Kto przeczytał i zachwycił się "Palestyńskimi wędrówkami", pierwszą wydaną w Polsce
książką Raja Shehadeha, palestyńskiego pisarza, prawnika i założyciela organizacji Al-Hak zajmującej się prawami człowieka, ten nie może ominąć kolejnej, "Obcego w domu" (Karakter 2012; przełożyła Anna Sak). To książka dla autora niezwykle ważna, bo, jak twierdzi, wyrwała go z duchowego marazmu, w jaki wpadł, kiedy po raz kolejny uświadomił sobie bezsilność mieszkańca Zachodniego Brzegu wobec izraelskiego okupanta. Jakby tego było mało, wkrótce rozczarował się porozumieniami z Oslo. Chociaż z arogancją okupacyjnej władzy stykał się wielokrotnie w swojej praktyce adwokackiej i działając w założonej przez siebie organizacji, to dopiero ostatnie, osobiste, doświadczenie było tak bardzo dojmujące. Co się wydarzyło? Otóż Raja Shehadeh wraz z najbliższymi przez lata walczył o znalezienie mordercy swojego ojca, Aziza, znanego prawnika i orędownika porozumienia palestyńsko-izraelskiego. Aby wyświetlić zagadkę, wybrał drogę legalną, niezwykle mozolną i długą. Zaufanie, jakim tym razem obdarzył izraelską policję i wymiar sprawiedliwości, zaprowadziło go donikąd, a po latach odkrył, dlaczego tak się stało. Prawda, której od jakiegoś czasu się domyślał, była niezwykle gorzka. Autor nie potrafił pogodzić się z tak ogromnym cynizmem izraelskich władz. Być może czytelnik tej notki zdziwi się, dlaczego doświadczony prawnik, akurat w tej sprawie liczył na dobrą wolę Izraelczyków. Otóż nie było to bezpodstawne: jego zamordowany ojciec był człowiekiem znanym nie tylko na Zachodnim Brzegu, w Izraelu, w świecie arabskim, ale również w Europie czy Stanach w środowiskach zajmujących się sytuacją na Bliskim Wschodzie. Kiedy psychicznie zrujnowany Shehadeh poddał się zniechęceniu i niemocy, ratunek znalazł w pisaniu "Obcego w domu". Nie po raz pierwszy w swoim życiu szukał pocieszenia w tworzeniu. Robił to już wcześniej, od czasów studenckich. Ta konsolacyjna funkcja twórczości, w tym wypadku literackiej, wybrzmiewa w tej książce niezwykle mocno. To jeden z jej wątków, ale chociaż ważny, to przecież nie główny. Bo przede wszystkim książka Raji Shehadeha jest opowieścią o trzech sprawach: relacji ojciec syn, dojrzewaniu i szukaniu własnej drogi życiowej oraz o życiu na Zachodnim Brzegu pod izraelską okupacją. Wszystko to bardzo ciekawe i poruszające, żywo napisane, więc książkę połyka się jednym tchem niczym najlepszą powieść. A jest w niej przecież niezwykła siła autentyczności.Jak zwykle, kiedy przeczytam coś, co mnie bardzo porusza, mam z jednej strony chęć, aby wykrzyczeć z siebie to wszystko, z drugiej męczy mnie świadomość, że przecież nawet w długiej notce to niemożliwe. Pozostaje mi więc zaapelować do czytelników tych refleksji, aby przeczytali "Obcego w domu", a ja tymczasem przynajmniej wypunktuję to, co poruszyło mnie najbardziej.
Książka zaczyna się od opowieści o rodzinnej przeszłości. Autor sięga do czasów sprzed swoich narodzin, kiedy jego znani i szanowani przodkowie prowadzili zajmujące, wygodne i beztroskie życie w bogatej, pięknej i kosmopolitycznej Jaffie. Kto był w Izraelu, a przede wszystkim w Tel Awiwie, ten wie, że dziś Jaffa to tylko część tej metropolii. Z jednej strony urocza, acz nieco rozczarowująca turystyczna wydmuszka, tę poznałam, z drugiej niebezpieczna dzielnica, tę znam z filmu "Ajami". Ale w czasach, kiedy rozpoczyna się ta opowieść, było odwrotnie. To Jaffa stanowiła centrum świata, palestyńskiego i arabskiego, a żydowski Tel Awiw dopiero powstawał, budowany mozolnie na wydzieranych morzu wydmach. I nagle w roku 1947 po powstaniu Izraela ten znany, oswojony, cudowny i wygodny świat wali się w gruzy. Trzeba podjąć dramatyczną decyzję: zostać czy uciekać? Jak zwykle w sytuacjach historycznych przełomów, nikt nie wierzy, że to nieodwracalne. Wielu wydaje się, że jest tylko kwestią czasu, kiedy wszystko się odwróci i będzie, jak było. I tak rodzina Raji Shehadeha znalazła się w Ramallah, w letnim domu jego babci. Chociaż autor urodził się w trzy lata po tych wydarzeniach, na jego życiu wywarły one niezatarte piętno. Wychowywał się w atmosferze tymczasowości i tęsknoty za Jaffą i za ... morzem. Doświadczenie utraty związane z wypędzeniem (właściwiej byłoby napisać ucieczką, bo w sensie dosłownym tak właśnie było; po utworzeniu Izraela nikt nie wydał ustawy o wysiedleniach Palestyńczyków; część z nich została, część uciekła) pokazane jest w tej książce niezwykle mocno. Przypomina mi to nieco opowieść Amosa Oza o jednej z jego babć, która po opuszczeniu Europy i osiedleniu się w Palestynie z czasów brytyjskiego mandatu, nie mogła przyzwyczaić się do kompletnie innego świata. Oczywiście tamta sytuacja była jednak trochę inna, wszak przodkowie Oza wyjechali z Europy z własnej woli na fali ruchu syjonistycznego. Ale czas wrócić do "Obcego w domu". Poruszająca jest opowieść o tym, jak po roku 1967, kiedy po wojnie sześciodniowej Zachodni Brzeg został odebrany Jordanii i trafił pod okupację Izraela, ojciec autora może wreszcie (co za paradoks!) wybrać się do swojej ukochanej Jaffy. Kiedy tam przyjeżdża i odwiedza wytęsknione miejsca, zastaje pustkę, martwotę, zniszczenie. Dawnego świata już nie ma, na jego miejsce powstał nowy, który nie jest przecież jego światem. Okazuje się, że przez lata żył złudzeniami. Kiedy wieczorami pokazywał synowi widoczne ze wzgórz otaczających Ramallah światła mitycznej, rajskiej Jaffy, karmił się iluzją. Prawda była inna: to nie światła Jaffy widział na horyzoncie, ale blask rozrastającego się z rozmachem Tel Awiwu. Dla rodziny autora to doświadczenie tęsknoty za domem rozumianym symbolicznie, za małą ojczyzną. Kiedy ja czytam o dawnej Jaffie, ale także zamieszczone w książce opisy kosmopolitycznego Bejrutu jeszcze sprzed czasów libańskiej wojny domowej, tęsknię za światem, którego już nie ma, którego przecież znać nie mogłam, który być może w opisywanym przez różnych autorów kształcie nigdy nie istniał, a dziś jest przez nich idealizowany. Myślę tu o kosmopolitycznym świecie dawnego Bliskiego Wschodu, tego bez dzisiejszych granic. a znam go z książki Kaplana "Na wschód od Tatarii", Acimana "Wyjście z Egiptu" czy Amosa Oza "Opowieść o miłości i mroku".
Inny nurt opowieści Shehadeha, który mnie szczególnie poruszył i zainteresował, to obraz życia Palestyńczyków pod izraelską okupacją i ścieranie się różnych postaw wobec przyszłości Palestyny. Ponieważ rozpisałam się już bardzo, zwrócę uwagę na to drugie zagadnienie, chociaż to pierwsze jest o wiele bardziej przykre i poruszające, ale chyba jednak lepiej znane. Shehadeh pokazuje cztery różne postawy. Pierwsza powszechna zaraz po powstaniu Izraela: nie róbmy nic, czekajmy, przecież Izrael to tylko twór tymczasowy, wkrótce wszystko będzie jak dawniej. To właśnie takie życie złudzeniami, a w konsekwencji wyczekiwanie, bierność i marazm doprowadziły do tego, że Palestyńczycy całkowicie oddali pole najpierw Jordanii, której częścią był Zachodni Brzeg, potem Izraelowi. Dlatego nie zbudowali społeczeństwa, które zabiegałoby o zorganizowanie i uporządkowanie swojej egzystencji na nowych warunkach. Dlatego życie na Zachodnim Brzegu było tym bardziej trudne. Dla wyznających taką postawę jakiekolwiek próby budowania czegoś nowego w wyznaczonych przez innych ramach byłyby oznaką kapitulanctwa i pożegnania się z marzeniami o Palestynie. Inną opcję reprezentował ojciec autora, Aziz Shehadeh. Od początku był zwolennikiem rozmów z Izraelem i doprowadzenia do powstania dwóch państw współistniejących obok siebie: żydowskiego i arabskiego. Za swoje jawnie wyznawane poglądy zapłacił ostracyzmem, łatką kolaboranta przyczepianą mu przez wielu z obu stron barykady, a wreszcie poczuciem osobistej klęski i rozczarowaniem, jakie towarzyszyło mu przez dużą część życia. Dopiero po wielu latach niektórzy potrafili przyznać mu rację. Można uznać go za wizjonera, który wyprzedził swój czas. Ciekawa jestem, jak ocenia Aziza Shehadeha Amos Oz, zwolennik porozumienia Izraela z Palestyńczykami. Kolejna postawa to ta reprezentowana przez OWP (Organizacja Wyzwolenia Palestyny), organizację powstałą na emigracji, która ostatecznie podpisała porozumienia z Oslo. Pozornie zwycięska, ale tylko pozornie. Dlaczego? Bo z jednej strony to wywodząca się z niej Fatah jest źródłem dzisiejszych kłopotów Zachodniego Brzegu i Gazy (mocno upraszczam oczywiście, ale to nie artykuł publicystyczny), z drugiej to OWP podpisując porozumienia w takim kształcie, pozwoliła na budowę izraelskich osiedli na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Osiedli, które są dziś nie tylko zarzewiem niekończących się konfliktów, ale także nieodwracalnie masakrują krajobraz Zachodniego Brzegu. Zainteresowanych odsyłam do świetnego dokumentu pokazywanego niedawno w kinach "Pięć rozbitych kamer" i przede wszystkim do poprzedniej, pięknej, wzruszającej książki Shehadeha, "Palestyńskie wędrówki", która opowiada właśnie o tym. No i wreszcie postawa czwarta reprezentowana przez autora. Skoro nie można doprowadzić do powstania państwa palestyńskiego, skoro trzeba żyć pod okupacją izraelską, to należy przynajmniej zrobić wszystko, aby okupant przestrzegał prawa. Dlatego Shehadeh założył organizację Al-Hak, która dokumentowała i nagłaśniała, przede wszystkim na arenie międzynarodowej, łamanie praw człowieka przez władze okupacyjne. Ale i ta postawa nie przyniosła sukcesu. Chociaż doceniany, czego dowodem choćby to, że zaproszono go do wzięcia udziału w madryckich rozmowach przygotowujących porozumienia z Oslo (szybko z nich zrezygnował, bo nie odpowiadała mu postawa ani Izraela, ani OWP), ma poczucie przegranej. Nie może pogodzić się z tym, że OWP przehandlowała zgodę na budowę osiedli w zamian za władzę. Jego głos w tej sprawie brzmi bardzo mocno w końcówce książki, a szczególnie we wspomnianych tu "Palestyńskich wędrówkach". Mignął mi gdzieś przed oczami lid z recenzji "Obcego w domu" autorstwa Pawła Smoleńskiego: "Ta książka pomaga zrozumieć, dlaczego na Bliskim Wschodzie nie ma pokoju i raczej długo jeszcze go nie będzie.". Nic dodać, nic ująć. O tym między innymi jest opowieść palestyńskiego pisarza.
Strasznie się rozpisałam. Na zakończenie muszę jednak bardzo mocno podkreślić, że zasadniczym tematem "Obcego w domu" jest zawiła relacja ojca i syna. To w cieniu swojego ojca dorasta Raja, to przez niego czuje się niedoceniany, niedostrzegany i tłamszony, to w opozycji do niego buduje swoją życiową, prawniczą i polityczną drogę, to z nim się nie zgadza, to jego po latach docenia i podziwia, to z jego śmiercią i tym, co się po niej dzieje, nie potrafi się pogodzić. Gorąco namawiam do przeczytania "Obcego w domu" (naprawdę czyta się znakomicie) i "Palestyńskich wędrówek". W wypadku tej ostatniej pozycji trzeba mieć jednak świadomość, że akcji w niej niewiele, za to mnóstwo pięknych opisów dewastowanego krajobrazu i miłości do ziemi. Warto podjąć czytelniczy trud. Książka wynagrodzi to po wielokroć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz