Ota Filip "Siódmy życiorys"

Jeśli ktoś dotąd nie zwrócił uwagi na serię Klasyka wydawnictwa

Czarne, powinien zrobić to czym prędzej. Właśnie przeczytałam znakomitą książkę słabo znanego w Polsce pisarza Oty Filipa "Siódmy życiorys" (2022; przełożył Jan Stachowski) wydaną w tej serii. To literatura przez duże L, gęsta, opowiadająca o sprawach najistotniejszych, a jednocześnie znakomicie się ją czyta. Odnalazłam w niej pewne podobieństwa do prozy mojego ulubionego Josefa Skvorecky'ego. (O trzech książkach Svorecky'ego, o których pisałam, można przeczytać tu, tu i tu.)  Mieszankę zdarzeń tragicznych, doświadczeń granicznych i jednocześnie barwną opowieść o codzienności zaprawioną humorem. 

Warto na początku podać kilka informacji o samym autorze. Urodzony w 1930 roku w Ostrawie, w roku 1968 za rozpowszechnianie antyradzieckich ulotek spędził kilka miesięcy w więzieniu, a w 1974 został zmuszony przez komunistyczną władzę do wyjazdu z kraju. Zamieszkał w Niemczech, gdzie pisał i pracował jako dziennikarz. Zmarł w roku 2008. Uważany jest za jednego z najważniejszych czeskich pisarzy emigracyjnych. Ale ten oficjalny krótki życiorys nie oddaje dramatu jego życia. O tym można dowiedzieć się ze wstępu Andrzeja S. Jagodzińskiego do wydanej właśnie książki. Otóż w roku 1998 niemiecka telewizja pokazała film dokumentalny oskarżający szanowanego i znanego pisarza o to, że w latach pięćdziesiątych przyczynił się do aresztowania i skazania kilku swoich kolegów z wojska. Jego syn, profesor matematyki na jednym z niemieckich uniwersytetów, załamał się i popełnił samobójstwo. Załamał się też Ota Filip. Jakiś czas później za radą psychiatrów postanowił opowiedzieć o tym, co kiedyś przeżył. I tak powstał "Siódmy życiorys". Andrzej S. Jagodziński we wstępie wyjaśnia, jakie było tło tego, co się wówczas wydarzyło, a Ota Filip w swojej książce opowiada jeszcze więcej o kulisach całej sprawy - nieszczęśliwym zbiegu okoliczności i przemyślnej intrydze czechosłowackiej bezpieki, która miała zrobić z Oty Filipa angielskiego agenta.

Czym jest "Siódmy życiorys"? Formalnie historią autobiograficzną obejmującą trzynaście kluczowych lat z życia przyszłego pisarza, od wiosny 1939 roku do jesieni 1952, które naznaczyły jego los. Wydawnictwo nazywa tę książkę powieścią, bo rzeczywiście jak powieść została napisana. Gdyby przeczytał ją ktoś, kto nie ma pojęcia o życiu pisarza, gdyby nie wstęp i prolog, naprawdę mógłby pomyśleć, że ma do czynienia z powieścią. Oczywiście nie ma to żadnego znaczenia, ważne, że to wybitna literatura.

Chociaż Ota Filip w dużej części opowiada o tych trzynastu latach ze swojego życia w sposób lekki, dowcipny i barwny, to są takie fragmenty, gdzie emocje biorą górę i pisarz nie przebiera w słowach. Mocno robi się już w prologu, który kończy się takim passusem:

Mam historii powyżej uszu. Życzę sobie, żeby już mi dała spokój, żeby ostatecznie o mnie zapomniała.

W tym samym prologu pisze:

... w sercu Europy połamała mnie, przemieliła i w końcu wypluła na dalsze życie skurwiona historia, którą wtedy władali dwaj zbrodniarze - Hitler i Stalin.

Gdzieś rzuca zdanie: Co za kurewski świat!

Takich fragmentów pisanych z bebechów, z wściekłością jest w książce znacznie więcej.

Pasmo nieszczęść zaczęło się dla niego w roku 1939, kiedy to ojciec, wyjątkowy konformista, człowiek myślący tylko o sobie, zaczął kolaborować z Niemcami, czego konsekwencją było między innymi to, że zapisał swojego syna do niemieckiej szkoły. Mały Ota nagle znalazł się w obcym sobie środowisku, bez znajomości języka, nigdzie już nie był u siebie. W niemieckiej szkole tacy jak on traktowani byli z pogardą, uważani za Niemców gorszej kategorii. Z kolei przez swoich czeskich kolegów też został odrzucony. Przejmujące są fragmenty, kiedy błaga ojca, aby nie kazał mu iść do nowej szkoły. Ale kolaboracja ojca z Niemcami miała też konsekwencje w dalszym życiu Oty Filipa. Po wojnie długo nie miał czechosłowackiego  dowodu i formalnie uważany był za Niemca, a potem, kiedy musiał odsłużyć wojsko, trafił do karnych batalionów pracy, gdzie zsyłano synów wrogów nowego systemu, o złym, burżujskim pochodzeniu. Miarą upodlenia była nie tylko ciężka praca, ale także ubrania po niemieckich żołnierzach, jakie im przydzielono. Jego sytuacja byłaby jeszcze gorsza, gdyby nie opieka wujka, brata mamy, zdeklarowanego komunisty-idealisty, który dzięki swoim znajomościom z czasów wojny mógł chociaż trochę rozciągnąć nad nim ochronny parasol.

Stosunek do ojca to ważna część książki. Ojciec wielokrotnie stawiał go w sytuacjach, w jakich nigdy nie powinien postawić kilkunastoletniego syna. Nie miał skrupułów i chcąc się wywinąć od niebezpieczeństwa, zrzucał na niego rozmaite zadania, które w razie wpadki mogły skończyć się nawet śmiercią. Ota długo miotał się pomiędzy nienawiścią, żalem, a poczuciem obowiązku wobec niego. Najbardziej dramatyczna z sytuacji, która naznaczyła kilkunastoletniego chłopaka traumą, stawia w niekorzystnym świetle również matkę. Nie potrafiła, albo nie chciała, zaprotestować. Stanęła po stronie męża, a już czarę goryczy przelał fakt, że Ota nie usłyszał w tamtej chwili żadnego ciepłego słowa, żadnych wyrazów zrozumienia i otuchy. Żadnego wrócisz, będzie dobrze, kochamy cię.

Historia Oty Filipa to opowieść o człowieku, który urodził się w złym czasie i w złym miejscu i wpadł w bezlitosne tryby Historii. Te trzynaście lat z jego życia to zmagania z losem, próba przechytrzenia go i ustawienia się w beznadziejnej sytuacji, aby jakoś trwać. Nie wymagał wiele - po prostu świętego spokoju, aby cieszyć się zwyczajnym życiem. Drobiazgami - wieczorem spędzonym z dziewczyną, piwem wypitym w towarzystwie kumpli, pracą, która pozwala związać koniec z końcem. Wcale nie chciał uciekać z komunistycznego raju, co, zanim opadła żelazna kurtyna, było jeszcze przy odrobinie sprytu i rozwagi możliwe. W tamtym czasie i w tamtych warunkach, z garbem, który wrzucił mu na plecy ojciec-kolaborant, zrealizowanie tych prostych pragnień wymagało wielkiej ekwilibrystyki. I długo ta sztuka mu się udawała, dopóki za sprawą głupiego żartu jednego z przyjaciół, zbiegu rozmaitych okoliczności i intrygi służb bezpieczeństwa, nie znalazł się w sytuacji bez wyjścia. 

Ota Filip  to, co mu się przydarzyło, pokazuje znakomicie jednocześnie z perspektywy makro i mikro. Ta pierwsza uświadamia, że człowiek jest tylko trybikiem w machinie, robakiem, jak pisze, pionkiem, od którego nic nie zależy, Historia i jej macherzy decydują za niego. Ale jest jeszcze perspektywa mikro. To ciężar podejmowanych  decyzji, kiedy człowiek znalazł się w matni, w sytuacji, z której każde wyjście jest złe. Co zrobić - zostać bohaterem, co w tym wypadku oznacza niemal pewną, bezsensowną śmierć, z której nic nikomu nie przyjdzie, czy ratować siebie, mając świadomość, że pociągnie się za sobą innych? Ta druga decyzja oznacza też ocalenie życia kolegów, niektórych wbrew ich woli. Przed takim diabelskim dylematem stanął autor. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo nie widząc innego wyjścia, wciągnął w swoją sprawę wujka komunistę-idealistę, który poznawszy tajemnicę siostrzeńca, również musiał dokonywać dramatycznych wyborów.

Ota Filip jest w swoich zwierzeniach bardzo szczery. Pokazując cały skomplikowany splot wydarzeń, który zaczął się od głupiego żartu kolegi uwielbiającego teatralizować szarą rzeczywistość, a potem stał się wypadkową ambicji, lęków, pragnień rozmaitych osób, nie wybiela siebie. Bierze na siebie ciężar decyzji, jaką podjął, aby ratować się przed bezsensowną śmiercią, a w wyniku której kilkanaście osób trafiło do więzienia na parę miesięcy lub, częściej, na kilka lat.

A wszystko także przez nasze naiwne rojenia o ucieczce w świat, o którym ubrdaliśmy sobie, że jest ogromną jasną salą pełną jazzu i wolności.

Na koniec jeszcze raz podkreślę, że oprócz dramatycznego wymiaru jest w tej powieści-niepowieści wiele barwnych, pysznych anegdot czerpanych z samego życia, podszytych ironią i uśmiechem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty