Lekturę powieści Alfreda Hayesa "Dziewczyna na Via Flaminia"
(Próby 2023; przełożyła Anna Arno) zawdzięczam szczęśliwemu przypadkowi. No bo wcześniej nie słyszałam ani o autorze, ani o książce. Ten przypadek to zachwyty prowadzącej audycję literacką w jakimś niszowym, chyba internetowym, radiu, która to audycja dość chimerycznie wpada mi w formie podcastu na moją playlistę w znanej podcastowni. Uwielbiam takie sytuacje, kiedy na swojej czytelniczej drodze znajduję nieoczekiwaną perełkę. Dwa największe odkrycia z tej dziedziny to "Nasze dni wczorajsze" Natalii Ginzburg i powieści Siegfrieda Lenza, szczególnie "Lekcja niemieckiego" i "Muzeum ziemi ojczystej". Tę ostatnią należy przeczytać w pakiecie z "Wszystko na darmo" Waltera Kempowskiego i pewnie z "Tonią" Ishbel Shatrawskiej. Piszę pewnie, bo ta lektura ciągle przede mną.Zanim o powieści, parę słów o jej autorze. Otóż ja o Alfredzie Hayesie dotąd nie słyszałam, ale prawdopodobnie znali go filmoznawcy, bo był współscenarzystą filmów takich włoskich twórców jak Roberto Rossellini czy Vittorio de Sika. Potem pracował w Hollywood, gdzie współpracował z Fritzem Langiem, Hughiem Hudsonem czy Alfredem Hitchcockiem. Na podstawie powieści, o której dzisiaj, powstał film "Ich wielka miłość" z Kirkiem Douglasem i Brigitte Bardot. Próby wydały jeszcze jedną jego powieść - "Zakochany". Jak można przeczytać na stronie wydawnictwa, dziś jest na nowo odkrywany jako pisarz.
"Dziewczyna na Via Flaminia" to powieść bardzo klimatyczna, melancholijna i smutna. Jej akcja toczy się w Rzymie w grudniu 1944 roku i w styczniu roku 1944. Miasto, podobnie jak znaczna część Włoch, zostało odbite już z rąk faszystów i znajduje się pod rządami sprzymierzonego z aliantami rządu i króla. W tym samym czasie północnymi Włochami wciąż rządzi Mussolini, który jest sojusznikiem Hitlera. W Rzymie stacjonują żołnierze angielscy i amerykańscy, zdarzają się i inne nacje. Mowa jest też o Polakach, którzy pewnie wkrótce przybędą. Włosi ciężko znoszą trudy wojny - braki żywności, drożyznę, przerwy w dostawach prądu, sytuację pogarsza jeszcze zima i panujący za jej sprawą chłód. W mieście po zmroku zapadają ciemności, bo nie świecą uliczne latarnie, jest niebezpiecznie, lepiej siedzieć w zimnym i często ciemnym mieszkaniu niż spacerować po ulicach. Pod mostami i w niektórych punktach miasta wystają zdesperowane dziewczyny czekające na amerykańskich i angielskich żołnierzy. W ten sposób mogą poprawić swój byt w czasach, kiedy niewiele jest możliwości zarobkowania. Te sprytniejsze, ładniejsze i obrotniejsze nie muszą marznąć pod mostami - mają swojego żołnierza. Największe szczęściary spotykają się z oficerami. Każdy radzi sobie, jak może. Na przykład Adela Pulcini ratuje rodzinny budżet, prowadząc w swoim mieszkaniu na Via Flaminia coś w rodzaju szynku dla żołnierzy, czasem wynajmuje im i ich włoskim żonom albo narzeczonym pokój, czasem stręczy dziewczynę na jedną noc. Wpadają wieczorami, kupują wino i coś do jedzenia, rozmawiają z nią i jej mężem Ugo, niekiedy pojawia się ich syn Antonio. Dla żołnierzy to odrobina normalności. Tęsknią za domem, w którym nie byli od początku wojny, za żonami i dziećmi. Mają dość koszarowego życia.
Ta powieść znakomicie pokazuje, czym jest wojna, ta daleka od frontu. Bo nie ma tu wielkich dramatów - bombardowań, tortur, faszystów, hitlerowców, łapanek i tego wszystkiego, co jest polskim doświadczeniem wojennym i okupacyjnym. Ale życie trwa w zawieszeniu, którego każdy ma dość. Ludzi dotyka bezsens wojny i związane z nią ciężary. Jednych dręczy tęsknota za bliskimi i ojczyzną, innych trudy codziennego życia, wszystkich strach i zmęczenie. I ten brak nadziei, że to się kiedyś skończy. Tylko pozornie wydaje się, że wszyscy jakoś się urządzili i trwają w letargu. Pora roku, zimno i ciemności znakomicie podbijają atmosferę tej powieści. Bohaterowie marzą o wiośnie. Może wtedy będzie lepiej.
Pod powierzchnią pozornej zgody pomiędzy mieszkańcami Rzymu, a żołnierzami alianckich armii, aż kipi od sprzecznych uczuć. Ci Włosi, którzy początkowo traktowali aliantów jak wyzwolicieli, teraz mają już ich dość, pragną tego, aby sobie poszli. A przecież są i tacy, zwolennicy Mussoliniego, dla których ich przybycie to klęska. Stosunek do Mussoliniego, Hitlera i aliantów bardzo podzielił mieszkańców Italii. Żołnierze traktują Włochów z góry, pogardzają nimi. W salonie Pulcinich na Via Flaminia czasem pękają tamy i rozwiązują się języki, mnożą się wzajemne pretensje, chociaż pani Adela i pan Ugo starają się, każde na swój sposób, tonować nastroje. Podskórne wrzenie spowodowane jest także niejednoznacznym stosunkiem Włochów do wojny, o czym już wspominałam. Przecież wielu z nich popierało Mussoliniego i sprzymierzonych z nim hitlerowców. Teraz nagle sojusze się odwróciły, nie wszystkim się to podoba. Jeszcze inni czują się przegrani. To przypadek syna Pulcinich, Antonia. Walczył w oddziałach włoskich w Afryce północnej, został ranny, potem zdezerterował, ojciec w obawie przed aresztowaniem ukrywał go w piwnicy do nadejścia wojsk alianckich. Jest w nim wiele goryczy, nie potrafi poradzić sobie ze swoją sytuacją. Czy dręczy go to, że zdezerterował, czy to, że potem ukrywał się w piwnicy, zamiast przystąpić do oddziałów partyzanckich? A może trauma spowodowana przeżyciami na froncie afrykańskim spowodowała, że bał się walczyć? To on prowokuje ostre dyskusje.
Ale to wszystko, o czym tu pisałam, zarysowane jest bardzo subtelnie i delikatnie. Na główny plan wybija się historia tej tytułowej dziewczyny z Via Flaminia. To dwudziestokilkuletnia Lisa, którą ojciec wysłał z Genui do Rzymu w obawie przed bombardowaniami miasta. Sama, skazana tylko na siebie, nie ma pracy, jest głodna. Nina, która razem z amerykańskim oficerem wynajmowała pokój u Pulcinich, a teraz wyjeżdża z nim do Florencji, skontaktowała ją z amerykańskim żołnierzem, Robertem. Będą udawać małżeństwo i zajmą pokój po niej i jej oficerze. To transakcja wiązana - Lisa jest głodna i nie ma pracy, on ma już dość mieszkania w koszarach i pragnie kobiety. Nie oszukuje jej, nie wmawia, że ją kocha, że kiedyś się z nią ożeni i że wyjadą razem do Stanów. Za to może zapewnić jej przyzwoity pokój i jedzenie, nawet takie rarytasy jak kawa czy czekolada. Problem w tym, że chociaż robią tak setki dziewczyn, Lisa nie potrafi. Nie umie odnaleźć się w tym układzie. Najchętniej zrezygnowałaby z niego, ale nie widzi żadnej alternatywy. Jakoś musi żyć.
Nieoczekiwanie powieść Alfreda Hayesa, która została napisana albo na początku lat pięćdziesiątych, albo pod koniec czterdziestych (film, który powstał na jej podstawie jest z roku 1953), staje się bardzo współczesna. Bo całe odium takich związków jak Lisy i Roberta spada na kobiety. To nimi pogardzają patrioci, uważając, że puszczają się z wrogiem. To im goli się głowy, to one mogą zostać złapane przez policję, zawiezione na upokarzające badanie do szpitala, gdzie dostaną żółtą książeczkę, która ostatecznie je napiętnuje jako prostytutki. To wszystko dlatego, że władze obawiają się epidemii chorób wenerycznych. W najgorszym razie mogą nawet zostać aresztowane. Problem w tym, że do tanga trzeba dwojga. Nikt nie piętnuje żołnierzy, nikt ich nie ocenia, nie interesuje się tym, czy gdzieś w swoim kraju mają żony i dzieci, nikt ich nie łapie, nie bada ani nie wręcza żółtej książeczki. A przecież to oni pod tymi mostami albo na ulicach szukają dziewczyn na jedną noc lub na dłużej. Jak zawsze cierpią kobiety. To one są winne, to one są kryminalizowane, to one na wojnach są gwałcone. Nie dość, że traktuje się je jak nagrodę dla strudzonego i wyposzczonego żołnierza, to jeszcze spotykają je za to szykany. Tak podsumuje to pani Adela:
... zrzucają na siebie bomby, miasta obracają w ruinę, ale dziewczyna w łóżku to zbrodnia.
Bardzo dobra, poruszająca powieść. Nie może mnie opuścić. Na pewno sięgnę po "Zakochanego", którego też wydały Próby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz