Z ogromną przyjemnością wróciłam do prozy Josefa Skvoreckego. Całkiem niedawno wydawnictwo Czarne wydało tom opowiadań czeskiego pisarza "Gorzki świat" (2020; przełożyli Andrzej S.Jagodziński, Jan Stachowski). Zanurzyłam się w nie bez reszty i nabrałam ochoty, aby wrócić do jego poprzednich książek. Szczególnie do "Inżyniera ludzkich dusz", za którą pisarz przed laty otrzymał nagrodę Angelus dla pisarzy z Europy Środkowej. Bardzo lubię też tom opowiadań, a właściwie powieść, "Fajny sezon". Na półce książek oczekujących leży wydany kilka miesięcy temu "Cud". Przeczytałabym go już dawno, ale niestety wyszedł tylko w wersji papierowej, a że jest to tom opasły, niewygodny w czytaniu, więc czeka. Cóż, należę do tej mniejszości, która pokochała wygodę czytnika i niestety książki, które nie wychodzą w formie elektronicznej, leżakują dłużej.
Mam wrażenie, że nieżyjący już Josef Skvorecky jest w Polsce o wiele mniej znany i popularny niż Milan Kundera. Zestawiam ich celowo, bo obaj wyjechali z Czechosłowacji i potem tworzyli na emigracji. Skvorecky w Kanadzie, gdzie nie tylko był wykładowcą uniwersyteckim, ale także tłumaczył i razem z żoną założył bardzo ważne emigracyjne wydawnictwo publikujące czeską i słowacką literaturę, która w jego ojczyźnie nie mogła się ukazać. Jak napisał Andrzej S.Jagodziński, tłumacz i miłośnik twórczości pisarza, Jako wydawca Skvorecky był tym dla czeskiej literatury, kim Jerzy Giedroyc dla polskiej. Właściwie dużo mówiło się o nim tylko, kiedy wyszły "Przypadki inżyniera ludzkich dusz". Przyznaję, że właśnie wtedy i ja usłyszałam o Skvoreckym po raz pierwszy. Szum był jeszcze większy, kiedy dostał Angelusa. Niestety potem nastąpiła cisza - tych kilka książek wydanych od tamtego czasu w różnych wydawnictwach przeszło bez echa. Mam wrażenie, że na razie milczenie panuje też wokół "Gorzkiego świata". Na pewno nie sprzyja promocji spowolnienie życia literackiego spowodowane pandemią koronawirusa.
"Gorzki świat" to zbiór opowiadań, które powstawały od lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych, podzielony przez Andrzeja S. Jagodzińskiego - to on dokonał wyboru i opatrzył całość wstępem - na trzy części. Pierwsza, Siedmioramienny świecznik, to opowiadania, które łączy tematyka żydowska, ich akcja rozgrywa się w przeważającej mierze w czasie okupacji albo do niej nawiązuje. Część druga, Pieśni zapomnianych lat, to historie osadzone w Czechosłowacji lat pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych, kiedy to nadal, inaczej niż w Polsce, trwała w najlepsze epoka stalinowska z wszystkimi jej koszmarnymi konsekwencjami. Wreszcie część trzecia, Eine kleine Jazzmusik - opowiadania o tematyce jazzowej. Ich akcja toczy się w czasach okupacji i stalinowskich, kiedy jazz był muzyką zakazaną, a dla młodych ludzi synonimem wolności. Bohaterem wielu opowiadań jest ulubiona postać pisarza, jego alter ego, Danny (Daniel) Smirzycky znany choćby z "Inżyniera ludzkich dusz" czy z "Fajnego sezonu". To dlatego z taką siłą powróciły do mnie tamte lektury. To dlatego zatęskniłam za nimi. Rozpoznałam bohaterów, rozpoznałam wątki. Tak jest szczególnie w części pierwszej, Siedmioramiennym świeczniku.
Znakiem rozpoznawczym twórczości Skvoreckiego jest umiejętność mieszania nastrojów. Nostalgia, melancholia, liryzm w każdej chwili mogą zostać przełamane ironią, humorem, kpiną. Wiele razy, czytając jego opowiadania czy powieści, śmiałam się w głos, co w czasie lektury nie zdarza się znowu tak bardzo często. Ale ten śmiech w jednej chwili może zostać zduszony - nagle jednym prostym zdaniem, bez patosu, bez zbędnego komentarza narrator informuje o zdarzeniach tragicznych. Większość postaci, które Danny wspomina z czasów swojego dzieciństwa, wujaszek Kohn, doktor Strass, nauczyciel Katz, albo niespodziewanie umiera, albo zginęła w Zagładzie. Ta mieszanka liryzmu, humoru i tragedii jest szczególnie widoczna w opowiadaniach okupacyjnych. W części drugiej i trzeciej dominuje groteska, która obnaża absurdy komunistycznego systemu. Znajdziemy tu wiele historii śmiesznych od początku do końca. W innych pod śmiechem czai się groza. Wprawdzie narrator wielokrotnie dość lekko informuje o aresztowaniu swoich przyjaciół albo znajomych, zamknęli ich i już, jakby to była bułka z masłem, ale czytelnik wie, co się za tym kryje. Czasem przyczyną tragedii bywa młodzieńcza dezynwoltura, pragnienie postawienia na swoim, miłość do jazzu. Tak jest w przejmującym opowiadaniu Eine kleine Jazzmusik, którego akcja rozgrywa się w czasach okupacji.
Kiedy czyta się niektóre opowiadania jazzowe, których akcja rozgrywa się w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych, aż trudno uwierzyć w absurdy tamtej epoki. Słowo bikiniarz było największą obelgą. Bikiniarz Bull Macha, bohater jednej z opowieści, w drzwiach klubu muzycznego, do którego wchodzi, chcąc odnaleźć klimat czasów młodości, widzi napis DZIĘKUJEMY BIKINIARZOM, ŻE NIE ODWIEDZAJĄ NASZEJ PLACÓWKI. Potem jest i straszno, i śmieszno. Poproszona do tańca dziewczyna w pewnym momencie pełnym oburzenia głosem mówi : Ja bikiniarskich tańców nie tańczę. W końcu wykrzyczy mu w twarz: Niech pan sobie znajdzie jakąś wywłokę, nie mnie! I w popłochu ucieknie, bo panicznie się boi, a może jest już tak zindoktrynowana, że napawa ją wstrętem ten bikiniarski taniec. Rozmowa tych dwojga przypomina dialog mieszkańców dwóch różnych planet. On swoje, ona swoje, on coraz bardziej zdumiony, ona coraz bardziej zła i przestraszona. A chodzi przecież o zwyczajny taniec, energiczny, z obrotami i figurami, zamiast smętnego przestępowania z nogi na nogę. Sytuacja ma swój ciąg dalszy - z naszego punktu widzenia równie absurdalny, groteskowy i śmieszny, z tamtego smutny i niebezpieczny. Tym razem skończyło się na szarpaninie i pyskówce, równie dobrze mogło skończyć się aresztem.
Takie właśnie są opowiadania Josefa Skvoreckiego z tomu "Gorzki świat". Bo chociaż często nieodparcie śmieszne, opowiadają o świecie więcej niż gorzkim, po prostu strasznym. Ale przecież na tamten budzący grozę, absurdalny czas przypadła młodość bohaterów tych opowieści. I jakoś musieli się w tych okolicznościach odnaleźć, chcieli żyć, kochać, iść z dziewczyną do łóżka, grać ulubioną muzykę, albo chociaż jej słuchać, bawić się i śmiać. I wszystko to robili, ale strach i niebezpieczeństwo czaiły się tuż za rogiem i od czasu do czasu mąciły ich beztroski świat.
Świetna literatura. Jeśli ktoś Skvoreckiego nie zna, może śmiało zacząć od tego zbioru opowiadań, a potem sięgnąć po inne książki pisarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz