie frunie" i "Arab strzela, Żyd się cieszy", z powieści Dorit Rabinyan "Żywopłot", a przede wszystkim z trzech znakomitych i przejmujących książek palestyńskiego prawnika i pisarza Raja Shehadeha - "Palestyńskie wędrówki", "Obcy w moim domu" i "Dziennik czasu okupacji". Pierwszą z nich wznowił właśnie Karakter, który wprowadził go przed laty na nasz rynek. Warto też sięgnąć po wydane kilka miesięcy temu opowiadania Yossi'ego Granovskiego "Adżami. Opowieści z Jafy", których akacja toczy się w czasach przełomu, kiedy kończył się mandat brytyjski sprawowany nad Palestyną i powstawało państwo Izrael. Jeśli ktoś chce zrozumieć, jak się żyje na okupowanym Zachodnim Brzegu, powinien koniecznie przeczytać książki Raja Shehadeha, jeśli ktoś chce spojrzeć na ten konflikt z obu stron, niech sięgnie po reportaże Pawła Smoleńskiego. A jeśli ktoś chce popatrzeć w miarę obiektywnie na najnowszą tragiczną i krwawą odsłonę tego konfliktu, niech słucha i czyta na bieżąco.
O czym jest książka Mourida Barghoutiego? To skrzyżowanie dość chaotycznych autobiograficznych wspomnień (Co nie dziwi, skoro "Jestem stamtąd, jestem stąd" to rozszerzenie jego pierwszej autobiograficznej powieści.), relacji z licznych podróży na Zachodni Brzeg mających miejsce już po porozumieniach z Oslo (Tu szczególne miejsce zajmuje jedna z nich odbyta w towarzystwie syna, który udał się po dokumenty palestyńskie.) i emocjonalnego, gniewnego politycznego eseju.
Jeśli ktoś niewiele wie o tym, jakie skutki dla Palestyńczyków, dla ich codzienności niesie wybudowanie muru, podział Zachodniego Brzegu na trzy strefy, okupacja jego części, znacznie więcej dowie się ze wspomnianych książek Raja Shehadeha i Pawła Smoleńskiego. "Jestem stamtąd, jestem stąd" można traktować jako uzupełnienie tamtych lektur ewentualnie wstęp do nich. Autor wspomina o rozmaitych niedogodnościach, ale znacznie więcej dowiedziałam się z pozycji wspomnianych przed chwilą autorów. Mourid Barghouti skupia się przede wszystkim na trudnościach, na jakie narażeni są Palestyńczycy przekraczający granicę z Jordanią na rzece Jordan. To zawsze oznacza długie oczekiwanie i niepewność, bo nigdy nie wiadomo, jak człowiek zostanie potraktowany przez izraelskich żołnierzy pilnujących granicy. Czasem wszystko może pójść sprawnie, innym razem może się skończyć wielogodzinnym przesłuchaniem, a nawet odmową wjazdu na teren Zachodniego Brzegu. Do tego dochodzi pogarda i buta okazywana przez izraelskich żołnierzy raczej częściej niż rzadziej. Motyw upokorzeń i niepewności przy przekraczaniu granicy jest leitmotivem tej książki, bo autor wspomina kilka podróży do swojej ojczyzny. Samo czekanie na punkcie granicznym staje się metaforą wielu innych czekań.
Jedną ze zbrodni okupacji jest zmuszanie ludzi do czekania. Czekania na przejściach granicznych i punktach kontrolnych, czekania na wydanie zezwoleń i poświadczeń. Na godziny otwarcia i zamknięcia, na godzinę policyjną i jej zniesienie, na koniec piekielnego przesłuchania, na koniec wyroku. Czekania aż znów włączą prąd i wodę, na wszystkie terminy i odroczenia negocjacji, które ustala tajemnicza potęga trzymająca władzę, nieustannie skrywająca swoje zamiary. A przede wszystkim do czekania przez całe życie, z roku na rok, z pokolenia na pokolenie, aż zniknie sama okupacja.
Autor opowiada też o chekpointach na drogach i komplikacjach, jakie z tego wynikają, o brutalnym wchodzeniu do domów palestyńskich przez izraelskich żołnierzy, o aresztowaniach, zniszczeniach, jakie temu towarzyszą, o godzinie policyjnej. Pisze też o swojej tęsknocie za Jerozolimą, do której legalnie nie może wjechać. Przejmujący jest fragment, w którym wspomina ucieczkę swojej rodziny z Izraela. Miał wtedy cztery lata, jego starszy brat kilka więcej, a najmłodszy parę miesięcy.
Książka Mourida Barghouti'ego zaprawiona jest nie tylko gniewem, ale i goryczą. I nie są to uczucia skierowane wyłącznie pod adresem władz Izraela i izraelskich żołnierzy oraz urzędników, którzy w praktyce realizują politykę rządu. Jego gniew wymierzony jest również we władze Autonomii Palestyńskiej, nieudolne i skorumpowane, oraz w państwa arabskie, które losem Palestyńczyków nie przejmują się zupełnie. Stąd gorycz i brak nadziei.
Dla reżimów arabskich Palestyńczyk jest tylko teczką w archiwum tajnych służb. Zajmują się nim ministerstwa spraw wewnętrznych, a nie spraw zagranicznych, jakby wcielając w życie tajne hasło państw arabskich od oceanu do zatoki: "Kochamy Palestynę i nienawidzimy Palestyńczyków". Przejście w Rafah na granicy Strefy Gazy z Egiptem w najohydniejszy sposób ucieleśnia brutalność oficjalnej polityki egipskiej i okrucieństwo reżimu wobec zwykłego palestyńskiego obywatela.
Niestety jego opinia, formułowana przecież kilkanaście lat temu, pozostaje aktualna do dziś. Widać to teraz przy okazji kolejnej odsłony konfliktu - Egipt nie ma zamiaru przyjmować Palestyńczyków ze Strefy Gazy, a władze Autonomii Palestyńskiej nie są żadnym partnerem do ewentualnych negocjacji z Izraelem, nie byłyby też w stanie sprawować kontroli nad Strefą Gazy.
"Jestem stamtąd, jestem stąd" Mourida Barghouti'ego wymaga od czytelnika jakiejś orientacji w problemach, o których autor pisze. Chociaż sporo wiem na ten temat, to gubiłam się trochę w odmętach wydarzeń politycznych. Być może przyczynił się do tego sposób opowieści - mieszanie czasów, dygresje, wybieganie w przyszłość, wspomnienia. Muszę też przyznać, że szczególnie partie eseistyczne, które zamieniały się w manifesty polityczne i wchodziły głęboko w politykę, trochę mnie nudziły. Mimo wszystko nie żałuję, że ta książka trafiła w moje ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz