To już trzecia wydana w Polsce książka palestyńskiego pisarza, prawnika i obrońcy praw
człowieka Rajy Shehadeha (napisał pięć). Ponieważ zachwyciłam się "Palestyńskimi wędrówkami", bardzo podobał mi się "Obcy w domu", nie mogłam ominąć "Dziennika czasu okupacji" (Karakter 2014; przełożyła Anna Sak). Początkowo odkładałam lekturę, trochę obawiając się, że po tamtych dwóch i po reportażach Smoleńskiego, szczególnie ostatnim zbiorze "Oczy zasypane piaskiem", nie będzie to już dla mnie nic nowego. Moje przypuszczenia trochę się potwierdziły, ale to nie powód, aby kolejnej książki Shehadeha nie przeczytać. Przeciwnie. To jak spotkanie z serdecznym przyjacielem. Czy mamy dość, mimo że się świetnie znamy? Nie, chcemy więcej. Powspominamy, ale zawsze pojawią się nowe tematy. Podobnie rzecz się ma w tym przypadku. Najnowsza książka palestyńskiego pisarza jest dokładnie tym, co zapowiada tytuł, dziennikiem prowadzonym od grudnia 2009 do grudnia 2011, a epilog to zapis z maja 2012. Dziennik, forma wygodna i pojemna, dlatego oprócz komentarza do bieżących wydarzeń znajdziemy w nim wspomnienia, okruchy rodzinnej historii, opowieści o ludziach, także tych nieżyjących, opis dnia codziennego, spotkania z przyjaciółmi, zachwyty nad ogrodem, żal za niszczonym bezpowrotnie krajobrazem i oczywiście bogactwo refleksji.Jeśli, czytelniku tej notki, nie zetknąłeś się dotąd z twórczością Shehadeha, proponuję zacząć lekturę właśnie od "Dziennika czasu okupacji". Tu w pigułce dostaniesz to, co charakterystyczne dla jego pisarstwa, i, co znacznie ważniejsze, dowiesz się, jak wygląda życie Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu. Jak staje się coraz trudniejsze, jak są upokarzani, poddawani najrozmaitszym restrykcjom, jak mur stawiany przez Izrael niszczy ich życie. Ot choćby podróż z lotniska w Tel Awiwie. Kto był w Izraelu, ten wie, że dla każdego to niemiłe przeżycie, ale dla Palestyńczyka jeszcze gorsze. Najpierw oczywiście trzeba mieć przepustkę na przekroczenie granicy (nie każdy ją dostaje), potem dostać się do punktu kontrolnego, potem czekać w kolejce, przejść upokarzającą kontrolę, dopiero wtedy można jechać na lotnisko, gdzie Palestyńczyk musi zjawić się jeszcze wcześniej, niż pasażerowie innych narodowości, i poddany zostanie skrupulatnej rewizji, często także osobistej. Ale "Dziennik czasu okupacji" to nie tylko żal, nostalgia i narzekanie. Wiele tu jasnych barw. Znajdziemy w nim również opis codziennych, drobnych przyjemności, pracy w ogrodzie, spacerów po wzgórzach, spotkań z ciekawymi ludźmi. Bardzo ciekawe są komentarze do wydarzeń w Egipcie. Kiedy Shehadeh pisał swój dziennik, wybuchła arabska wiosna. Pilnie śledził jej przebieg. Oczywiście nie muszę dodawać, z jaką nadzieją, dumą i wzruszeniem. Nie obyło się bez patosu zrozumiałego w takiej historycznej chwili. Kiedy dziś czytamy jego relacje z tamtych dni, znamy ciąg dalszy. Słyszymy chichot historii, która zakpiła z wszystkich. I z nas, ludzi Zachodu, i z uczestników tamtych zrywów, i z Palestyńczyków łączących z nią takie nadzieje. Jak gorzko brzmią dziś słowa autora, kiedy wiemy, co zdarzyło się w Egipcie, w Libii, a przede wszystkim w Syrii, kiedy obserwujemy rozrastające się łby państwa islamskiego.
Kogo zainteresuje "Dziennik czasu okupacji", niech koniecznie sięgnie po dwie wcześniej wymienione przeze mnie książki. Znajdzie w nich rozwinięcie wątków pojawiających się w "Dzienniku". Historię rodzinną i opis drogi życiowej, to w "Obcym w domu", i zachwyt nad palestyńskim krajobrazem, ale także ból z powodu bezpowrotnych zniszczeń spowodowanych budową izraelskich osiedli, to w "Palestyńskich wędrówkach" (uczciwie muszę przyznać, że ta książka jest dla tych, którym niestraszne opisy przyrody). Kto czytał tamte, niech nie ominie i tej. Jednym słowem najnowszą pozycję Rajy Shehadeha polecam wszystkim. Ja czekam na dwie kolejne. Mam nadzieję, że wydawnictwo Karakter wyda je również. A skoro o wydawnictwie mowa, to jedna drobna uwaga. Szkoda, że ta naprawdę trzymająca poziom oficyna, tym razem przepuściła w redakcji tekstu panoszące się wszędzie wokół stylistyczne błędy. Powtórzone kilka razy w temacie, w moich uszach zgrzyta. Naprawdę z żalem czynię tę wymówkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz