Bardzo lubię książki reporterskie Katarzyny Tubylewicz, bardzo
Napisałam, że to reportaże, ale w rzeczywistości obie pozycje są gatunkową hybrydą, a mam wrażenie, że w ostatniej reporterskich fragmentów właściwie nie ma. To żaden zarzut, autorka wymyśliła charakterystyczną dla siebie formułę i w ten sposób opowiada polskiemu czytelnikowi o Szwecji. Łączy opowieści o sobie, mini eseje z wywiadami. Integralną częścią są zdjęcia zrobione przez dorosłego syna autorki, Daniela. Intrygujące, chociaż w pierwszej chwili mogą się wydać nieoczywiste. Pokazują pustkę, surowość i piękno szwedzkiego krajobrazu. Bo jak inaczej sfotografować samotność?
Książka, mimo że traktuje o Szwedach, jest jednocześnie bardzo osobista. Katarzyna Tubylewicz przywołuje własne doświadczenia, wspomnienia, pisze, jaki jest jej stosunek do samotności, opowiada o podróżach, które razem z synem odbywali po Szwecji, pracując nad tym wspólnym projektem, dzieli się uwagami o relacji z Danielem i macierzyństwie. Wszystko to oczywiście w kontekście tematu, jakim tym razem się zajęła - samotności.
A temat wydawał się leżeć na talerzu, bo w Szwecji aż czterdzieści procent gospodarstw domowych to gospodarstwa osób samotnych. Samotnie mieszkają ludzie starzy i młodzi, bo dla tych drugich jest oczywiste, że muszą wyprowadzić się od rodziców, a nawet pary. Autorka tłumaczy, jak do tego doszło. Otóż socjaldemokratyczne państwo wzięło na siebie obowiązki, które wcześniej należały do rodziny i bliskich, dlatego w Szwecji nikt na nikogo nie musi liczyć. Ale przyczyn jest więcej. Inną jest szwedzki kult indywidualnej wolności. Z drugiej jednak strony Szwedzi mają silną potrzebę przynależności do jakiejś grupy, wspólnoty i bardzo nie lubią się z niej wyróżniać, chcą być tacy jak inni. Ale i to zjawisko ma swój rewers. Takie kręgi się nie przenikają, zamykają się na siebie. Czy wobec tego Szwedzi naprawdę są samotni, czy to tylko stereotyp, który sami powielają? A może odpowiedzi należy szukać w różnych obliczach samotności? Tak robi Katarzyna Tubylewicz - pokazuje, że w języku angielskim istnieją dwa słowa - solitude, które tłumaczy jako osobność, i loneliness, czyli właśnie taka samotność, jak rozumiemy ją zazwyczaj, budząca lęk, współczucie, wstyd, politowanie.
Autorka przygląda się różnym obliczom szwedzkiej, ale nie tylko szwedzkiej, samotności. Pisze o szukaniu kontaktu z naturą tak powszechnym i łatwym w Szwecji, który to kontakt często zastępuje zlaicyzowanym Szwedom doznania religijne. O artystach, którzy wybierają samotność. O introwertykach. O szpiegach, bo ten zawód wydał się Katarzynie Tubylewicz najbardziej samotniczy. O umieraniu, bo nawet jeśli ktoś odchodzi w otoczeniu bliskich, to i tak przecież jest w tych ostatnich chwilach samotny. O wymuszonej przez pandemię samotności ludzi starych. Stawia pytania, zastanawia się, a odpowiedzi szuka u mądrych ludzi, stąd wywiady.
Ale jednocześnie temat jest bardzo uniwersalny, dlatego niemal każdy może odnaleźć się w tej książce. Nawet jeśli nie jest samotny. Bo rozważania autorki i przeprowadzone przez nią rozmowy prowokują do postawienia sobie kilku pytań. Czy potrafimy być samotni? Czy boimy się samotności? Czy przeciwnie, marzymy o niej, choćby na chwilę? Czy to, że mamy wielu przyjaciół, znajomych, że stale bywamy wśród ludzi, automatycznie oznacza, że nie jesteśmy samotni? W każdym razie ja przejrzałam się w książce Katarzyny Tubylewicz jak w lustrze.
Ciekawie napisałaś, ciekawie wygląda. Czytałam wcześniej Moralistów i jestem dobrego zdania o autorce. Pozdrawiam 😀
OdpowiedzUsuń