Monika Śliwińska "Muzy Młodej Polski. Życie i świat Marii, Zofii i Elizy Pareńskich"

Mam takie wrażenie, że o książkach Moniki Śliwińskiej zaczęło się

mówić niedawno. Z okazji sto dwudziestej  rocznicy wystawienia "Wesela" wysłuchałam przynajmniej dwóch wywiadów z pisarką. Niezorientowanym wyjaśniam, że Monika Śliwińska jest autorką miedzy innymi biografii Wyspiańskiego. A może to mnie dotąd coś umykało? Ale przecież trzymam rękę na pulsie, uważnie śledzę książkowy światek. Gdzieś tam wiedziałam o pisanych przez nią biografiach, najczęściej chyba wpadały mi w oczy ich okładki reklamowane przez jedną z ebookowych księgarni. Niby miałam ochotę na lekturę, bo tematyka interesująca, no ale nie lubię kupować kota w worku. Dopiero kiedy Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński w jednym z wywiadów przy okazji promocji kolejnego kryminału z serii o profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej z uznaniem wyrazili się o pracy Moniki Śliwińskiej, postanowiłam sięgnąć po jej książki. Na pierwszy ogień poszła pierwsza - biografia sióstr Pareńskich "Muzy Młodej Polski. Życie i świat Marii, Zofii i Elizy Pareńskich" (Iskry 2014). Lubię takie lektury - są jak odkrywanie nowych światów. 

Co wiedziałam wcześniej o siostrach Pareńskich? Że Maryna i Zosia zostały uwiecznione przez Stanisława Wyspiańskiego w "Weselu", że je malował. Że Zofia była żoną Boya. O najmłodszej, Elizie, zwanej Lizką, właściwie nic. No i jeszcze że pochodziły ze znanej krakowskiej rodziny. Tyle. Tymczasem ich historie są fascynujące i przejmujące. Dlaczego? Wychowywane w zamożnym domu, w pałacyku otoczonym ogrodem na ulicy Wielopole, wśród artystów, którzy przewijali się przez salon prowadzony przez ich matkę Elizę. Ojcem był znany i ceniony krakowski lekarz. Starsze siostry, Maryna i Zosia, zwana Fusiem, od początku były samodzielne i potrafiły walczyć o swoje. Malował je Wyspiański, na którego talencie poznała się ich matka, wspierając go i promując. Potem zostały uwiecznione przez niego w "Weselu", co w krakowskim mieszczańskim światku wywołało skandal. Najbardziej konwencjonalnie potoczyło się życie Maryny, która wyszła za mąż za znanego lekarza Jana Raczyńskiego. Chociaż i w niej kochał się nieszczęśliwie Witold Wojtkiewicz. Na jej życiu cieniem położyła się druga wojna. Zginęła rozstrzelana razem z trzecim mężem, profesorem Uniwersytetu Lwowskiego Janem Grekiem. W tej samej egzekucji stracili życie inni profesorowie i jej szwagier, Tadeusz Boy Żeleński. Wiedziałam o tej zbrodni, ale kiedy poznaje się dramatyczne szczegóły i przyczynę aresztowania akurat ich, kiedy czyta się relację z tamtej tragicznej nocy, kiedy czyta się o tym, jak długo nikt z najbliższych nie miał pojęcia, co się stało z Maryną, jej mężem i szwagrem, to wszystko robi wstrząsające wrażenie. Nie tylko to. 

Im dłużej zagłębiałam się w książkę Moniki Śliwińskiej, tym bardziej byłam przygnębiona. Dlaczego? Bo kiedy poznawałam historię sióstr Pareńskich, to trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że jest to opowieść o końcu pewnego świata, o końcu rodziny, niegdyś znaczącej i zamożnej, z której bogactwa, a tym bogactwem były także wybitne dzieła sztuki - obrazy Wyspiańskiego, Witkacego i innych młodopolskich malarzy, nic niemal nie zostało. Pałac na ulicy Wielopole, który od dawna nie należał już do rodziny, nie przypominał tego z czasów swojej świetności. Szczególnie  ucierpiał ogród. W ruinę popadł letni dom rodziny w Tenczynku pod Krakowem, w którym siostry Pareńskie i liczni znajomi rodziny spędzali letnie miesiące. Część obrazów spłonęła w powstaniu warszawskim, część została skradziona z lwowskiego mieszkania Maryny i jej męża. Z trzech sióstr przy życiu pozostała tylko jedna, Zofia, ich brat, lotnik, dawno zginął w katastrofie samolotu. Kiedy czyta się opowieść o ich losach, czuć, jak bezlitośnie płynie czas, morderca młodości, jak bezlitośnie obeszła się z nimi Historia. 

Przejmujące są też losy najmłodszej z sióstr, Lizki. Od zawsze innej, lękliwej, wycofanej, wrażliwej. Ukojenia, i to od wczesnej młodości, szukała w alkoholu i narkotykach. W zwalczeniu nałogu nie pomogło jej małżeństwo z młodopolskim poetą Edwardem Leszczyńskim. Jej historia kończy się tragicznie. Jak? Można bez problemu sprawdzić, ale lepiej przeczytać książkę. Smutne są losy jej jedynego syna, Witolda. 

Wielkim zaskoczeniem okazała się dla mnie Zofia. Moim zdaniem najbardziej niesamowita i nietuzinkowa z sióstr. Może dlatego, że miałam w głowie zupełnie fałszywy jej obraz? Kiedy przed laty czytałam autobiografię Ireny Krzywickiej "Wyznania gorszycielki", która była wieloletnią partnerką-kochanką Boya, wyobraziłam sobie Zofię jako poczciwą żonę, która godzi się z tym, że mąż romansuje z inną kobietą. Dziś nie umiem powiedzieć, czy tak przedstawiła ją Krzywicka, czy moja pamięć zniekształciła jej obraz. Tymczasem Zofia nie miała w sobie nic z poczciwej kobiety! Nie była nudną, nieszczęśliwą, zdradzaną żoną. Dość szybko po ślubie uczucie małżonków wyparowało, ale to nie przeszkodziło im zostać ze sobą do końca. Łączyła ich przyjaźń, syn i wspólna praca. Po tragicznej śmierci męża Zofia walczyła o zachowanie jego literackiej spuścizny, o pamięć o nim. A ich życie osobiste? Oboje mieli bujne. Boy był niezwykle kochliwy, stale wplątywał się w romanse. Zofia również wchodziła w bardzo intensywne pozamałżeńskie związki - z dziennikarzem Czasu Rudolfem Starzewskim, również uwiecznionym na kartach "Wesela", i z Witkacym. Na tych miłościach cieniem położyły się tragiczne okoliczności śmierci jej ukochanych. A za Krzywicką nie przepadała. Może dlatego, że z nią Boy, w przeciwieństwie do innych, romansował na oczach wszystkich? Ale to nie przeszkodziło Zofii pomagać jej w czasie wojny.

Ale historie trzech sióstr to nie wszystko. Bo książka Moniki Śliwińskiej jest czymś więcej niż tylko biografią Maryny, Zofii i Lizki Pareńskich. Zgodnie z tytułem to także opowieść o ich świecie, a więc również o ludziach z nimi związanych. "Muzy Młodej Polski" składają się z krótkich rozdziałów tworzących coś w rodzaju epizodów z życia ludzi, którzy obracali się w orbicie rodziny Pareńskich. Teraz przyszło mi do głowy, że ta książka to połączenie klasycznej biografii z leksykonem. Brzmi dziwnie, ale coś w tym jest. Być może komuś nie będzie odpowiadała taka forma przyjęta przez autorkę, mnie nie przeszkadza. Ta lektura to kopalnia wiadomości, niezwykłe odkrycia, wiele wzruszeń i spotkań z fascynującymi postaciami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty