Jurij Wynnyczuk "Tango śmierci"

Odkrywania literatury ukraińskiej ciąg dalszy. Tym razem "Tango

śmierci" Jurija Wynnyczuka (KEW 2018; przełożył Bohdan Zadura), książka, która w roku 2019 znalazła się w ścisłym finale Angelusa, nagrody dla pisarzy z Europy Środkowej. Naprawdę nie wiem, jak wpadłam na tę powieść, bo na pewno nie zapamiętałam jej z tamtej nominacji. A przecież musiałam usłyszeć o niej niedawno, bo to całkiem świeży zakup na fali mojego ukraińskiego wzmożenia. Autora kojarzyłam już wcześniej, bo mniej więcej rok temu chwalono inną jego powieść - "Lutecję". Wtedy mimo bardzo dobrych recenzji nie skusiłam się na nią, bo uznałam, że to nie jest ten typ literatury, który lubię. Dziś, po lekturze "Tanga śmierci", postanowiłam ją przeczytać, mimo że moje upodobania lekturowe nie uległy zmianie. Cóż, zdarzają się wyjątki. Na koniec wstępu kilka słów o autorze. Jurij Wynnyczuk to jeden z bardziej znanych pisarzy ukraińskich, przekładany na wiele języków. Urodzony w roku 1952 poeta, prozaik, tłumacz, dziennikarz. Mieszka we Lwowie, co jest nie bez znaczenia w kontekście powieści, o której dzisiaj.

Muszę przyznać, że mój odbiór "Tanga śmierci" zmieniał się w trakcie lektury. Falował od przyjemności czytania przez lekką irytację do pełnej akceptacji. Zaraz wyjaśnię, skąd wzięła się irytacja. Ale od początku. "Tango śmierci" to opowieść o Lwowie i jego mieszkańcach - tych współczesnych, ale przede wszystkim przedwojennych. Polakach, Ukraińcach, Żydach, a nawet Niemcach, bo miasto było kiedyś kulturowym tyglem. Tu wyznanie - nie mam jakiegoś wielkiego sentymentu do Lwowa. Wprawdzie rodzina mojego ojca wywodziła się ze wschodu, ale z Wołynia. Nie nasiąkłam lwowskimi wspomnieniami, już prędzej wileńskimi, bo z Wilnem w młodości związany był mój dziadek, ale też bez przesady. Nigdy też we Lwowie nie byłam. Nie żebym nie chciała, ale zawsze odkładałam ten wyjazd na później, no a teraz, kiedy po lekturze nabrałam wielkiej ochoty, nie wiadomo, kiedy taka podróż będzie znowu możliwa. Kiedy czytałam "Tango śmierci", bardzo żałowałam, że nie znam miasta, bo to taka powieść, która osadzona jest w jego topografii. Kto był, ten bez trudu może przywołać obrazy tych miejsc, może czytać z planem Lwowa w ręce. Ja uwielbiam takie sytuacje i żałuję, że ta przyjemność została mi odebrana, a właściwie sama ją sobie odebrałam.

Akcja powieści toczy się na dwóch planach czasowych - historycznym i współczesnym. Ten pierwszy obejmuje lata międzywojnia i wojny, kiedy najpierw Lwów był polski, a potem przechodził z rąk radzieckich do niemieckich. Tu bohaterów jest czterech - przyjaciele, urodzeni w latach dwudziestych, Ukrainiec Orest, Polak Jasio, Żyd Josiek i Niemiec Wolf. Pierwsze skrzypce gra Orest, to z jego notatek poznajemy ich historię. Bardzo ważną postacią jest też Josiek, skrzypek. Współczesność to historia zapalonego naukowca orientalisty, profesora Jarosza. Jego pasją są martwe języki, a szczególnie język arkamski, którym mówił w starożytności nieistniejący już lud Arkanum. I język, i posługujący się nim ludzie zostały na potrzeby powieści wymyślone. Zdarzenia z obu planów czasowych ściśle się ze sobą łączą. Po pierwsze dzięki rękopisowi Oresta, który w pewnym momencie wpada w ręce Jarosza, a po drugie dzięki pewnej tajemniczej melodii - owego tytułowego tanga śmierci. Miało ono moc niezwykłą, ten, komu grano ją, gdy umierał, stawał się poniekąd nieśmiertelny - odradzał się w kolejnych pokoleniach, nie zdając sobie z tego sprawy. I znowu dopiero moc usłyszanej melodii tanga mogła mu świadomość przeszłości przywrócić.

I tu muszę wyjaśnić, dlaczego w pewnym momencie zaczęłam żałować, że na "Tango śmierci" się skusiłam. Nie raz dawałam w tych notkach wyraz mojej niechęci do wszelkiej maści fantastyki. A tu wątek fantastyczny staje się bardzo silny. Wszystko, co łączy się z odtwarzaniem melodii tego jedynego w swoim rodzaju tanga, poszukiwaniem wiadomości na jego temat, a wreszcie użyciem jego mocy, pisane jest w porządku fantastycznym. Jakoś jednak przestało mi to doskwierać, bo przyjemność z lektury była, do czasu, o czym za chwilę, ogromna. Kilkudniowa wyprawa Oresta w głąb biblioteki Ossolineum, która okazuje się biblioteką niezwykłą, bo żywą na wiele sposobów, opowiedziana została pysznie. Obraz jego wędrówki był tak sugestywnie przedstawiony, że odcisnął się w mojej wyobraźni bardzo silnie. Kiedyś przeżyłam coś podobnego, czytając pierwszą część "Władcy pierścieni" Tolkiena. (Odpadłam w połowie drugiej i lektury nigdy nie skończyłam, chociaż pierwsza sprawiła mi wielką przyjemność.)

Powieść Jurija Wynnyczuka to zabawa wieloma konwencjami. Znajdziemy tu wątek sensacyjny, moim zdaniem jakoś pod koniec puszczony, historie łotrzykowskie, znakomite, barwne opowieści w iście hrabalowskim stylu. Są tu nawiązania do popkultury, Dan Brown czy Borghese i Umberto Eco. Uczciwie przyznaję, że te trzy aluzje wymieniam za recenzentami - Dana Browna nigdy nie czytałam, czego nie żałuję, niestety to samo muszę napisać o Borghesie i  Umberto Eco, czego trochę się wstydzę. 

Ale "Tango śmierci" to nie tylko powieść zabawna, pełna barwnych typów, trzymająca w napięciu za sprawą tajemnicy. Tak jest rzeczywiście do pewnego momentu. Przedwojenny Lwów jawi się niczym mityczna rajska kraina, gdzie wszyscy żyją w zgodzie i radości. A dzieje się tak, ponieważ poznajemy go z perspektywy Oresta, młodego chłopaka niestroniącego od wszelkich drak i kłopotów. Dlatego  wierzymy, że może nie dostrzegać konfliktu polsko-ukraińskiego czy polskiego antysemityzmu, który w latach trzydziestych rozbujany był już na dobre. Ale ta sielanka trwa do czasu i wtedy tonacja się zmienia. Cezurę stanowi oczywiście wybuch wojny, która zmiotła tamten arkadyjski świat. Najpierw Rosjanie, potem Niemcy. A swoją drogą czytając o radzieckiej okupacji Lwowa, trudno uciec od wrażenia, jak wszystko się powtarza. Grabieże, krępowanie rąk drutem i strzelanie w tył głowy - to dzieje się teraz w Ukrainie niemal na naszych oczach. Niby coś tam na temat okupacyjnej historii Lwowa wiedziałam, ale na pewno nie aż tyle, a poza tym zebrane razem robi duże wrażenie. Ale jak to bywa, przeszłość nieznana jest także współczesnym mieszkańcom miasta. Dla Jarosza jest ona tak tajemnicza jak owo starożytne Arkanum dla zwykłych śmiertelników. Nieoczekiwanie dla siebie odkrywa ją za pośrednictwem notatek Oresta i historii tanga śmierci. 

Bardzo ciekawa książka, która sprawi przyjemność i tym, którzy w literaturze szukają czegoś więcej, i tym, którzy po prostu łakną rozrywki i przyjemności płynącej z lektury. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty