Powieść Oksany Zabużko, chyba najbardziej znanej w Polsce
ukraińskiej pisarki, "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" (W.A.B. 2003; przełożyła Katarzyna Kotyńska; właśnie ukazało się wznowienie w wydawnictwie Agora w tym samym tłumaczeniu) miałam na swojej półce od dawna. Jeszcze nie wirtualnej, ale tej z papierowymi książkami. Nie pamiętam, czy kupiłam ją jako pierwszą, czy po lekturze znakomitego "Muzeum porzuconych sekretów", które w Polsce ukazało się w roku 2012 w tym samym wydawnictwie i tłumaczeniu. No i swoje przeleżała. Teraz wzięłam się za nią z kilku powodów. Pierwszy oczywisty - nie tylko mnie dopadło wzmożone zainteresowanie literaturą i kulturą ukraińską. Drugi - w tych trudnych czasach jakoś ciągnie mnie do beletrystyki. Kolejne łączą się bezpośrednio z osobą samej pisarki. Właśnie Agora wydała zbiór jej esejów, który bardzo chcę przeczytać, a w związku z promocją książki Oksana Zabużko przyleciała do Polski ... w przeddzień wybuchu wojny. I na razie została. Spotykając się z czytelnikami, opowiada o swojej ojczyźnie, jest ambasadorką jej sprawy. W czasie wieczorów autorskich i w licznie udzielanych wywiadach nie stroni od rozmów o aktualnych wydarzeniach. A mówi znakomicie i co najważniejsze wcale się nie powtarza. Najpierw wysłuchałam dwóch rozmów podcastowych, a potem byłam na spotkaniu. Zastanawiałam się nawet, czy warto jeszcze iść, przecież nie powie już nic nowego. A jednak byłam w błędzie! No i niemal od razu zabrałam się za "Badania terenowe nad ukraińskim seksem".Pamiętając mój zachwyt nad "Muzeum zaginionych sekretów", przystępowałam do lektury "Badań" z przekonaniem, że tę niewielką objętościowo powieść połknę w krótkim czasie. Okazało się jednak, że nie jest to rzecz łatwa w czytaniu. Język i konstrukcja stawiają opór. Bardzo długie, rwane zdania, niechronologiczna, poszarpana narracja, narratorka czasem opowiada o sobie jak o obcej kobiecie, używając form trzecioosobowych - to wszystko sprawia, że lektura wymaga skupienia i uwagi. Narracja nie płynie wartko. Wielokrotnie wracałam do niektórych fragmentów. Musiałam trochę poobcować z tą powieścią, aby zorientować się, kto jest kim. Czy narratorka opowiada tylko o sobie, czy też o innej kobiecie? Czy o jednym mężczyźnie, czy o dwóch? Te wątpliwości oczywiście rozstrzygnęłam dość szybko, pozostałych trudności nie da się przeskoczyć. Dlatego jeśli ktoś teraz potrzebuje prozy, która płynie potoczyście, niech lekturę "Badań terenowych nad ukraińskim seksem" odłoży na spokojniejszy czas, a w zamian trzeba koniecznie przeczytać "Muzeum zaginionych sekretów". Powieść opasłą, ale arcyciekawą, niestawiającą przed czytelnikiem aż takich wymagań, no i pozwalającą lepiej poznać historię naszych sąsiadów i ich samych.
Teraz jednak wracam do "Badań". Powieść ukazała się w Ukrainie w roku 1996, szybko stała się tam bestselerem, doczekała się przekładów, ale początkowo, jak czytam, wywołała kontrowersje. To historia kobiety, poetki i wykładowczyni uniwersyteckiej, która przebywa na stypendium w Stanach. Głównym tematem jest jej związek z poznanym kilka, kilkanaście (?), lat wcześniej ukraińskim malarzem. Z odległej amerykańskiej perspektywy analizuje tę relację. Robi wiwisekcję, szuka błędów. Jest bardzo samotna - albo upora się ze swoimi emocjami, albo pogrąży w rozpaczy i depresji. Sprawy nie ułatwia fakt, że przebywa w Stanach. Czuje się tym bardziej sama i niezrozumiana. Także jako poetka i Ukrainka. Amerykanie mają swoje problemy, żyją w innym świecie, Ukraina to dla nich odległy, egzotyczny kraj.
Bohaterka spotkała starszego od siebie malarza w czasie jakiegoś festiwalu literackiego, który odbywał się gdzieś poza Kijowem. Skoczyła w tę relację na główkę, nie badając, czy dno jest bezpieczne. A nie było. To uczucie toksyczne, oparte na patriarchalnych relacjach. Chociaż wykształcona, znana i samodzielna, w tym związku podporządkowuje się jemu. Także w łóżku. Nie liczą się jej pragnienia i potrzeby, liczy się to, co on lubi. Bohaterka próbuje dociec, dlaczego tak jest. Dlaczego ukraińskie kobiety są skazane na takie miłości? Czy rzeczywiście są?
... wychowali nas mężczyźni, wyjebani jak się tylko dało, na wszystkie strony, że potem tacy sami faceci z nami spali i że w obu przypadkach robili z nami to, co inni faceci robili z nimi? I że przyjmowałyśmy ich i kochałyśmy takimi, jakimi byli, bo odrzucenie ich było równoznaczne z opowiedzeniem się po stronie tamtych obcych? Że jedyny wybór, jaki miałyśmy i mamy, to między ofiarą i katem: między nieistnieniem a istnieniem-które-zabija?
Oczywiście dziś te problemy nie mają już takiej siły rażenia. Nie jest tak, że wszystko się zmieniło i wszędzie, ale kobiety odzyskały głos, mówią o swoich potrzebach, także seksualnych. Dlategoprawdopodobnie inny byłby mój odbiór tej powieści, gdybym przeczytała ją wtedy, kiedy wyszła. I nie chodzi tylko o dominujący wątek - nieudanej miłości, z której bohaterka chce się wyleczyć. Także o sprawy ukraińskie, które też są tematem książki. Dziś wiem znacznie więcej o historii Ukrainy, o czasach transformacji, o jej aspiracjach do przynależności do zachodniego świata, niż wiedziałam wtedy, kiedy powieść się w Polsce ukazała. Także dzięki Oksanie Zabużko i jej "Muzeum porzuconych sekretów", gdzie te sprawy opowiedziane zostały znacznie dogłębniej. "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" czytane jako drugie zdają się szkicem, wprawką przed napisaniem tej najważniejszej powieści. Jedno się nie zmieniło, przynajmniej do niedawna, do wybuchu wojny. Ukraina pozostawała dla świata Zachodu krajem marginalnym, któremu nie poświęca się dużo uwagi, którego aspiracji się nie rozumie. Bohaterka zwracając się co pewien czas w trakcie jakiegoś wykładu, bardziej wyimaginowanego niż rzeczywistego, do swoich amerykańskich słuchaczy, pragnie zatrzymać ich uwagę, ale raczej nie liczy na zrozumienie. Pozostanie samotna jako kobieta, która leczy się z toksycznego, patriarchalnego związku, i jako Ukrainka, reprezentantka sprawy swojego narodu, któremu wielu długo nie przyznawało prawa do istnienia.
Zakończę cytatem, bardzo gorzkim, niestety bardzo aktualnym. Zdesperowana narratorka ma ochotę wykrzyczeć: ... ladies and gentlemen, stworzyliśmy wspaniały świat, i przyjmijcie z tej okazji wspaniałe gratulacje od USAir, od CNN i od CIA, od urugwajskich karteli narkotykowych i rumuńskiej Securitate, od KC Komunistycznej Partii Chin i milionów morderców ze wszystkich więzień świata, od dziesiątków milionów, które pozostają na wolności, i od pięciu tysięcy poczętych w gwałtach sarajewskich bękartów, które kiedyś przecież dorosną i - zawsze niech będzie słońce!, tyle właśnie chciałam powiedzieć, dziękuję za uwagę ...
Dziś ten cytat brzmi bardzo mocno. Kiedy nieprawdopodobne znowu stało się możliwe. I tak pewnie, niestety, będzie zawsze. Ludzkość niczego się nie nauczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz