"Tony Halik"

Jesień obrodziła premierami i znowu muszę wybierać. Z kilku filmów, które mogłabym obejrzeć, zdecydowałam się na dwa - "Jak najdalej stąd" Piotra Domalewskiego, o nim następnym razem, i dokument Marcina Borchardta "Tony Halik", na który czekałam od dawna. Już kilka miesięcy temu wysłuchałam w radiu rozmowy z reżyserem, a ostatnio z okazji premiery filmu dwóch kolejnych. Pomysł, by na ekranie opowiedzieć o Tonym Haliku, amerykańskim dziennikarzu o polskich korzeniach pracującym dla amerykańskich stacji telewizyjnych i gazet, podróżniku, autorze popularnych programów telewizyjnych (najpierw w telewizji amerykańskiej, potem w siermiężnych latach perelowskich w polskiej), wziął Marcin Borchardt z reporterskiej książki Mirosława Wlekłego "Tu byłem. Tony Halik" wydanej w 2017 roku przez Agorę, która też miała bardzo dobre recenzje. Skąd to zainteresowanie? Otóż Tony Halik to postać niezwykle barwna, jak się okazuje skrywająca pewne tajemnice. Obaj autorzy zadają sobie pytanie, na ile kreował siebie? Czy wszystko, co o sobie opowiadał, zdarzyło się naprawdę?

 

Film Marcina Borchardta składa się tylko z materiałów dokumentalnych - fragmentów rozmaitych filmów, wywiadów, ale przede wszystkim z tego, co kręcił samTony Halik, z jego programów telewizyjnych, tych amerykańskich robionych razem z pierwszą żoną, Francuzką Pierette, i wzorowanych na nich polskich, których współgospodynią była jego druga żona, Elżbieta Dzikowska. To dla niej porzucił Amerykę i zamieszkał w komunistycznej Polsce, co, jak się okazuje, miało swoją cenę. Nie ma tu gadających głów. Opowieści o Tonym Haliku słyszymy z offu. Opowiadają o nim syn z pierwszego małżeństwa, Elżbieta Dzikowska i kilku jego przyjaciół, ci, którzy znali go z Ameryki i ci, którzy zetknęli się z nim w Polsce.

 


Ogląda się ten film znakomicie. Nie wiem, kiedy minęło półtorej godziny spędzone w kinie. Szczególnie zainteresowały mnie materiały z amerykańskiego okresu życia Tonego Halika, zwłaszcza fragmenty filmów z podróży przez obie Ameryki, którą odbył razem z Pierette i małym synem. Wtedy dopiero próbował zaczepić się w dziennikarskim fachu, co udało mu się dopiero po latach. Podróże i przygody były jego pasją, to im podporządkował wszystko. Obie jego żony dzieliły te zainteresowania, ale małego syna nikt nie pytał, czy chce mieć takie dzieciństwo. Wielu pewnie mu zazdrości, też chcieliby przeżyć taką przygodę, mieć tak zwariowanych rodziców, a jednak takie życie wagabundy ma swoją cenę. 

Oglądając film, uświadamiałam sobie, jak niewiele wiedziałam o Tonym Haliku. Ani jakie były jego polskie korzenie, ani o jego amerykańskiej karierze, ani o tym, dlaczego porzucił Amerykę i osiedlił się w siermiężnej, komunistycznej Polsce, ani tym bardziej o tym, że był korespondentem w stoczni gdańskiej w czasie strajków. A już w ogóle nie miałam pojęcia, jakie tajemnice skrywał. 

Za takie życie, jakie prowadził Tony Halik, płaci się cenę. Cenę normalnego dzieciństwa syna, cenę kompromisów i ustępstw, wreszcie cenę zdrowia i krótszego życia. Czy warto, na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Jak mówi Elżbieta Dzikowska, on na pewno wolał żyć krócej, za to pełną piersią. Na ekranie oglądamy szczęśliwego, szeroko uśmiechniętego, spełniającego swoje marzenia człowieka. To, co go gryzło, skrywał głęboko.

1 komentarz:

  1. Miałem ostatnio oglądać ten film, ale wybrałem inny. Teraz widzę, że nic o kolesiu nie wiem a był on tak barwną postacią.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty