Therese Bohman "Utonęła"

Z powieściami szwedzkiej pisarki Therese Bohman zawarłam

znajomość stosunkowo niedawno, za to niemal od razu przeczytałam wszystkie trzy, a tyle dotąd napisała i tyle ukazało się w Polsce dzięki wydawnictwu Pauza. Właśnie skończyłam jej literacki debiut "Utonęła" (2021; przełożyła Justyna Czechowska), który u nas został wydany jako ostatni. 

Kto zna "Po zmierzchu" i "Tę drugą", bez trudu dostrzeże w niedawno wydanej przez Pauzę powieści Therese Bohman cechy utworu debiutanckiego. Jest znacznie skromniejsza - mniej rozbudowana, właściwie jednowątkowa, akcja toczy się w jednym miejscu, powieść ma niewielu bohaterów. To wszystko nie oznacza jednak, że nie warto po nią sięgać. Przeciwnie, tak jak od dwóch poprzednich i od tej nie mogłam się oderwać, a w czasie lektury towarzyszyły mi podobne emocje - angażowałam się w losy bohaterek, a gdyby było to możliwe, radziłabym im, krzyczała na nie, irytowała się ich wyborami, a na koniec i tak popatrzyłabym ze zrozumieniem, no bo kto nie popełnia błędów, zwłaszcza pod wpływem gwałtownych uczuć.

Odnajdziemy w debiucie szwedzkiej pisarki wszystko to, do czego przyzwyczaiły nas jej dwie kolejne powieści. Wnikliwie sportretowaną kobiecą bohaterkę, jej skomplikowane relacje z mężczyznami, drobiazgową analizę nieoczywistych uczuć, emocji i wyborów, które oceniane trzeźwym czytelniczym okiem niekoniecznie akceptujemy, osamotnienie, świetnie budowaną atmosferę i skupienie na detalach. Therese Bohman drobiazgowo i pięknie opisuje miejsca, w których obracają się jej bohaterki. Wiem, że nie każdy jest miłośnikiem opisów, ale ja je uwielbiam, niestraszne mi nawet te bardzo długie, no chyba że są nudne, bo nieudolnie napisane. O ile w dwóch kolejnych powieściach żywiołem pisarki było miasto, tu jest odwrotnie. Jej bohaterka i narratorka, Marin, przyjeżdża z wizytą do siostry, która mieszka na wsi w Skanii ze swoim partnerem Gabrielem, znanym pisarzem. A że Stella zajmuje się zawodowo roślinami, znajdziemy w tej powieści nie tylko opisy odludnych szwedzkich krajobrazów, ale także ogrodu, szklarni i całego bogactwa roślin. 

Stella jest starsza, Marin jeszcze studiuje, historię sztuki, co łączy ją z Karoliną, bohaterką "Po zmierzchu". Od początku atmosfera w domu, który Gabriel odziedziczył po dziadkach, jest ciężka. Kiedy starsza siostra spędza dzień w pracy, młodsza zostaje w domu z jej przyjacielem. Czujemy niezręczność i skrępowanie. Nie bardzo wie, co ma robić, jak spędzać czas, powinna pisać pracę semestralną, ale jakoś jej to nie idzie. Gabriel podsuwa jej lektury, pokazuje reprodukcje obrazów. Marin obserwuje relacje między Stellą i nim. Spędza czas z siostrą, jednak obie nie mówią sobie wszystkiego, nie dzielą się swoimi problemami. 

Ale nie jest to prosta historia. Trudno pisać więcej o wzajemnych relacjach bohaterów, bo chociaż książce Therese Bohman najbliżej do powieści psychologicznej, to jednak to, co się dzieje, jest ważne i początkowo zaskakujące. Jeśli ktoś nie zna powieści, niech nie czyta notki od wydawcy, która nie zdradza wszystkiego, ale jednak odrobinę tak. Ja przystąpiłam do lektury z pustą głową i świetnie się stało. Bo autorka znakomicie gra z czytelnikiem. Dość szybko zaczęłam się zastanawiać, co się wydarzy, jak rozwiną się relacje między bohaterami, co jest prawdą, a co tylko podejrzeniem. I to wodzenie czytelnika za nos, budowanie napięcia jest dodatkowym atutem. Ale najważniejsi są oczywiście bohaterowie, a przede wszystkim Marin. Jej skomplikowane uczucia, emocje i wybory. Na chłodno ich nie akceptuję, miałabym ochotę krzyczeć: Co robisz? Ale z doświadczenia wiem, że to nie takie proste.

PS. W książce Katarzyny Tubylewicz "Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią być sami", o której pisałam ostatnio, jest wywiad z Therese Bohman. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty