"Jak najdalej stąd"

O ile na dokument o Tonym Haliku, o którym pisałam ostatnio, czekałam od dawna, to zanim zdecydowałam się na najnowszy film Piotra Domalewskiego "Jak najdalej stąd", biłam się z myślami, co wybrać - w grę wchodziły jeszcze gruziński "A potem tańczyliśmy" (może jeszcze obejrzę) i "Interior" Marka Lechkiego (niestety już nie grają). A jest jeszcze "Nadzieja", która też ma dobrą prasę.
 
 
Chyba z powodu lockdownu nie miałam pojęcia, że Piotr Domalewski, autor rewelacyjnej "Cichej nocy", zrobił kolejny film. Przy okazji dowiedziałam się, że to on wyreżyserował przejmujący trzydziestominutowy obraz "60 kilo niczego", który kiedyś udało mi się obejrzeć. Teraz dość często pokazywany jest na jednym z filmowych kanałów. Polecam. W krótkiej, skondensowanej formie Domalewski poruszył problem traktowania w Polsce ukraińskich pracowników. Główny bohater, grany przez Grzegorza Damięckiego, pierwszego dnia swojej pracy na stanowisku kierownika w kopalni kruszców stanie przed nie lada dylematem moralnym i znajdzie się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Naprawdę świetny film. Piszę o nim tyle nie tylko dlatego, aby zachęcić do obejrzenia. Otóż wszystkie trzy filmy Piotra Domalewskiego stanowią trylogię, w której porusza temat emigracji. "Jak najdalej stąd" jest jej zamknięciem. 
 
 
 
Tak jak w "Cichej nocy" znajdziemy też i tu podobne problemy związane z rodzinnymi relacjami. Jak nieobecność ojca wpływa na rodzinę? Na jego relacje z dziećmi? Dlaczego decyduje się na zostawienie rodziny i wyjazd? Tym razem główną bohaterką jest siedemnastoletnia Ola, w tej roli znakomita debiutantka Zofia Stafiej, samodzielna, twarda, bezczelna, szorstka w obyciu, ale wrażliwa. Mieszka z matką i niepełnosprawnym bratem wymagającym opieki, ojciec od lat pracuje w Irlandii. Marzy o samochodzie, który obiecał jej kupić, kiedy tylko zrobi prawo jazdy. Niestety jej plany wezmą w łeb, gdy przyjdzie wiadomość o tragicznej śmierci ojca. Musi polecieć do Irlandii, aby dopełnić wszystkich formalności i sprowadzić jego ciało, a z powodów finansowych nie będzie to łatwe. Ola, niczym współczesna Antygona, robi wszystko, aby pogrzeb ojca mógł odbyć się w Polsce. Zostanie postawiona przed  trudnymi wyborami - trzeba będzie coś poświęcić, łamać prawo, walczyć. Z zapartym tchem obserwujemy jej gorączkową gonitwę i szamotaninę. Zdecydowanie za dużo spada na barki siedemnastolatki. Matka z jednej strony strofuje ją jak dziecko, z drugiej składa na nią ciężar ponad siły. Ale Ola nie tylko próbuje wykonać powierzone jej zadanie, chce się dowiedzieć czegoś o ojcu, którego prawie nie znała. Jaki był? Kim był? 

Film świetnie się ogląda i naprawdę warto go zobaczyć. Jest dynamiczny, ma szybkie tempo, nie lukruje rzeczywistości i znajdziemy tu kilka znakomitych ról - na ekranie w mniejszych lub większych rolach pojawiają się Kinga Preis, Arkadiusz Jakubik i Tomasz Ziętek. Mimo tych komplementów muszę szczerze napisać, że po seansie czułam niedosyt. Może dlatego, że Piotr Domalewski "Cichą nocą" wysoko ustawił sobie poprzeczkę. "Jak najdalej stąd" nie jest filmem tak subtelnym w pokazywaniu relacji rodzinnych. Poza tym miałam wrażenie, że to wszystko już gdzieś widziałam i wtedy zrobiło na mnie znacznie większe wrażenie. O relacjach rodzinnych już wspominałam - znacznie głębiej i finezyjniej pokazał je Domalewski w swoim poprzednim filmie. Oglądając "Jak najdalej stąd", miałam jeszcze dwa skojarzenia. Pierwsze ze znakomitym dokumentem Anny Zameckiej "Komunia" poruszającym podobny problem - dziecka, które musi brać na siebie obowiązki dorosłych, bo im brakuje dojrzałości. Matka Oli wprawdzie nie jest beztroska i niedojrzała, opieka nad niepełnosprawnym synem to zadanie ponad siły, a każe córce jechać do Irlandii dlatego, bo sama nie zna języka i wie, że nie poradzi sobie w trudnej sytuacji, ale sprawia wrażenie, jakby nie do końca rozumiała, jakie zadanie zrzuciła na barki nastolatki. Drugie skojarzenie to "Ja, Daniel Blake" Kena Loacha, film pozornie odległy od obrazu Piotra Domalewskiego. A przywołuję go tutaj dlatego, bo w przejmujący sposób pokazuje bezradność człowieka, robotnika nie z własnej winy pozbawionego środków do życia, w zetknięciu z bezduszną machiną różnych instytucji teoretycznie powołanych do tego, aby pomagać takim ludziom jak Daniel Blake. Ola jest trochę w podobnej sytuacji. To właśnie te filmy przypomniały mi się w trakcie seansu i to one zrobiły na mnie znacznie większe wrażenie. Ale "Jak najdalej stąd" zdecydowanie warto zobaczyć. Choćby dla magnetycznej Zofii Stafiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty