Przeczytałam "Fajny sezon" Josefa Skvoreckiego (wydawnictwo Twój Styl 1999; przełożył Piotr Godlewski) po "Przypadkach
inżyniera ludzkich dusz" i mój zachwyt dla czeskiego pisarza wcale się nie zmniejszył. Warto jednak, stopniując napięcie, poznać te powieści w odwrotnej kolejności. Po pierwsze w "Fajnym sezonie" poznamy lata gimnazjalne Dannego Smirzyckiego spędzone w Kostelcu, zaprzyjaźnimy się z jego kolegami, a zwłaszcza koleżankami. Po drugie "Przypadki ..." to książka ważniejsza, głębsza, poruszająca więcej problemów. Dla mnie przeczytanie "Fajnego sezonu" to ponowne spotkanie z powieściowymi przyjaciółmi i melancholijnym, górskim Kostelcem położonym u podnóża Czarnej Hory, która w obu powieściach odgrywa ważna rolę.
Akcja powieści rozgrywa się w ciągu niecałego okupacyjnego roku, kiedy ulubiony bohater (jednocześnie narrator) pisarza - Danny Smirzicki, uczeń jednej z wyższych klas gimnazjum (nie mylić z naszym współczesnym!) próbuje zdobyć niejedno dziewczęce serce. Prawdę mówiąc, nie tylko na sercu mu zależy. Każdy rozdział stanowi zamkniętą historię innego podboju. Nie są to jednak opowiadania. Wszystkie rozdziały łączy marzenie bohatera i rozpaczliwe, a zarazem niezwykle śmieszne, próby jego realizacji. Pozostajemy też w kręgu tych samych postaci: pięknych dziewczyn, ich rodzin, przyjaciół Dannego z jazzbandu i ze szkoły. Powoli zmieniają sie pory roku: od mroźnej zimy, przez wiosnę i lato, aż po melancholijną jesień.
To powieść o dojrzewaniu. Mimo że dla Dannego najważniejsze wydaje się zdobycie serca aktualnej ukochanej, to musi zmierzyć się z problemami, czasem drobnymi, czasem jednak poważnymi. Chcąc osiągnąć cel, często sam wpada we własne sidła, a potem musi jakoś stawić czoła na przyklad groźnemu i przebiegłemu panu radcy, ojcu pięknej Marii. Innym razem, trochę niechętnie (bo to niweczy jego plany osobiste), trochę przez przypadek, zdobywa się na patriotyczny czyn. Nieobce są mu szkolne kłopoty zwłaszcza z matematyką. I tak to co błahe, miesza się z tym, co poważne i tragiczne. Problemy okupacyjne pojawiają się mimochodem, taka jest wszak optyka osiemnastolatka. On zajęty jest swoimi rozterkami duchowymi, a tymczasem ktoś żeni się ze swoją ukochaną - Żydówką, niosąc jej w ten sposób ocalenie, ktoś inny zostaje rozstrzelany. Danny dorasta, w czasie tego kilkumiesięcznego fajnego sezonu przekonuje się, że nie wszystko zawsze układa się tak, jakbyśmy chcieli.
I na koniec jeszcze trzy uwagi. Książka jest naprawdę śmieszna. Pełno tu nieporozumień, zaskakujących zwrotów akcji, dowcipnej autoironii narratora. Niezwykłą rolę odgrywa muzyka, zwłaszcza jazz i swing. Danny gra w amatorskim jazzbandzie. Znajdziemy tu długie, kunsztowne opisy koncertowych dźwięków, które często stanowią komentarz dla uczuć bohaterów. I wreszcie góry. Kostelec położony jest u stóp Czarnej Hory, niektórzy bohaterowie należą do klubu wspinaczkowego. Opisy górskich krajobrazów, Kostelca położonego w dolinie, zasnutego górską i fabryczną mgłą dodają powieści Skvoreckiego melancholijnego uroku. Powieść pozornie lekka i przyjemna, ale pisana ze świadomością tego, że życie niestety zabawą bywa tylko czasami. Niech potwierdzeniem moich wywodów będą te słowa z powieści:
"Did you ever dream, lucky baby...- boleściwie wołałem w siną dal, ale nikt mnie nie słyszał -...and wake up... cold... in the dark..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz