"Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego (CiS 2014) były ulubioną książką bliskiej mi
osoby. A może nadal są? (Nie wiem, osoba, chociaż nadal dla mnie ważna, to już nie tak bliska.) Ulubioną, a może kultową albo istotną? W każdym razie to od niej o "Szkicach piórkiem" słyszałam, ale wtedy takie lektury jakoś mnie nie pasjonowały. Nudziarstwo, tak myślałam. Jednak od tamtej pory w Wiśle upłynęło dużo wody, moje książkowe gusta też się zmieniły, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy nastąpiła sekwencja czytelniczych zbiegów okoliczności, które sprawiły, że w końcu Bobkowskiego przeczytałam. Najpierw wpadła mi w oko jakaś super atrakcyjna promocja na e-booka, więc postanowiłam kupić, bo przypomniałam sobie, że była to dla bliskiej mi osoby ..... Potem przeczytałam powieść Gretkowskiej "Poetka i książę" o spotkaniu Agnieszki Osieckiej z Jerzym Giedroyciem, a konsekwencją tego była lektura jego znakomitej biografii autorstwa Magdaleny Grochowskiej ("Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snu"). Jak to się wszystko łączy? Bobkowski był współpracownikiem paryskiej Kultury i jednym z bohaterów wspomnianej książki. W tej sytuacji "Szkice piórkiem" wreszcie przeczytać po prostu musiałam.Czym jest ta książka? Kim jest Andrzej Bobkowski - autor kojarzony właściwie tylko z tym jednym tytułem? Po dokładne informacje odsyłam do innych źródeł, choćby na stronę internetową andrzej-bobkowski.pl, a tu wspomnę krótko, że urodził się w roku 1913 w rodzinie inteligenckiej - jego ojciec był wojskowym, ciotką żona Juliusza Osterwy, inna ciotka to profesorka filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Razem z rodzicami często zmieniał miejsca zamieszkania, aż w końcu osiedli w Krakowie. W młodości był typem chuligana, nie w potocznym znaczeniu tego słowa oczywiście, po prostu duchem niezależnym, niespokojnym, do szkoły nie miał wielkiego nabożeństwa, wagarował, oblał maturę (zdał ją rok później). Studiował na warszawskim SGH. W marcu 1939 roku razem z żoną Basią wyjechał do Francji, skąd po jakimś czasie mieli wyruszyć do Argentyny. Te plany pokrzyżowała wojna. I właśnie razem z wejściem armii niemieckiej do Francji zaczynają się "Szkice piórkiem", kończą wraz z wyzwoleniem Paryża przez Amerykanów.
Bo książka Bobkowskiego to nic innego jak dziennik z tamtych lat. Jeśli jakoś się go kojarzy, bo nie była to i chyba nadal nie jest rzecz popularna, a sam pisarz też nie bardzo funkcjonuje w powszechnej świadomości, to z rowerową podróżą przez Francję odbytą w roku 1940. A może to tylko ja miałam takie wyobrażenie o "Szkicach piórkiem"? A to oczywiście tylko część jego zapisków. Bo rzeczywiście Bobkowski, który jako pracownik fabryki amunicji, w której był zatrudniony początkowo jako robotnik, potem w Biurze Polskim, gdzie zajmował się sprawami swoich rodaków, został ewakuowany na południe Francji. Ewakuacja ładnie brzmi, ale była to chaotyczna ucieczka przed armią niemiecką po zatłoczonych drogach. Nic dziwnego, że Bobkowski, jeszcze w czasach krakowskich zapalony cyklista, po cudownym zdobyciu roweru wraz z kolegą, robotnikiem Tadziem, zdecydował się podróżować w ten sposób. Potem spędził czas jakiś nad morzem, aby wreszcie razem ze wspomnianym już Tadziem wracać rowerem do Paryża, gdzie została jego żona, Basia. Francja dzieliła się już wtedy na strefę okupowaną przez Niemców i na teoretycznie wolną, ale w praktyce kolaborująca z III Rzeszą, ze stolicą w Vichy pod rządami Petaina. Znakomity opis ewakuacji, pobytu nad morzem i rowerowej podróży stanowi pierwszą część dziennika.
I tu pora na pierwszą refleksję i pierwsze zdumienie - kiedy w okupowanej Polsce życie już dawno było nie do zniesienia, Bobkowski spędza sielski czas na południu Francji. Nie on jeden oczywiście. Urządził sobie przyjemne wakacje. Ta nieprzystawalność doświadczeń, odmienność losów uderza mnie nie po raz pierwszy. Zdumiewa, przygnębia i fascynuje fakt, że gdy jedni cierpią, inni żyją sobie beztrosko. Tak zawsze było, jest i będzie. Kiedy my popijamy swoją przysłowiową (sojową) latte w przyjemnej knajpce, w Jemenie ludzie umierają z głodu, w Syrii wojna stale się jeszcze tli, w obozach dla uchodźców rozsianych po świecie wegetujący tam nieszczęśnicy wiodą beznadziejny żywot, miliony współczesnych niewolników harują w nieludzkich warunkach za marne grosze i tak dalej, i tak dalej. Mam jeszcze wymieniać? Brzmi to wszystko banalnie, ale taka jest rzeczywistość niestety.
Wróćmy jednak do "Szkiców piórkiem". Ta nieprzystawalność doświadczeń widoczna jest w całym dzienniku. Bo okupacja we Francji i okupacja w Polsce to zupełnie coś innego. Mieszkańcy Paryża po pierwszym szoku wiodą zwyczajne życie. Pracują, spacerują, odwiedzają znajomych, przesiadują w bistrach i restauracjach, działają kina i teatry. Sporą część tych zapisków stanowią relacje z wizyt w teatrze, którego Bobkowski był wielkim miłośnikiem. Kiedy czyta się "Szkice piórkiem", można odnieść wrażenie, że jedynym problemem paryżan są kartki na żywność i kłopoty z aprowizacją, które z czasem narastają. W ciągu tych kilku lat autor dziennika razem z żoną latem wyjeżdża jeszcze dwukrotnie na sielskie wakacje, tym razem na północ Francji. I tylko zdobycie biletu na pociąg jest problemem, bo na urlop wyrusza przecież cały Paryż. Opowieść, ba, cała epopeja o tym, jak zdobywał bilety, jest jednym z zabawniejszych fragmentów dziennika.
Wojna i spokój - tak Bobkowski kilkakrotnie nazywa swoje zapiski. Spostrzeżenie niezwykle trafne. Bo nawet bomby spadające, głównie na obiekty wojskowe i fabryki znajdujące się na obrzeżach Paryża, nie robią na nikim specjalnego wrażenia. Także końcowe fragmenty opowiadające o ostatnich dniach okupacji francuskiej stolicy, o walce ruchu oporu z opuszczającymi miasto Niemcami, z której to walki autor bezlitośnie kpi, zupełnie nie przystają do tego, co dzieje się w w tym czasie w Polsce. Bo w Polsce właśnie wykrwawia się powstańcza Warszawa. Tym mocniejszy jest kontrast. Bobkowski, który w swoim dzienniku prawie nie pisze o tym, co dotyczy wojennych losów swojej ojczyzny, wstrząśnięty wspomina właściwie tylko o odkryciu grobów w Katyniu i śmierci Sikorskiego w katastrofie lotniczej, w tych ostatnich fragmentach bardzo mocno przeżywa powstanie warszawskie.
Co jeszcze uderza w "Szkicach piórkiem"? Nieobecność tragicznego losu Żydów. Ich dramat pojawia się dwa razy. Raz, kiedy autor odnotowuje z oburzeniem, że muszą nosić gwiazdy Dawida. Drugi raz, kiedy wspomina o koleżance swojej żony, Żydówce, która ukrywa się na francuskiej wsi i której w pewnym okresie pomagają. Holocaust jest właściwie w dzienniku nieobecny. Nie należy zapominać o czasach, w jakich te zapiski powstawały. Co Bobkowski mógł wiedzieć o ostatecznym rozwiązaniu? Z rzadka wspomina o obozach, ale nie w kontekście żydowskim. Cenzurował się w obawie, że dziennik może wpaść w niepowołane ręce? W znakomitym posłowiu Roman Zimand obala oskarżenia autora "Szkiców piórkiem" o antysemityzm, jakie niektórzy kierowali pod jego adresem. Pisze też, że pomagał kilku Żydom.
Ale najmocniej uderza ... ucieczka od polskiej martyrologii i afirmacja codzienności, z której Bobkowski czerpie radość. Wierzę w koty i w rum, i w słońce, i w zielone chmury, i w wolność. To jego wyznanie wiary. Tym tchnie cały dziennik. Polska go niewoliła, dlatego od niej uciekał (po wojnie uciekł też od Europy aż do Gwatemali). On chce być wolny na własnych warunkach, z całą odpowiedzialnością przyjmuje konsekwencje tej wolności. Szerzej i mądrzej, także na podstawie innych tekstów Bobkowskiego, pisze o tym Zimand we wspomnianym posłowiu. I drugi cytat - Polska nam siadła na mózg. Emigracja, jak wspomina, to ucieczka od Grottgera do Maneta czy Renoira. Pastwi się nad polskim umiłowaniem cierpiętnictwa, kultem śmierci. Nawet kiedy rozpacza nad ginącą Warszawą, nie szczędzi gorzkich słów o niepotrzebnej śmierci młodych warszawiaków. Cóż, podziwiam ludzi, którzy poświęcają się dla jakiejś sprawy, ale ze wstydem (?) muszę wyznać, że postawa Bobkowskiego jest mi bliska. Indywidualizm, praca, lecz nie pracoholizm (wtedy to pojęcie nie istniało), afirmacja codzienności, której istotą są książki, kino, teatr, podróże, miłe chwile i ... rozmyślania, refleksje.
Na zakończenie wspomnę jeszcze, że bardzo dużo miejsca poświęca Bobkowski Francji i Francuzom. Krytyczne rozważania na ich temat stale powracają w jego zapiskach. Miłość i zawód jednocześnie. Spora dawka szyderstwa. No i rozpacza nad Polską, która wpada w łapy Stalina. Tym bardziej śmierć warszawiaków wydaje mu się bezsensowna. Tym bardziej nie chce wracać.
Są oczywiście w "Szkicach piórkiem" fragmenty nudne, przez które przebijałam się z mozołem. Taka jest natura dzienników. Ale to nie zmienia faktu, że ja się w zapiskach Bobkowskiego zakochałam. I tym stwierdzeniem zakończę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz